środa, 2 listopada 2022

Czteropokładowiec Duke of Kent

Dziś okręt jakiego na blogu (i w rzeczywistości) jeszcze nie było – nie dość, że czysto żaglowy, z okresu do jakiego na blogu jeszcze się nie zapuszczałem (okres niedługo po wojnach napoleońskich) to jeszcze… czteropokładowy. I to prawdziwie czteropokładowy wg XIX-wiecznego znaczenia tego terminu, a nie „udawany” jak okręty w typie Santisima Trinidad, Pennsylvania czy Valmy.
Ten brytyjski okręt miał nosić miano Duke of Kent i miał zostać uzbrojony w 170 dział, w tym 36 32-funtówek na dolnym pokładzie, 38 24-funtówek na drugim od dołu, po 38 18-funtówek na dwóch kolejnych oraz 14 karonad 32-funtowych na pokładzie rufowym i 6 takich samych na pokładzie dziobowym. Okręt nie miał posiadać już rufówki, bo i bez tego był już wystarczająco wysoki (co z punktu widzenia własności żeglugowych i stateczności nie było korzystne).
Autorstwo projektu przypisuje się Josephowi Tuckerowi, który był głównym szkutnikiem w Chatham i jest datowany na 1809 r., co jest jednak wątpliwe. Projekt jest znany z modelu sporządzonego przed 1852 r., na którym ma on tzw. okrągłą rufę Seppingsa (wprowadzoną w 1816 r.). Z kolei uzbrojenie jego miało składać się z armat 3 różnych wagomiarów, zatem odnosi się raczej do okresu sprzed 1826 r., kiedy to w Royal Navy ujednolicono wagomiar armat okrętowych na poziomie 32 funtów. Zatem skłaniam się do opinii, ż projekt pochodzi z lat pomiędzy 1816 r. a 1826 r. Wyliczona na podstawie ww. modelu długość okrętu po dolnym pokładzie wynosi 221 stóp (67,36 m), a szerokość – 62 stopy i 5 cali (19,02 m). Internetowe informacje mówią, iż okręt miał mieć tonaż rzędu 3700 ton (mnie wyszło 3804 ton). Wyporność mogła sięgać 5500-6000 ton.
Poniżej moja wizualizacja tego okrętu i – choć to kontrowersyjne – odpowiednio zmodyfikowany raport springsharpa (by pozostać w dotychczasowej konwencji postów na blogu). 







Duke of Kent, British ship of the line laid down 1821, launched 1823

Displacement:
    5 950 t normal (tonnage 3 804 t)

Dimensions: Length overall / water x beam x draught
    260,35 ft / 223,69 ft x 62,40 ft x 28,15 ft (normal load)
    79,36 m / 68,18 m x 19,02 m  x 8,58 m

Armament:
      36 - 32pdr guns in single mounts, 32lbs / 14,52kg shells, 1821 Model
      Smoothbore guns in broadside mounts
      on side, evenly spread
      36 guns on gundeck
      38 - 24pdr guns in single mounts, 24lbs / 10,89kg shells, 1821 Model
      Smoothbore guns in broadside mounts
      on side, evenly spread
      38 guns on gundeck
      38 - 18pdr guns in single mounts, 18lbs / 8,16kg shells, 1821 Model
      Smoothbore guns in broadside mounts
      on side, evenly spread
      38 guns on gundeck
      38 - 18pdr guns in single mounts, 18lbs / 8,16kg shells, 1821 Model
      Smoothbore guns in broadside mounts
      on side, evenly spread
      38 guns on gundeck
      20 - 32pdr guns in single mounts, 32lbs / 14,52kg shells, 18521Model
      Carronades in broadside mounts
      on side ends, evenly spread
    Weight of broadside 2 036 lbs / 924 kg
    Shells per gun, main battery: 150

Propulsion:
    Sails,

Complement:
    1200

Cost:
    £0,425 million / $1,702 million

Distribution of weights at normal displacement:
    Armament: 274 tons, 4,6%
    Hull, fittings & equipment: 4 976 tons, 83,6%
    Fuel, ammunition & stores: 365 tons, 6,1%
    Miscellaneous weights: 335 tons, 5,6%

