sobota, 20 grudnia 2014

Zaminowanie Hajnanu i kolejne rajdy krążowników pomocniczych



Z początkiem grudnia 1904 r., po przybyciu posiłków z Bałtyku oraz niedobitków z Morza Żółtego siły morskie sprzymierzonych na Hajnanie liczyły 4 pancerniki, 3 krążowniki pancerne, 4 krążowniki pancernopokładowe, 1 stawiacz min i liczne mniejsze jednostki. Były to siły znaczne, które na razie zabezpieczały wyspę przed groźbą japońskiej inwazji. Akcji ofensywnych na większą skalę, do czasu nadpłynięcia głównych sił rosyjskiej floty bałtyckiej nie przewidywano. Niemniej działania na mniejszą skalę podjęto bez zbędnej zwłoki. Już pod koniec listopada stawiacz min Bałtyk postawił nowe pola minowe, zabezpieczające podejścia do bazy w Haikou, w tym głównie od słabo do tej pory chronionego minami kierunku zachodniego, ale także jedno od wschodu.
Przystąpiono też do improwizowanego przekształcenia okrętu balonowego Dedal w krążownik pomocniczy. Na tę okoliczność otrzymał on 2 ocalałe z krążownika Cedynia działa szybkostrzelne kal. 120 mm, a także tory minowe z zapasem 80 min (rysunek jednostki w tej konfiguracji prezentuję poniżej). Okręt w swój korsarski rejs wyruszył 12 grudnia 1904 r. Niemal równocześnie postanowiono wyekspediować w morze w roli rajderów transportowiec Nowa Kurlandia oraz stawiacz min Bałtyk, (z towarzyszącym mu, z racji niespecjalnego zasięgu węglowcem Łuck). Bałtyk miał za zadanie postawić na szlakach komunikacyjnych wokół wysp japońskich ofensywne pola minowe, a następnie przystąpić, w miarę możliwości, do zwalczania żeglugi nieprzyjaciela. Okręty wkrótce po wyjściu z bazy rozdzieliły się i każdy podążył osobno (Bałtyk razem z węglowcem) w swój rejon działania.
Tymczasem wojnę minową podjęli również Japończycy. Dostrzegali oni potencjalne zagrożenie jakie stwarzało skoncentrowanie znacznych sił morskich na Hajnanie, a że gros ich sił był ciągle zajęty pod Port Arturem, szukali innych metod zaszkodzenia przeciwnikowi. Po niepowodzeniu nocnego ataku z 11 sierpnia 1904 r. postanowili podjąć własne działania minowe. Akcję minową zaplanowano na 15 grudnia. W tym celu załadowano ile się tylko dało min na pomocnicze stawiacze min Taichu Maru i Taihoku Maru, których eskortę miały stanowić stary pancernik Chin Yen, krążowniki Itsukushima, Hashidate, Takasago, Yahagi i Suma (świeżo wyremontowany po uszkodzeniach  z 16 lutego) oraz 5 niszczycieli. Zespół wyruszył z Tajwanu 10 grudnia. 13 grudnia na wysokości Hong Kongu doszło do przypadkowego spotkania z polskim krążownikiem pomocniczym Dedal który zorientowawszy się, że ma przed sobą znaczne siły usiłował zmienić kurs. Niewiele to dało, bowiem była to dość powolna jednostka, rozwijająca raptem 15 w., a w składzie eskadry japońskiej były szybkie krążowniki, nie mówiąc już o niszczycielach. Pogoda była tego dnia dobra, nie dająca żadnej szansy na uniknięcie kontaktu z nieprzyjacielem. Po krótkiej, prowadzonej tylko pro forma, wymianie ognia z krążownikami Takasago i Yahagi dowódca Dedala nakazał zatopić okręt…
