Straty
ponoszone przez niemiecką żeglugę na Bałtyku w 1915 r. skłoniły
Niemców
do wprowadzenia w roku kolejnym systemu konwojów, ochranianych przez
okręty wojenne.
5
czerwca 1916 r. rosyjskie dowództwo otrzymało od poselstwa
brytyjskiego w Sztokholmie informacje o planowanym w dniach 5, 10 i
13 czerwca wyjściu z portów szwedzkich trzech kolejnych konwojów z
ładunkiem łącznie 84.000 ton rudy do Niemiec. Na zorganizowanie
akcji przeciwko pierwszemu z konwojów było już za późno,
postanowiono więc zaatakować drugi, a także przekazać otrzymane
informacje stronie polskiej. Na skutek różnych okoliczności, w tym
prawdopodobnego zaniedbania strony rosyjskiej, do dowództwa floty
polskiej wieści dotarły dopiero 10 czerwca. Tymczasem akcja
rosyjska z 10 czerwca zakończyła się niepowodzeniem. Pozostało
zaatakować wspólnymi siłami trzeci konwój. Okręty rosyjskie
miały poszukiwać konwoju w rejonie między Gotlandią a zatoką
Norrkoping, zaś polskie (10 niszczycieli typu Perun i Rapier,
podzielonych na 3 zespoły) – podejść od południa i zaczaić się
na zachód od Gotlandii, tak by uniemożliwić statkom
prześlizgnięcie się przez Cieśninę Kalmarską.
Konwój
wyruszył w południe 13 czerwca w składzie 14 frachtowców,
osłanianych przez 2 krążowniki pomocnicze – Kronprinz Wilhelm
(1700 ton) i Hermann (2030 ton), każdy uzbrojony w 4 działa 105 mm,
3 torpedowce i 2 pomocnicze trałowce.
Okazało
się, że Rosjanie w nocy z 13 na 14 czerwca rozminęli się z
konwojem. Jedynie okręt podwodny Wołk zdołał storpedować i
zatopić jeden z frachtowców na wysokości Visby. Więcej szczęścia
miały polskie okręty, a dokładniej ich zespół operujący
najdalej na zachód, które natknęły się na liczący teraz 13
statków konwój przed południem 14 czerwca. Niemieckie jednostki
były powolne, stąd niszczyciele nie miały większego problemu w
odcięciu ich od szwedzkich brzegów. Już po pierwszych salwach,
konwój poszedł w rozsypkę, i każdy statek szukał ratunku na
własną rękę. Tymczasem eskorta usiłowała związać walką
polskie niszczyciele. Udało się to o tyle, że dwa z trzech
polskich niszczycieli musiały się zająć jednocześnie wrogimi
krążownikami pomocniczymi i odpieraniem ataków torpedowców i nie
miały możliwości uderzyć na statki handlowe. Tymczasem zapolował
na nie trzeci nasz okręt, topiąc 2 frachtowce (1900 BRT i 2550
BRT). Po niedługim czasie na pole bitwy nadciągnęły 4 kolejne
niszczyciele, z których 2 dołączyły do boju z eskortą a kolejne
pogoniły za frachtowcami. W pewnym momencie celna torpeda z T 108
ugodziła w Swaroga, niemal
odrywając
mu rufę. Na szczęście jednak
udało
się powstrzymać napływ wody i okręt
utrzymał się na wodzie, a nawet kontynuował ogień z ocalałego
działa na dziobie, odpędzając w końcu wrogi torpedowiec.
Uszkodzony niszczyciel został
wzięty na cel jeszcze
przez
T 91, ale ten
został
celnie ugodzony pociskiem 102 mm w maszynownię, co zredukowało
jego prędkość i ostatecznie
przypieczętowało
jego los. Tymczasem
równie fatalnie poczynały sobie obydwa niemieckie krążowniki
pomocnicze, których artyleria teoretycznie mogła dużo zdziałać
przeciwko niszczycielom. Słabo wyszkolone załogi złożone z
rezerwistów strzelały jednak wolno i niecelnie, w efekcie osiągnęły
tylko kilka pojedynczych trafień na polskich okrętach, nie zadając
im poważniejszych szkód.
Ostatecznie
bój skończył się storpedowaniem
i zatopieniem
obydwu wrogich krążowników oraz torpedowca T 91 (310 ton), zaś ze
statków uchodzących w kierunku Gotlandii zatopiono 5 o łącznym
tonażu 11.170 BRT. Straty polskie ograniczyły się do ciężko
uszkodzonego torpedą niszczyciela Swaróg, który musiał zostać
wzięty na hol, oraz kilku lżej uszkodzonych ogniem artyleryjskim.
W
końcu na plac boju nadciągnęły od północy okręty rosyjskie,
które przechwyciły kolejne 2 niemieckie frachtowce.
Tak
więc bitwa zakończyła się pełnym sukcesem strony
polsko-rosyjskiej. Konwój praktycznie został rozbity. Zniszczeniu
uległo w sumie 10 z 14 statków, z czego 7 o łącznym tonażu
15.620 BRT przypada na konto polskich okrętów. Do tego dochodzą
jeszcze zatopione okręty eskorty - 2 krążowniki pomocnicze i
torpedowiec.