Overall survivability and seakeeping ability:
    Survivability (Non-critical penetrating hits needed to sink ship):
      4 293 lbs / 1 947 Kg = 134,2 x 32pdr shells
    Stability (Unstable if below 1.00): 0,80
    Metacentric height 1,5 ft / 0,5 m
    Roll period: 21,4 seconds
    Steadiness    - As gun platform (Average = 50 %): 100 %
            - Recoil effect (Restricted arc if above 1.00): 0,65
    Seaboat quality  (Average = 1.00): 2,00

Hull form characteristics:
    Hull has raised forecastle, raised quarterdeck
    Block coefficient: 0,530
    Length to Beam Ratio: 3,58 : 1
    'Natural speed' for length: 14,96 kts
    Power going to wave formation at top speed: 0 %
    Trim (Max stability = 0, Max steadiness = 100): 50
    Bow angle (Positive = bow angles forward): 34,50 degrees
    Stern overhang: 10,96 ft / 3,34 m
    Freeboard (% = measuring location as a percentage of overall length):
       - Stem:        37,40 ft / 11,40 m
       - Forecastle (29%):    37,40 ft / 11,40 m (31,92 ft / 9,73 m aft of break)
       - Mid (50%):        30,91 ft / 9,42 m
       - Quarterdeck (40%):    36,91 ft / 11,25 m (31,43 ft / 9,58 m before break)
       - Stern:        40,39 ft / 12,31 m
       - Average freeboard:    35,99 ft / 10,97 m

Ship space, strength and comments:
    Space    - Hull below water (magazines/engines, low = better): 43,3%
        - Above water (accommodation/working, high = better): 163,1%
    Waterplane Area: 9 240 Square feet or 858 Square metres
    Displacement factor (Displacement / loading): 236%
    Structure weight / hull surface area: 202 lbs/sq ft or 986 Kg/sq metre
    Hull strength (Relative):
        - Cross-sectional: 0,88
        - Longitudinal: 57,41
        - Overall: 1,33
    
    Hull space for machinery, storage, compartmentation is excellent
    Room for accommodation and workspaces is excellent
    Ship has slow, easy roll, a good, steady gun platform
    Excellent seaboat, comfortable, can fire her guns in the heaviest weather

37 komentarzy:

  1. Co można powiedzieć.
    Piękny po prostu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, bardzo mi miło, że Ci się podoba :)

      Usuń
    2. Mnie także podoba się, ale na merytoryczny komentarz nie wysilę się, bo jest to dla mnie problematyka zupełnie obca. Tym niemniej gratuluję polotu weny twórczej! :)
      ŁK

      Usuń
    3. Cieszy mnie, że Ci się spodobał. Dodam, że tematyka okrętów żaglowych jest również niezwykle ciekawa, choć stosunkowo mało popularna. Mnie swego czasu mocno zafascynowała, bodaj pod wpływem powieści C.S. Forestera o Hornblowerze oraz artykułu Krzysztofa Gerlacha o „strzyżonych” liniowcach z bodaj 1990 r. w istniejącym wówczas jeszcze Morzu. Miałem wtedy taki okres, że poza żaglowcami świata nie widziałem. A dostępu do wiedzy o nich specjalnie nie było. Internetu na początku w ogóle nie było, a i potem pod tym względem mało co jeszcze oferował, do zagranicznych publikacji dostępu nie miałem, więc każdy skrawek informacji czy ilustracja były na wagę złota. Pamiętam, jak dorwałem album z obrazami Ajwazowskiego, który dużo malował żaglowców – po prostu oniemiałem. Do dziś robią na mnie niesamowite wrażenie. Każdy artykuł Krzysztofa Gerlacha który w drugiej połowie lat 90-tych publikował w MSiO był prawdziwą ucztą, którą celebrowałem z namaszczeniem. Cóż to były za czasy…

      Usuń
    4. Żeby nie być gołosłownym: https://www.tapeciarnia.pl/tapety/normalne/141036_biale_zaglowce_zegluga.jpg
      Czyż to nie piękne?