15 grudnia pod wieczór zespół japoński znalazł się nieopodal brzegów Hajnanu i rozpoczęto minowanie. Postawiono w sumie 400 min w dwóch polach minowych zamykających wschodnie wyjście z cieśniny Qiongzhou, w miejscu przez które, jak się spodziewano, prędzej czy później musiała przechodzić flota polska.  By to przyspieszyć, postanowiono przeprowadzić demonstracyjny rajd krążowników Takasago, Yahagi i Suma wzdłuż brzegów wyspy (oczywiście już po zakończonym stawianiu min). To zakończyło się zupełną porażką, bowiem Japończycy nie mieli dobrze rozpoznanych defensywnych pól wokół Haikou. Po ostrzelaniu posterunków obserwacyjnych na brzegu, na wysokości zatoki Puqian krążownik Takasago został poderwany na minie postawionej całkiem niedawno przez stawiacz min Bałtyk. Cios okazał się dla okrętu śmiertelny – jednostka zaczęła szybko nabierać przechyłu na burtę i po kilkunastu minutach przewróciła się do góry stępką, zginęła połowa z liczącej ponad 400 osób załogi. Resztę wyratowały pozostałe krążowniki, a po ich odpłynięciu kilku rozbitków podjęła patrolująca ten akwen kanonierka Perun. Od jeńców powzięto wiadomość o celu rajdu, jednakże nie wiedzieli oni nic na temat lokalizacji postawionych pól minowych (bądź tego nie ujawnili). Skutkiem tego działania polskiego zespołu w najbliższym czasie musiały być ostrożniejsze, do czasu rozpoznania wrogich pól i ich ewentualnego wytrałowania.
Tymczasem polskie rajery (Nowa Kurlandia i Bałtyk wraz z Łuckiem) obrawszy szczęśliwie inną  drogę niż Dedal i uniknęły spotkania z siłami japońskiej floty. Nowa Kurlandia udała się bowiem na południe, by na Morzu Jawajskim i Oceanie Indyjskim zwalczać żeglugę na szlakach łączących Japonię z Europą. Natomiast Bałtyk i Łuck udały się na południowy wschód, by przez cieśninę Mindoro, Morze Sibuyan i Cieśninę San Bernardino wyjść na otwarty ocean, a następnie udać się w pobliże wysp japońskich celem postawienia tam pól minowych. 28 grudnia 1904 r. przeprowadzono bunkrowanie Bałtyku, na którym zaczęły kończyć się zapasy węgla, a pomiędzy 31 grudnia 1904 r. a 3 stycznia 1905 r. Bałtyk postawił 2 pola minowe, każde po ok. 100 min na dalekich podejściach do Nagasaki i Kagoshimy. Tak śmiała akcja nie mogła ujść uwagi japońskiej obrony wybrzeża, więc by nie kusić losu, powstrzymano się na razie od dalszych działań u brzegów Japonii i po spaleniu napotkanego szkunera Hako Maru (238 BRT) postanowiono szukać szczęścia na otwartym oceanie. Nie było to jednak takie proste, bowiem po poprzednich sukcesach polskich rajderów Japończycy zorganizowali system łączenia statków płynących do i z Japonii w konwoje eskortowane zazwyczaj przez krążownik pomocniczy bądź okręt wojenny. Samotne statki japońskie spotykało się teraz na morzu zdecydowanie rzadziej. Nic więc dziwnego, że gdy widziano na horyzoncie więcej dymów, powstrzymywano się od ataku (uszkodzony rajder na środku oceanu to raczej kiepska  perspektywa…). W zaistniałej sytuacji udało się przechwycić tylko dwa japońskie statki: 10 stycznia Kisshin Maru (1065 BRT) i 25 stycznia Akashi Maru (1599 BRT). Skontrolowano także kilka neutralnych frachtowców (od załogi jednego z nich dowiedziano się o upadku Port Artura), ale wobec nie stwierdzenia kontrabandy, trzeba je było puścić wolno. W międzyczasie (17 stycznia) trzeba było przeprowadzić kolejne bunkrowanie na pełnym morzu, bowiem zapas węgla jaki zabierał stawiacz min nie był specjalnie imponujący.. Następne tygodnie okazały się całkowicie bezproduktywne (pominąwszy kolejne uzupełnienie paliwa na stawiaczu min) wobec czego postanowiono powrócić pod brzegi Japonii by spożytkować posiadany jeszcze zapas min. Postawiono dwa nowe pola minowe na szlakach prowadzących do Kobe i Jokohamy. Okazało się to być przysłowiowym strzałem w dziesiątkę. Na polu minowym postawionym 10 lutego 50 Mm na południe od Jokohamy zatonął bowiem wielki liniowiec Awa Maru liczący sobie aż 16309 BRT oraz frachtowiec Okinawa Maru (2301 BRT). Na tym pierwszym śmierć poniosło ponad 1000 żołnierzy, których ten statek miał zawieźć na Tajwan, celem ewentualnej późniejszej inwazji na Hajnan.  Natomiast na polu minowym w rejonie Kobe zatonął brytyjski frachtowiec Eleanor (1980 BRT) i dwa małe szkunery żaglowe.  
