Po tym, co wydarzyło się w Port Arturze, na Hajnanie dobrze
zdawano sobie z zagrożenia atakiem sił japońskich na główną bazę polskich sił
morskich na wyspie. Postanowiono więc temu zaradzić poprzez postawienie
defensywnych pól minowych zabezpieczających podejścia do bazy. Mogło się to
jednak odbyć wyłącznie pod osłoną sił floty, bowiem samotny stawiacz min
zapewne zostałby rozstrzelany przez siły japońskie zanim by zdołał wykonać
swoje zadanie.
W połowie czerwca 1904 r. udało się wreszcie przywrócić do
pełnej sprawności pancernik Kazimierz II Sprawiedliwy, który jak pamiętamy miał
awarię kotłów i nie brał dotąd udziału w żadnych działaniach. Dysponując dwoma nowoczesnymi
pancernikami, krążownikiem pancernym, dwoma
krążownikami pancernopokładowymi oraz mniejszymi jednostkami, polskie
dowództwo na Hajnanie nie obawiało się już zmierzyć z japońską eskadrą
blokującą.
Japońskie siły pod Hajnanem w tym czasie składały się z
krążowników Itsukushima, Matsushima i Hashidate, starego pancernika Chin Yen, krążownika pancernego Chiyoda oraz starego
krążownika Sai Yen wspomaganych przez mniejsze jednostki (kanonierki,
torpedowce, zaadaptowane jednostki cywilne). W pewnym sensie (i do pewnego tylko, na szczęście, stopnia) miała się więc
powtórzyć sytuacja sprzed dekady, kiedy to japońskie krążowniki zmierzyły się m.in.
z parą chińskich pancerników i wyszły z tej konfrontacji zwycięsko.
Ze strony polskiej do planowanej operacji wyznaczono praktycznie
wszystkie wartościowe jednostki, w tym obydwa pancerniki, krążownik pancerny
dwa krążowniki pancernopokładowe, kanonierki Agamemnon, Odyseusz, Kraken i
Sfinks, kanonierki torpedowe Orion, Talos i Perseusz oraz 4 niszczyciele.
Pola minowe miał postawić zaopatrzeniowiec Nowa Kurlandia,
na który na tę okoliczność załadowano ostatnie 200 min jakie pozostały w
składach na wyspie.
Do sił osłonowych wybrano tylko okręty mogące rozwijać co
najmniej 15 w. Siły te podzielono na cztery zespoły, mające odmienne zadania i
grupujące jednostki o grubsza zbliżonych charakterystykach. Główne siły
stanowiły oba pancerniki, krążownik pancerny i krążownik Grunwald (łącznie:
8x254, 12x203, 18x152 przeciwko: 3x320, 4x305, 2x210, 5x152/150 i 44x120). Te
jednostki miały wziąć na sobie główny ciężar boju artyleryjskiego. Krążownik
Cedynia wraz z kanonierkami miał stanowić bezpośrednią osłonę stawiacza min.
Natomiast kanonierki torpedowe i niszczyciele miały działać w ramach dwóch
oddzielnych szybkich zespołów, szukających okazji do przeprowadzenia ataku
torpedowego.
Mając świadomość przewagi wroga w artylerii szybkostrzelnej
oraz własnej w opancerzeniu, polski dowódca, a był nim kadm. Szczęsnowicz,
zamierzał toczyć bój na dużym dystansie, nawet jeśli miały by w nim wziąć
udział (ze względu na zasięg artylerii) tylko obydwa pancerniki. Ich
opancerzenie stanowiące ekwiwalent 194 mm stali Kruppa na burcie stawało się
bowiem na dystansie ok. 9 km
odporne na trafienia pocisków kal. 320 mm. Tego admirał polski co prawda dokładnie
nie wiedział, ale zdawał sobie sprawę z ogólnej prawidłowości, że w miarę
wzrostu odległości polskie jednostki będą bardziej odporne na ostrzał japoński,
niż okręty japońskie na ostrzał polski. Ponadto duży dystans ogromnie
utrudniałby wrogim krążownikom wstrzeliwanie się ze swoich pojedynczych, wolno
strzelających dział.
Japoński dowódca z kolei był świadomy, że polskie 10-calówki
mogą przebijać pancerz jego okrętów z każdego praktycznie dystansu jaki realnie
wchodził w grę, więc nie było sensu utrzymywać dalekiego dystansu. Liczył on,
że na mniejszym dystansie i przy lepszym wyszkoleniu swoich artylerzystów zdoła
istotnie pokiereszować polskie jednostki ogniem własnej artylerii ciężkiej i
szybkostrzelnej, ponadto miał informacje o tylko jednym polskim pancerniku na
Hajnanie, który siłą rzeczy mógłby razić ogniem swych ciężkich dział co
najwyżej dwa jego okręty. Srodze miał się japoński admirał rozczarować..