      Usuń
    5. Również zachwycałem się Ajwazowskim i miałem jego album (może ten sam?). Zresztą fascynuje mnie do dziś, aczkolwiek z nieco innego punktu widzenia. Na obrazie przedstawiającym pożar Moskwy w 1812 widać lecące na nią z nieba/kosmosu pociski rakietowe. Temat skrzętnie omijany ze względu na niezgodność z oficjalną wersją historii, ale znajdujący potwierdzeni m.in. w zachowanym pamiętniku francuskiego oficera.
      https://galeria-zdjec.com/pozar-moskwy-w-1812-roku-iwan-ajwazowski/
      Aleksander

      Usuń
    6. Akurat tego obrazu nie znałem. Album który miałem okazję oglądać koncentrował się jednak na marynistyce, obrazy o innej tematyce byłby tam do policzenia na palcach jednej ręki. Największe wrażenie robiły na mnie obrazy bitew (Navarino, Chios, Czesma, Synopa) lub flot liniowych w szyku – tak jak ten w linku. Stanowiły też dla mnie inspirację, bowiem rysowałem sobie podobne scenki ołówkiem na kartonie. Pamiętam, że na pewno narysowałem bitwę pod Kopenhagą (gdzie wykorzystałem motyw z obrazu przestawiającego bitwę pod Chios w 1770 r. – rząd masztów kolejnych liniowców niknących w dymie z dział). Oczywiście była to straszna amatorszczyzna, ale przynajmniej wzorce miałem z najwyższej półki ;)

      Usuń
    7. Bitwa pod Chios: https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/3/31/Battle_of_Chios_%281770%29%2C_by_Ivan_Aivazovsky_%281848%29.jpg

      Usuń
  2. Rysunki śliczne, ale... kalkulacja chyba poza zasiegiem Springsharpa. Podaję dwa wiersze, sprzeczne. Program konstatuje brak stabilności (co właściwie kładzie projekt, bo sygnalizuje, ze okręt się wywróci), a potem stwierdza, ze właściwości morskie są znakomite.
    "Stability (Unstable if below 1.00): 0,80
    (...) Seaboat quality (Average = 1.00): 2,00"
    W sumie szkoda, ze okrętu nie zbudowano, gdyż mógłby - jak "Vasa" stać się gratką dla archeologów...
    KK

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak wspomniałem, zastosowanie springsharpa do tego okrętu jest kontrowersyjne, może nawet bez sensu, ale uczyniłem to żeby pozostać w konwencji. Może w ramach modyfikacji powinienem usunąć te wiersze, bo one na pewno nie mają nic wspólnego z rzeczywistością, wszak program w ogóle nie przewiduje tworzenia jednostek żaglowych. Więc ja bym do tego w ogóle większej wagi nie przykładał. Natomiast co do jego ewentualnego losu – raczej tego co spotkało Vasę bym się nie spodziewał. Szwedzki galeon miał jednak poważne wady konstrukcyjne (zbyt wysoki jak na swą szerokość, przeciążony wysoko położonym uzbrojeniem – unifikacja wagomiaru dział na obydwu pokładach, z niesymetrycznym ponoć rozkładem mas, itd.). Nie mam w sumie podstaw, by przypisać Duke of Kent równie drastyczne wady. Wręcz przeciwnie – spodziewam się, że okręt dla Royal Navy byłby zaprojektowany i zbudowany z zachowaniem wszelkich zasad sztuki szkutniczej. Oczywiście, przez posiadanie 4 pokładów działowych a przez to niezbyt korzystanych proporcji kadłuba (stosunek wysokości do długości) żeglowałby raczej kiepsko, może nawet niczym przysłowiowy „stóg siana”, co przypisywano m.in. najmniejszym trójpokładowcom 84-działowym. Ale przecież okręt liniowy to nie fregata i własności czysto żeglarskie, jakkolwiek istotne, nie są dla niego najważniejsze. On nie ma pływać samodzielnie i uganiać się za innymi jednostkami, gdzie ostre chodzenie do wiatru, duża prędkość czy znikomy dryf są kwestiami decydującymi. Wystarczy, by utrzymał się w linii bojowej jako jeden z jej elementów, a to, jak sądzę, byłoby całkowicie w jego zasięgu (skoro udawało się tym wspomnianym 84-działowcom).