Wkrótce jednak karta się odwróciła. Pojawiły się bowiem problemy z napędem na węglowcu, bez którego kontynuowanie oceanicznego rejsu nie miało najmniejszego sensu (przypomnijmy – Bałtyk dysponował zasięgiem raptem 3500 Mm). Kilkakrotnie trzeba było stopować maszyny Łucka na środku oceanu i dokonywać prowizorycznych napraw, bez żadnej gwarancji ich skuteczności w dłuższym czasie. W tej sytuacji podjęto jedyną racjonalną decyzję – powrotu na Hajnan. By jednak uniknąć wysoce niepożądanego teraz spotkania z jakimikolwiek jednostkami japońskimi obrano okrężną drogę na południe od Filipin, przez Morze Celebes, Morze Sulu i Cieśninę Balabac. Hajnan udało się osiągnąć dopiero 11 marca 1905 r., szczęśliwie unikając spotkania z siłami blokady.
Tymczasem drugi rajder, Nowa Kurlandia, 22 grudnia 1904 r. osiągnął rejon wyspy Belitung i przez następne dwa tygodnie krążył po Morzu Jawajskim. Jedyną zdobyczą w tym czasie okazał się niewielki (445 BRT) statek japoński Ryuyo Maru, wiozący ładunek żywności. Wobec braku sukcesów postanowiono przenieść się nieco na północ, w rejon Singapuru i Cieśniny Malakka. Tu zrewidowano kilka statków neutralnych, ale bez efektu. Wreszcie, pewnym sukcesem okazało się dopiero spotkanie 15 stycznia 1905 r. z brytyjskim statkiem Saint Kilda (3518 BRT), który wyraźnie usiłował uniknąć spotkania. To tylko zwiększyło podejrzenia co do niego, słusznie jak się potem okazało. Kontrola na jednostce wykazała, iż frachtowiec wiózł na wyspy japońskie ładunek m.in. karabinów i materiałów wybuchowych, został więc obsadzony załogą pryzową i odesłany na Madagaskar, po uprzednim przeładowaniu części jego zapasów węgla na Nową Kurlandię. Tego samego dnia na nasz krążownik wpadł inny brytyjski frachtowiec, Madeira (1773 BRT), z którym, wobec stwierdzenia przewożenia kontrabandy, postąpiono identycznie jak z Saint Kilda. Te działania, prowadzone w dodatku pod samym nosem dowódcy  sił brytyjskich w tym rejonie (rezydującego w Singapurze wiceadm. Noela) wywołało wielkie oburzenie Brytyjczyków, oskarżenia o piractwo i żądanie ukrócenia tych działań. Pod naciskiem opinii publicznej adm. Noel oświadczył, że nie będzie tolerował działalności korsarskiej na podległym sobie obszarze i podejmie wszelkie działania celem jej powstrzymania. Więcej w tym było zapewne retoryki niż realnej groźby, niemniej siły Royal Navy wyszły z Singapuru i nie było pewne co zamierzają. W tej sytuacji dowódca Nowej Kurlandii uznał że droga odwrotu na Hajnan jest wysoce ryzykowna i pożeglował ku Madagaskarowi. Po drodze, w rejonie archipelagu Nikobarów, raz jeszcze uśmiechnęło się do niego szczęście, bowiem napotkano płynący z Wielkiej Brytanii do Kure frachtowiec Hinode Maru (1098 BRT) z ładunkiem węgla i boksytów. Statek obsadzono załogą pryzową i zawrócono na Madagaskar. Port w Diego-Suarez obydwie jednostki osiągnęły  6 lutego 1905 r.