25 czerwca wyszły w morze siły główne i zespoły okrętów
torpedowych, a wkrótce po nich także transportowiec z ładunkiem min wraz ze
swoją eskortą. Japończyków napotkano na Morzu Południowochińskim, ok. 60 Mm na wschód od Haikou. Polska
eskadra poruszała się kursem 600, płynąc w szyku torowym – najpierw
obydwa pancerniki, a za nimi krążowniki. Okręty torpedowe płynęły na lewym
trawersie sił głównych. Japończycy poruszali się również szykiem torowym,
kursem 2100. Obydwa zespoły dostrzegły się z dystansu ok. 20 km. Japończycy zwiększyli
prędkość do maksymalnej możliwej do osiągnięcia przez zespół, tj. 16 w., chcąc
jak najszybciej skrócić dystans (w efekcie czego Chin Yen i Sai Yen zaczęły
nieco zostawać w tyle).
Gdy odległość spadła do ok. 10 km, polski zespół wykręcił
na południe i otworzył ogień. Chcąc korzystać z całości posiadanej ciężkiej
artylerii (przypomnijmy – Matsushima miał swoje działo na rufie) japoński
dowódca, wiceadm. Kataoka, również skręcił na południe, przyjmując kurs
równoległy do polskiej eskadry.
Tymczasem polskie siły torpedowe zwiększyły prędkość do
prawie 20 w. i szerokim łukiem zaczęły obchodzić pole walki od północy, gdzie
mogły by szukać okazji do poszczerbienia wrogich sił atakiem torpedowym. Widząc
co się święci, adm. Kataoka do odparcia spodziewanego ataku wysłał całe
posiadane siły lekkie w postaci 6 torpedowców, którym dał wsparcie w postaci
krążownika pancernego Chiyoda dysponującego silną baterią 10 dział
szybkostrzelnych kal. 120 mm..
Siłą rzeczy w zasięgu starcia z polskimi siłami lekkimi miały znaleźć się także
Chin Yen i Sai Yen, pozostające coraz bardziej w tyle za własnymi siłami
głównymi.
Na uboczu bitwy sił głównych rozgorzała zacięta walka
okrętów torpedowych. W gwałtownym i chaotycznym starciu górę początkowo wzięli
Polacy, dysponujący przewagą ilościową i jakościową nad torpedowcami
japońskimi, z których najsilniejszy i najnowocześniejszy Hayabusa liczył sobie
zaledwie152 tony. Nim wsparcia zdążył im udzielić Chiyoda, płonącymi wrakami były
Fukuryu i Shirataka, a Hayabusa, który otrzymał celne trafienie w przewód parowy
i musiał zastopować maszyny, został wkrótce potem ugodzony celną torpedą
kanonierki torpedowej Perseusz i momentalnie poszedł na dno. Dopiero wtedy
zdążył włączyć się do walki japoński krążownik pancerny, który wkrótce celnym
ogniem odpędził polskie jednostki, topiąc kanonierkę torpedową Talos oraz
uszkadzając ciężko niszczyciele Bryza i Tornado. Ten ostatni otrzymał m.in.
kilka trafień w maszynownię. Jego prędkość spadła do 10 w. i nie był zdolny do
ucieczki, więc załoga wywiesiła biała flagę a następnie samozatopiła jednostkę.
Z wystrzelonych przez polskie niszczyciele w stronę Chiyody torped niestety
żadna nie trafiła. Mając puste wyrzutnie i nie mogąc się mierzyć z krążownikiem
w boju artyleryjskim, polskie okręty oddaliły się z miejsca bitwy na zachód,
pod osłonę własnej linii bojowej.
Tymczasem od 30 minut trwał bój artyleryjski pancerników Mieszko
I i Kazimierz II Sprawiedliwy z krążownikami Itsukushima, Matsushima i
Hashidate, w którym polskie jednostki zdążyły kilkukrotnie trafić wrogie okręty
nie zadając im jednak na razie poważniejszych szkód, nie będąc trafionymi ani
razu. Widząc słabą skuteczność ognia swoich okrętów adm. Kataoka podjął próbę
skrócenia dystansu, co się jednak nie powiodło, bowiem polskie pancerniki
dysponowały przewagą prędkości i wykonały stosowny manewr w celu utrzymania
odległości. Mimo to Japończycy odnieśli pierwszy sukces – celny pocisk kal. 320 mm trafił w kadłub Kazimierza
II Sprawiedliwego tuż nad krawędzią pancerza burtowego i uderzył barbetę dziobowej
wieży pancernika. Sama barbeta wytrzymała, ale wstrząs uszkodził mechanizmy
obrotu wieży i w efekcie okręt został pozbawiony połowy swojej ciężkiej
artylerii.