      Usuń
    2. Hmm. Co się udało 84-dzialowcom niekoniecznie musiałoby się udać 170-dzialowcowi. Rdzeń floty brytyjskiej podczas wojen napoleońskich tworzyły jednak dwupokładowe 74-dzialowce. Więc te walory żeglugowe nie były bez znaczenia. Przypuszczam jednak, ze zadecydowały względy ekonomiczne (przeliczenie, ile kosztuje jedna tona wyporności), brak doświadczenia w eksploatacji innych jednostek tej wielkości plus brak istotnej potrzeby po wyeliminowaniu najważniejszych dotąd konkurentów Royal Navy. Chociaż posiadanie tak spektakularnej jednostki dawaloby atuty wizerunkowe. KK

      Usuń
    3. Z pewnością walory żeglarskie były nie bez znaczenia, ale też nie były najważniejsze dla liniowca. Natomiast ekonomia i pozycja Royal Navy miały znaczenie decydujące, stąd okręt jednak nie powstał. Po wojnach napoleońskich RN miała niekwestionowaną dominację nad wszystkimi innymi flotami (ok 1815 r. mieli 240 liniowców, kolejne floty francuska i rosyjska po kilkadziesiąt, resztą w zasadzie się nie liczyła) i nie było w sumie potrzeby budowy takiego mastodonta. Zwłaszcza, że w okresie pokoju drastycznie obcinano finansowanie floty, okręty masowo trafiały do rezerwy i w sumie po latach wojen było ich aż za dużo w stosunku do potrzeb. Wyrazem oszczędnościowej polityki w okresie po wojnach napoleońskich było szerokie upowszechnienie się we flocie małych brygów 10-działowych, z nielicznymi załogami, które w czasie wojny, z uwagi na swoją słabość, nie miały by specjalnie racji bytu. Ale były tanie i miały nieliczne załogi (rzecz ważna gdy nie było branki do floty tylko opierano się na ochotnikach).

      Usuń
  3. Piękne są Okręty pod Pełnymi Żaglami, Konie w Galopie z Rozwianymi Grzywami oraz Kobiety z (proszę sobie wpisać co komu pasuje :)...
    Szczególnie że, pragnę przypomnieć, "Piękno jest w oku patrzącego".
    To co dla jednego jest Piękne inny może odebrać jako Brzydkie.
    Ta Ślicznotka (choć niby powinno być "Ten Ślicznotek" ale jak to niby brzmi?) może sobie żeglować jak "stóg siana", mieć manewrowość stodoły, być niezwykle podatny na boczne podmuchy wiatru, jednak nadal jest Piękny.
    Jest ponadto najpotężniejsze okrętem swojego okresu.
    Pierwowzorem, to nagiecie, "Yamato".
    Żaden 84/74 działowiec do niego nie wystartuje.
    Bo ma raptem 42/37 dział na burtę.
    A ten 85.
    Nawet Angielskie, żaglowe, okręty linowe I klasy miały maksymalnie (chyba)50/60 dział na burtę.
    Okręty z tego okresu nie były w stanie strzelać jednocześnie na obie burty. Brak ludzi do obsługi dział. Okręty z gumy nie są i podwójnej obsługi dział zmieścić by, raczej, nie miały gdzie.
    A na pewno, jeśli już, to mogły strzelać tylko z części dział. Po podziale obsługi.
    Więc piękne obrazy okrętu walącego salwę z wszystkich dział na obie burty to "wizja" twórcy obrazu.
    Springsharp do okrętu z tego okresu nie ma odniesienia. Jednak ponieważ sam w sobie jest uogólnieniem raport jest możliwy.
    A prestiż, kol. KK, z posiadania takiego okrętu, który nie ma sobie równych, jest nie do przecenienia. I ceny nie ma.
    Nie jeden okręt z tego powodu zbudowano.
    Koszty?.
    Kto w tym wypadku patrzy na koszty?.
    Liczy się efekt pokazania ewentualnym przeciwnikom Kto rządzi. Cała Royal Navy...
    Dla Dumy Polacy zrzucili się na "Orła".
    Gdyby było więcej czasu pewnie dało by radę zrzucić się i mielibyśmy wymarzony Krążownik.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ps. @dV
      On sobie może pływać samodzielnie.
      Nikt, no może poza Nelsonem i samobójcami, nawet nie pomyśli żeby z nim zadrzeć...