środa, 17 grudnia 2014

Japonia na zakupach



Jeszcze przed wybuchem wojny rosyjsko-japońskiej obydwie strony przyszłego konfliktu przejawiały spore zainteresowanie nabyciem okrętów wojennych od państw trzecich. Gdy okazało się, że po stronie Rosji w wojnie weźmie udział także Królestwo Polskie, Japończycy mocno poczuli zagrożenie porażką ze strony połączonych flot Polski i Rosji, które nad flotą cesarską mogły osiągnąć teoretycznie znaczną przewagę ilościową. 
Jeszcze przed wybuchem wojny zakupiono od Włochów dwa budowane pierwotnie dla Argentyny krążowniki pancerne typu Garibaldi, które we flocie japońskiej służyły jako Kasuga i Nisshin.
Natomiast w marcu 1904 r., jak już wspomniałem w którymś z postów, Brytyjczycy w wielkim sekrecie sprzedali Japonii dwa ex-chilijskie pancerniki, zakupione przez Wielką Brytanię, aby zapobiec ich zakupowi przez Rosję. Triumph (ex-Libertad) i Swiftsure (ex-Constitucion) były szybkie (19 w.) i silnie uzbrojone jak na swą wielkość (4x254 i aż 14x190 przy ok. 12.000 ton wyporności) i dzięki temu mogły się okazać cennym wzmocnieniem głównych sił japońskiej floty, zwłaszcza w kontekście stosowanej przez nią manewrowej taktyki „L”.
Do tej dwójki Brytyjczycy „dorzucili” w niewygórowanej cenie kilka nie pierwszej młodości niszczycieli  których akurat sami mieli sporo, a Japończycy – raczej niewiele (na początku wojny raptem 19 sztuk), więc propozycję tę skwapliwie przyjęli. Japończykom przekazano okręty Ferret i Lynx z grupy tzw. 26-węzłowców Lairda, oraz Ardent, Boxer i Bruiser z grupy tzw. 27-węzłowców Thornycrofta, wszystkie ukończone w 1895 r. Były to jednostki liczące sobie po 280 i 265 ton wyporności, uzbrojone w 1 działo 76 mm i 5 dział 57 mm oraz posiadające 2 wyrzutnie torped.
Obydwa pancerniki, jeszcze z brytyjskimi załogami i pod flagą Royal Navy udały się do Japonii, gdzie dotarły w grudniu 1904 r. i zostały wcielone w skład floty cesarskiej pod nazwami Awaji i Mikawa. Wstępną gotowość bojową miały osiągnąć w pierwszej połowie 1905 r. Przybyłe razem z nimi niszczyciele ochrzczono nazwami: Kuroshio, Michishio, Harushio, Oyashio i Natsushio, i sformowano z nich 6 dywizjon niszczycieli. 
Ale to nie był jeszcze koniec zakupów okrętów wojennych przez Cesarstwo. Postanowiono pójść szlakiem przetartym podczas poprzedniej wojny, z Chinami, kiedy to od Chile zakupiono, za pośrednictwem Ekwadoru krążownik pancernopokładowy Esmeralda, we flocie japońskiej służący jako Idzumi.
Tym razem zainteresowanie dowództwa japońskiego padło na dwa chilijskie okręty: krążownik pancerny O’Higgins oraz krążownik pancernopokładowy Chacabuco.
Pierwszy z nich, zbudowany w Wielkiej Brytanii (stocznia Armstronga) O’Higgins był praktycznie pierwowzorem późniejszych krążowników pancernych Japonii (zwłaszcza typu Asama, które w pierwszym wariancie miały być wręcz kopią O’Higginsa) i jako taki całkiem zgrabnie wpasowywał się w skład jej floty. Przy nieco mniejszej wyporności (8.500 ton) miał podobne uzbrojenie główne (4x203) i nieco słabszą artylerię średnią (10 zamiast 14 dział 152 mm, ale za to dodatkowe 4 działa 120 mm).  Z kolei zbudowany również w stoczni Armstronga Chacabuco (4.160 ton, 2x203, 10x120, 23 w.) był praktycznie bliźniakiem służącego już we flocie japońskiej Takasago, więc i z jego wcieleniem do służby nie przewidywano większych kłopotów. Nawiasem mówiąc, okręt ten zbudowany przez stocznię jako tzw. stock-ship (bez zamówienia jakiejkolwiek floty), tuż po zwodowaniu był oferowany m.in. Stanom Zjednoczonym, Turcji, Chile i… Japonii.
Transakcję zakupu okrętów przeprowadzono na początku kwietnia 1904 r., tradycyjnie za pośrednictwem „podstawionego” państwa neutralnego, tym razem Nikaragui. Pod jej flagą obydwie jednostki przybyły 20 maja 1904 r. do portu w Nagasaki, gdzie nastąpiło ich oficjalne wcielenie do składu floty japońskiej. W jej szeregach otrzymały nazwy: O’Higgins – Yakushi (od góry w prefekturze Toyama), Chacabuco – Yahagi (od rzeki na wyspie Honsiu).  