Trafiali też Polacy, w tym raz wyjątkowo skutecznie – jeden
z pocisków 10-calowych ugodził w pancerną kopułę osłaniającą działo 320 mm na krążowniku
Matsusuhima, przebijając ją i powodując
pożar i śmierć niemal całej obsługi działa. By nie dopuścić do wybuchu amunicji
bądź ładunków miotających zalano komory amunicyjne i tym samym okręt w zasadzie
stracił wartość bojową w starciu z polskimi pancernikami. Dwa inne pociski
trafiły w rejon linii wodnej okrętu, wpuszczając do kadłuba kilkaset ton wody i
zmniejszając prędkość. Kilka trafień dosięgło także pozostałe jednostki
japońskiego zespołu, nie zadając jednak istotnych uszkodzeń (na Hashidate
zwalony został maszt, Itsukushima miała rozbite 2 działa 120 mm). Wreszcie japoński
admirał zorientował się że ma do czynienia aż z dwoma polskimi pancernikami
(wcześniej rozpoznanie polskich sił utrudniało zachodzące słońce, znakomicie
utrudniające Japończykom obserwację i skuteczne trafianie). Cóż było robić –
uciekać z podkulonym ogonem to niegodne samurajów, zresztą trzeba by zostawić
na pastwę wroga uszkodzoną i coraz bardziej zwalniającą Matsushimę, natomiast bić się dwoma
krążownikami przeciw nieźle strzelającym dwóm pancernikom nie rokowało
większych szans. Adm. Kataoka wydał rozkaz by nieco zwolnić, tak by dać szansę
wciąż goniącemu krążowniki pancernikowi Chin Yen na włączenie się do akcji. Ponadto,
nadchodził zachód słońca i można było liczyć na wyrównanie się warunków
oświetleniowych dla obydwu stron a mając dodatkowe 4 działa 305 mm w akcji, można było
liczyć na odwrócenie losów starcia. Zanim to wszystko jednak nastąpiło, kolejne
trafienia dosięgły Matsushimę, tym razem uszkadzając ster i powodując wyjście
jednostki z szyku, kolejne trafienia otrzymał też flagowy krążownik Itsukushima.
Teraz już nie było żartów – japoński dowódca dał sygnał do odwrotu. Itsukushima
i Hashidate wykręciły ostro na wschód i zaczęły się oddalać z pola bitwy.
Podobny manewr wykonały pozostające z tyłu szyku Chin Yen i Sai Yen. Odwrót
miały osłonić pozostałe z pogromu w początkowej fazie bitwy torpedowce,
wystrzelone przez nie torpedy zmusiły polskie pancerniki do wykonania uników,
przez co japońskie krążowniki zdołały się w zapadających ciemnościach zdołały
zwiększyć dystans od pościgu. Z polskich pancerników flagowy Mieszko I próbował
je nadal gonić i nawet otwarł ogień, ale w zapadających ciemnościach nie udało
się osiągnąć trafień i ostatecznie obydwa krążowniki oderwały się od pościgu.
Tymczasem drugi z pancerników, wobec uszkodzenia wieży dziobowej i niemożności
prowadzenia ognia do ściganych Japończyków, został odesłany do dobicia
Matsushimy.
W międzyczasie płonącą i krążącą wolno z zablokowanym sterem
Matsushimą zajęły się podążające za pancernikami krążowniki Grunwald i Bolesław
Chrobry. Japoński okręt jednak nie kapitulował, co więcej odpowiadał z rzadka z
ocalałych dział, został więc dosłownie rozstrzelany ogniem obydwu krążowników,
do których wkrótce dołączył Kazimierz II Sprawiedliwy.
Ostatnim epizodem bitwy była nocna próba storpedowania
uchodzącego na północny wschód pancernika Chin Yen przez kanonierkę torpedową
Orion. Z dwóch wystrzelonych przez nią torped jedna trafiła we wrogi pancernik,
ale najprawdopodobniej nie zadziałał zapalnik, bądź torpeda przeszła pod dnem
japońskiego okrętu. Tak czy inaczej – pancernik nie został uszkodzony, a polski
okręt za swoją próbę zapłacił ceną najwyższą – został bowiem dosłownie
rozniesiony na strzępy z najbliższej odległości ogniem szybkostrzelnych
6-calówek Chin Yen..