      Usuń
    2. Owszem, żaden pojedynczy liniowiec do niego nie wystartuje, ale zawsze można się natknąć na zespół 2 albo 3 liniowców, a wtedy może być jednak nieciekawie. Nec Hercules contra plures… (po naszemu - i Herkules d..a kiedy ludu kupa) Dlatego raczej nie pływałby pojedynczo – głupio było by stracić dumę floty w starciu z jakimiś przeciętnymi dwupokładowcami.
      Co do angielskich trójpokładowców to faktycznie największe były klasyfikowane jako 120-działowe ale mogły nieść nawet 126 dział (Caledonia, Nelson). Ale w 1839 r. Brytyjczycy zbudowali okręt Queen, który był z nich wszystkich największy co do tonażu, ale formalnie (i chyba też faktycznie) niósł tylko 110 dział – wielkość bowiem brała się u niego z nadzwyczajnej szerokości, a długość była nawet mniejsza niż na Caledonii. Było to wynikiem pomysłów jego konstruktora Williama Symondsa, który chciał koniecznie liniowców świetnie żeglujących niczym jachty, przez co projektował okręty z ostrymi liniami kadłuba pod LW, co trzeba było kompensować zwiększoną szerokością – by zachować wymaganą kubaturę. Z tego projektu wywodziły się słynny trójpokładowiec parowo-żaglowy Duke of Wellington czy pancernik wieżowy Royal Sovereign.
      Co do strzelania na obie burty – jakkolwiek rzadkie, to jednak mogło się to zdarzyć, była to, jak zresztą wspominasz, kwestia rozłożenia załogi. Co do zasady planuje przekonanie, że żaglowce miały pełną obsadę dla baterii tylko na jednej burcie. Ale przecież można było podzielić załogę w ten sposób by obsługiwała też część dział na drugiej burcie, oczywiście z konsekwencją w postaci spadku szybkostrzelności (mniej ludzi dłużej będzie obsługiwać działo, ale da radę to zrobić, bo wszystko opierało się przecież o siłę mięśni ludzkich, której żadna czynność obsługi działa nie mogła przekraczać – nawet wagomiar pocisku ustalony ostatecznie w RN na 32 funty był temu podporządkowany (stosowane czasem 42-funtówki okazały się mieć za ciężkie pociski by je ręcznie dźwigać). Przy zmniejszonych obsadach największy problem byłby pewnie z zataczaniem dział do furt, co mogło by trwać długo - w końcu takie działo z lawetą sporo ważyło. Alterantywą dla takiego podziału mogło być zachowanie pełnych obsad poszczególnych dział, ale wtedy z każdej burty strzelały tylko niektóre (np. po połowie, albo w innej proporcji).

      Usuń
    3. Drobna uwaga do komentarza kol.Rafała. Okrętów nie buduje się dla "dumy" - inwestycja zbyt poważna i pożerająca za wiele zasobów. "Orzeł" powstał z pomocą składek społecznych, to prawda, ale zgodnie z potrzebami operacyjnymi floty, której główną (i jedyną) siłą uderzeniową były okręty podwodne. Nie zbudowano go dla prestiżu. Czy go właściwie w 1939 r. użyto to inna sprawa. Natomiast Brytyjczycy, naród kupiecki, zawsze liczyli pieniądze, z zasady dając pierwszeństwo projektom "ekonomicznym" ponad kreślonymi z rozmachem. KK