sobota, 13 grudnia 2014

Rzeczny stawiacz min



Mam ostatnio problem z weną twórczą, by opisywać kolejne zmagania naszej floty z Japończykami, dlatego dziś prezentuję jednostkę którą sobie kiedyś tam wymyśliłem i nawet narysowałem, ale nie zdążyłem wcielić do floty, bo wojna wybuchła;) Jest to rzeczny stawiacz min, przeznaczony do służby na wodach Jangcy. Jak pamiętamy, mamy placówkę w Szanghaju i zalążki flotylli na tej wielkiej chińskiej rzece. Rzeczny stawiacz min obok monitorów, kanonierek, kutrów torpedowych i powinien być kolejną użyteczną jednostką w jej składzie. Na tak wielkiej rzece stawianie stacjonarnych zagród minowych mogło by stanowić pewien problem (duża głębokość), jednak przewiduję, że okręt mógłby stawiać miny spławne, które dryfując z prądem mogły by razić jednostki potencjalnego przeciwnika. Zdaję sobie sprawę, że może to być dość problematyczne, dlatego jestem przygotowany na waszą krytykę zaproponowanej jednostki. Niemniej jednak, skoro już sobie zadałem trud wymyślenia okręciku, to go prezentuję. Okręt jest zbudowany w 1904 r., ale ze zrozumiałych względów na swoje docelowe miejsce działania najwcześniej będzie mógł być dostarczony w 1905 r.
Przy okazji – zastanawiam się, czy by nie zbudować analogicznych (tylko mniejszych) jednostek dla flotylli rzecznej w kraju?   