      Usuń
    4. Tutaj mamy strzelanie na obie burty. Oczywiście Ajwazowski.
      https://galeria-zdjec.com/bryg-merkury-zaatakowany-przez-dwa-tureckie-dwory-iwan-ajwazowski/
      Aleksander

      Usuń
    5. To był niesamowity wyczyn, malutki bryg,nie dość że uszkodził obydwa liniowce wroga, to jeszcze zdołał ujść cało. Nie dziwota, że potem liczne okręty we flocie czarnomorskiej nosiły miano Pamiat Mierkurija.
      dV

      Usuń
    6. @KK - dodam, że wpływa na to, oprócz charakteru Brytyjczyków, miała też skala potrzeb floty w kontekście rozległości imperium i rozrzucenia interesów po całym globie. Przez to Brytyjczycy niemal zawsze preferowali ilość okrętów ponad ich wielkość. Za to niemal zawsze były one doprowadzone niemal do perfekcji pod względem użytkowym i idealnie odpowiadały potrzebom RN. W przeciwieństwie do wielu pryzów, na papierze lepszych, które w RN jakoś kariery nie robiły i często szybko kończyły jako hulki czy w innej podrzędnej roli.

      Usuń
    7. @KK.
      ("Orzeł" został zbudowany
      "zgodnie z potrzebami operacyjnymi floty, której główną (i jedyną) siłą uderzeniową były okręty podwodne".
      "Nie zbudowano go dla prestiżu.")
      Odwracając kota ogonem.
      "Groma" i "Błyskawicę", dumę floty, zbudowano dla fantazji?.
      Może, jednak, dla prestiżu?.
      No bo przecież nie były "główną siłą uderzeniową floty".
      Więc po co wywalono kasę?.
      Tu wprawdzie się z kolegą zgodzę jednak były równie przydatne flocie jak "Orzeł " i "Sęp".
      Drogie i mało przydatne.
      "G,B,O,S". Okręty zbudowano nie dla celów operacyjnych.
      Tylko dla prestiżu.
      3 pierwsze odeszły do Anglii 4ty internetowy.
      Żaden z okrętów budowanych dla Polski w latach 30-tych nie wniósł Nic do obrony wybrzeża poza "Gryfem". Zaś na tym okręcie, jedynym nowoczesnym (poza minowcami) psy się wiesza. A nie powinno za 3IX.
      Konkluzja.
      Cała nasza flota w latach 30-tych była budowana "dla prestiżu".
      I te , jak kolega ujął, "nie uderzeniowe", siły floty, czyli duma floty (nie mylić z prestiżem), jako niepotrzebne "zgodnie z potrzebami operacyjnymi floty" zostały usunięte żeby nie przeszkadzały "siłom operacyjnym".
      Dobra.
      Ja jestem nienormalny.
      Jednak nie łapię.
      Jednak jak kolega powyższe uzasadni to na kolana padnę i się nawrócę.





      Usuń
    8. @dV.
      Moje wpisy są niczym w porównaniu z wpisami "Domka" z fow.
      Zwykle pisze logicznie...

      Usuń
    9. Przepraszam kol. KK.
      Byłem niuprzejmy.
      Cokolwiek wpisałem pod
      Jksbattleship.blogspot.com.
      Jest to konkurencja, jednak, fajna.

      Usuń
    10. Ps.
      Redagować wpisów też nie umiem.
      "Byłem nie uprzejmy".
      Kolega wybaczy.

      Usuń
    11. Nie zgodzę się, żeby okręty PMW budowano tylko dla prestiżu. One miały swoje uzasadnienie operacyjne, a byłą nim wojna z ZSRR. Ponieważ liczebnie flocie bałtyckiej nie mogliśmy dorównać, to budowano relatywnie duże i silne okręty w swoich klasach. A że przyszło wojować z Niemcami, a nie ZSRR, to inna sprawa. Oczywiście, można pospekulować, czy budowanie floty na okazję wojny z ZSRR w ogóle miało sens, skoro ta wojna i tak rozstrzygnęła by się na lądzie, ale kalkulowano, że może potrwać dłużej i będzie konieczne zabezpieczenie dostaw drogą morską, przez Bałtyk. Tak więc było uzasadnienie budowy PMW głębsze niż tylko prestiż. Jeśli już coś w niej było zbudowane po części dla prestiżu, to właśnie ów Gryf – prawie-krążownik minowo-szkolno-niewiadomojaki, który miał być najwyraźniej do wszystkiego. A jak coś jest do wszystkiego, to wiadomo…

      Usuń
    12. PMW była źle użyta w 1939 r., co sprzyja wątpliwościom co do sensu jej budowy w ogóle. Przemawiały jednak za jej budową istotne argumenty polityczne. Przede wszystkim posiadanie dostępu do morza było warunkiem suwerenności: przed 1939 r. znakomita większość handlu zagranicznego szła drogą morską. By to także obszar strategicznych inwestycji państwa (w końcu lat 30. Gdynia stała się liderem wśród portów bałtyckich, gdy idzie o wielkość przeładunków). Było zrozumiałe, że część środków uzyskanych dzięki dostepowi do morza musi pójść na inwestycje w zakresie obronności. Trafna też była decyzja, by inwestować w okręty podwodne jako środek niwelujacy przewagę morską potencjalnego napastnika. Natomiast błędem fatalnym był brak troski o rozbudowę zaplecza dla tych sił w postaci stosownie wyposażonej (podziemne zbiorniki, schrony, silna bateria nadbrzeżna uzbrojona w armaty wielkich kalibrów) bazy. W 1939 r. wszystkie te braki dotkliwie przypomniały o sobie, czyniąc z posiadanej flotylli 5 okrętów podwodnych broń de facto jednorazowego użycia; na domiar złego popełniono szkolny błąd rozsypując je wokół Helu, zamiast przydzielając zadania na liniach komunikacyjnych wokół Szczecina i Piławy. Czy z niekompetencji Unruga i Świrskiego wypływa wniosek, że cała PMW miała znaczenie jedynie wizerunkowe? Nie, podobnie jak przesadą byłoby wyprowadzanie podobnego wniosku z tego, że "Grom" i "Błyskawica" miały ładne sylwetki.
      Natomiast nie ma podstaw do kwestionowania zasadności decyzji o wyjściu dyw.kontrtorpedowców na Zachód. Była ona słuszna, chociaż polowiczna: niepotrzebnie pozostawiono "Wichra", a i "Gryfa", który co prawda w wojnie na Atlantyku by się do niczego nie przydał, ale jego zaloga przydałaby się do obsadzenia jednostek przekazywanych przez Brytyjczyków. Gdy idzie o polityczne skutki planu "Peking", to PMW była jedynym rodzajem sił zbrojnych, który prowadził działania wojenne w sposób ciągły, także po ustaniu walk w Polsce, a przed odtworzeniem PSZ na Zachodzie. W wymiarze symbolicznym miało to znaczenie, dostrzegane i doceniane przez sojuszników, naturalnie do czasu

      Usuń
    13. KK (podpis do komentarza wyzej)

      Usuń
    14. Abstrahując już od samej zasadności działalności PSZ na zachodzie, która jest dyskusyjna, myślę, że akurat Gryf do działań na Atlantyku mógłby być przydatny. Po stosunkowo niedużych przeróbkach mógłby pełnić rolę np. oceanicznego eskortowca – miał ku temu adekwatny zasięg, wystarczającą jak sądzę dzielność morską i sporą kubaturę dla wygodnego pomieszczenia załogi i zapasów. Nawet się tym pomysłem kiedyś zajmowałem w wersji stricte przeciwlotniczej: http://springsharp.blogspot.com/2020/04/przebudowa-gryfa-na-okret.html Ale w dyskusji pojawił się postulat doposażenia okrętu także w uzbrojenie przeciw OP i jest on moim zdaniem jak najbardziej zasadny i możliwy do spełnienia.

      Usuń
  4. Taka poboczna uwaga. Tutaj okręt jest bez żagli, więc sprawa go nie dotyczy, ale…
    Zaskakująco często można spotkać błąd w rysunkach okrętów żaglowych. Mianowicie okręt ma wydęte wiatrem, wiejącym od rufy, żagle, a bandery i proporce wręcz przeciwnie, narysowane są „do tyłu” jak na Duke of Kent (przy okazji w raporcie jest Duke od Kent).