 Kryl, polish river minelayer laid down 1904

Displacement:
    120 t light; 124 t standard; 135 t normal; 144 t full load

Dimensions: Length overall / water x beam x draught
    138,12 ft / 137,63 ft x 17,88 ft x 3,48 ft (normal load)
    42,10 m / 41,95 m x 5,45 m  x 1,06 m

Armament:
      1 - 2,24" / 57,0 mm guns in single mounts, 5,23lbs / 2,37kg shells, 1885 Model
      Quick firing gun in deck mount
      on centreline forward
      1 - 0,30" / 7,6 mm guns in single mounts, 0,01lbs / 0,00kg shells, 1903 Model
      Machine gun in deck mount
      on centreline amidships, 1 raised gun
    Weight of broadside 5 lbs / 2 kg
    Shells per gun, main battery: 350

Machinery:
    Coal fired boilers, simple reciprocating steam engines,
    Direct drive, 1 shaft, 232 ihp / 173 Kw = 12,00 kts
    Range 2 300nm at 7,00 kts
    Bunker at max displacement = 20 tons (100% coal)

Complement:
    19 - 25

Cost:
    £0,010 million / $0,041 million

Distribution of weights at normal displacement:
    Armament: 1 tons, 0,5%
    Machinery: 40 tons, 29,3%
    Hull, fittings & equipment: 65 tons, 48,3%
    Fuel, ammunition & stores: 15 tons, 10,8%
    Miscellaneous weights: 15 tons, 11,1%

Overall survivability and seakeeping ability:
    Survivability (Non-critical penetrating hits needed to sink ship):
      176 lbs / 80 Kg = 31,2 x 2,2 " / 57 mm shells or 0,3 torpedoes
    Stability (Unstable if below 1.00): 1,36
    Metacentric height 0,6 ft / 0,2 m
    Roll period: 9,3 seconds
    Steadiness    - As gun platform (Average = 50 %): 63 %
            - Recoil effect (Restricted arc if above 1.00): 0,02
    Seaboat quality  (Average = 1.00): 1,25

Hull form characteristics:
    Hull has a flush deck
    Block coefficient: 0,552
    Length to Beam Ratio: 7,70 : 1
    'Natural speed' for length: 11,73 kts
    Power going to wave formation at top speed: 42 %
    Trim (Max stability = 0, Max steadiness = 100): 50
    Bow angle (Positive = bow angles forward): 0,00 degrees
    Stern overhang: 0,49 ft / 0,15 m
    Freeboard (% = measuring location as a percentage of overall length):
       - Stem:        5,09 ft / 1,55 m
       - Forecastle (20%):    5,09 ft / 1,55 m
       - Mid (50%):        5,09 ft / 1,55 m
       - Quarterdeck (15%):    5,09 ft / 1,55 m
       - Stern:        5,09 ft / 1,55 m
       - Average freeboard:    5,09 ft / 1,55 m
    Ship tends to be wet forward

Ship space, strength and comments:
    Space    - Hull below water (magazines/engines, low = better): 111,7%
        - Above water (accommodation/working, high = better): 85,1%
    Waterplane Area: 1 669 Square feet or 155 Square metres
    Displacement factor (Displacement / loading): 136%
    Structure weight / hull surface area: 28 lbs/sq ft or 136 Kg/sq metre
    Hull strength (Relative):
        - Cross-sectional: 1,30
        - Longitudinal: 1,58
        - Overall: 1,33
    Hull space for machinery, storage, compartmentation is cramped
    Room for accommodation and workspaces is cramped
    Good seaboat, rides out heavy weather easily

300 mines

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Niszczyciel 600-tonowy



Mimo trwającej wojny, w kraju kontynuowana jest budowa okrętów zamówionych jeszcze przed jej wybuchem. Oczywiście, tempo budów spadło, co jest zrozumiałe, dlatego na razie nie zostaną ukończone nowe krążowniki pancerne (choć wiem, jakby się w tej wojnie przydały, ale niestety, realia są jakie są – pospiesznie wykańczanych okrętów nie ma raczej sensu wysyłać w rejs na drugi koniec globu..). Ale np. ukończenie kilku niszczycieli jest już dużo bardziej realistyczne. Dlatego też prezentuję nowy typ niszczyciela, okręt znacznie większy niż dotychczasowego jednostki tej klasy bo aż 600-tonowy, i dość silnie uzbrojony bo w aż 3 dział 75 mm i 4 wyrzutnie torped na podwójnych stanowiskach (to ostatnie to nowość w naszej flocie).  