    H_Babbock

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie czasem tak się zdarza i jest to chyba kwestia przyjętej konwencji. Podobnie jak prezentowanie żaglowców z ostro brasowanymi rejami aby zaprezentować ich rzeczywistą długość, nie widoczną przecież normalnie w ujęciu burtowym. Takie położenie rei praktycznie nigdy się nie zdarzało, a już na pewno nie w trakcie rejsu pod żaglami.

      Usuń
  5. Słyszałem o tym projekcie. Prawdopodobnie został skasowany z powodu dużych kosztów i zbyt licznej załogi. Pomniejszym problemem byłaby mała manewrowość i duża podatność na dryf spowodowany bocznym wiatrem, ale pod tym względem nie byłby dużo gorszy od faktycznie faktycznie używanych w walce liniowców. Oczywistą zaletą jest duża siła ognia. Do tego: odporność na ostrzał i wysokość. Wysokość była ważna w bliskim starciu okrętów żaglowych. Wyższy okręt miał przewagę w ostrzale przeciwnika z broni ręcznej i obrzucaniu granatami tuż przed abordażem. W momencie samego abordażu zawsze łatwiej się dostać z wyższego okrętu na niższy niż odwrotnie. No i liczna załoga byłaby nie do pokonania w abordażu jeden na jednego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Liczna załoga (1200 ludzi!) z pewnością była istotnym argumentem przeciw tej jednostce. Po wojnach napoleońskich RN borykała się z ostrymi problemami kadrowymi i obsadzenie załogą takiej jednostki byłoby wyzwaniem. A nie wiadomo, czy aby te 1200 osób by starczyło. Przecież wspomniany Queen miał niemal 1000 ludzi załogi (dokładnie 950) przy zaledwie 110 działach.

      Usuń
  6. Tak się zastanawiam, jaką wysokość miały maszty, bo grot wygląda jakby miał taką wysokość, co długość kadłuba...
    Peperon

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak nie dłuższą.
      Bardzo celna uwaga.
      Wdrapać się tam i pracować przy żaglach to wyczyn...

      Usuń
    2. Dokładnej wysokości masztów w m nie liczyłem. Rysując oparłem się na zdjęciu modelu tego okrętu i z niego zdjąłem proporcje. Na żaglowcach wysokości masztów były faktycznie zadziwiające, porównywalne do długości kadłuba. Można to zaobserwować na istniejącym do dziś Victory. Tu parę jego zdjęć (a także ciekawa fotka modelu/repliki w skali 1:4 koło HMS Nelson): https://www.smartage.pl/hms-victory-dlugowieczny-okret-liniowy/

      Usuń
    3. A oto ów model Duke of Kent: https://www.reddit.com/r/WarshipPorn/comments/qym4li/duke_of_kent_a_proposed_170_gun_fourdecker_ship/
      Podobno jest w Muzeum w Greenwich, ale ja go tam chyba nie widziałem (a przynajmniej nie mam na żadnym zdjęciu)

      Usuń
    4. I to jest dodatkowy powód, dlaczego ten okręt nie został zbudowany. Hamulcem rozwoju brytyjskiej floty była też ograniczona dostępność odpowiednich drzew. Potrzebne były drzewa duże i zdrowe a w przypadku masztów czy węzłówek również odpowiedniego kształtu.

      Usuń
    5. Faktem jest, że z powodu budownictwa okrętowego lasy na wyspach brytyjskich zostały totalnie przetrzebione. Dotyczyło to głównie dębów do budowy kadłubów. Poradzono sobie z tym w ten sposób, ze zaczęto budować okręty z różnych egzotycznych gatunków (np. mahoń). Natomiast na drzewce (maszty, stengi, reje itp.) najchętniej wykorzystywano sosnę, w której, co ciekawe, potentatem eksportowym przez stulecia była Rzeczpospolita.

      Usuń