Halabarda, polish destroyer laid down 1903 (Engine 1904)

Displacement:
    480 t light; 499 t standard; 590 t normal; 662 t full load

Dimensions: Length overall / water x beam x draught
    238,16 ft / 236,15 ft x 23,88 ft x 7,94 ft (normal load)
    72,59 m / 71,98 m x 7,28 m  x 2,42 m

Armament:
      3 - 2,95" / 75,0 mm guns in single mounts, 12,87lbs / 5,84kg shells, 1891 Model
      Quick firing guns in deck mounts
      on centreline, evenly spread
      Aft Main mounts separated by engine room
      2 - 2,24" / 57,0 mm guns in single mounts, 5,23lbs / 2,37kg shells, 1885 Model
      Quick firing guns in deck mounts
      on side, all amidships
    Weight of broadside 49 lbs / 22 kg
    Shells per gun, main battery: 250
    4 - 18,0" / 457 mm above water torpedoes

Machinery:
    Coal fired boilers, complex reciprocating steam engines,
    Hydraulic drive, 2 shafts, 10 089 ihp / 7 526 Kw = 26,50 kts
    Range 2 500nm at 12,00 kts
    Bunker at max displacement = 163 tons (100% coal)
      Caution: Delicate, lightweight machinery

Complement:
    59 - 77

Cost:
    £0,071 million / $0,285 million

Distribution of weights at normal displacement:
    Armament: 6 tons, 1,0%
    Machinery: 353 tons, 59,8%
    Hull, fittings & equipment: 121 tons, 20,5%
    Fuel, ammunition & stores: 110 tons, 18,6%
    Miscellaneous weights: 0 tons, 0,0%

Overall survivability and seakeeping ability:
    Survivability (Non-critical penetrating hits needed to sink ship):
      125 lbs / 57 Kg = 9,7 x 3,0 " / 75 mm shells or 0,2 torpedoes
    Stability (Unstable if below 1.00): 1,85
    Metacentric height 1,6 ft / 0,5 m
    Roll period: 8,0 seconds
    Steadiness    - As gun platform (Average = 50 %): 44 %
            - Recoil effect (Restricted arc if above 1.00): 0,06
    Seaboat quality  (Average = 1.00): 0,76

Hull form characteristics:
    Hull has rise forward of midbreak
    Block coefficient: 0,461
    Length to Beam Ratio: 9,89 : 1
    'Natural speed' for length: 15,37 kts
    Power going to wave formation at top speed: 67 %
    Trim (Max stability = 0, Max steadiness = 100): 50
    Bow angle (Positive = bow angles forward): -11,00 degrees
    Stern overhang: 2,00 ft / 0,61 m
    Freeboard (% = measuring location as a percentage of overall length):
       - Stem:        12,96 ft / 3,95 m
       - Forecastle (19%):    12,96 ft / 3,95 m
       - Mid (29%):        12,96 ft / 3,95 m (7,58 ft / 2,31 m aft of break)
       - Quarterdeck (12%):    7,97 ft / 2,43 m
       - Stern:        8,46 ft / 2,58 m
       - Average freeboard:    9,32 ft / 2,84 m
    Ship tends to be wet forward

Ship space, strength and comments:
    Space    - Hull below water (magazines/engines, low = better): 201,5%
        - Above water (accommodation/working, high = better): 64,1%
    Waterplane Area: 3 631 Square feet or 337 Square metres
    Displacement factor (Displacement / loading): 20%
    Structure weight / hull surface area: 19 lbs/sq ft or 91 Kg/sq metre
    Hull strength (Relative):
        - Cross-sectional: 0,46
        - Longitudinal: 1,09
        - Overall: 0,51
    Hull space for machinery, storage, compartmentation is extremely poor
    Room for accommodation and workspaces is cramped
    Poor seaboat, wet and uncomfortable, reduced performance in heavy weather

Halabarda (1904)
Berdysz (1904)
Szabla (1904)
Szpada (1904)

sobota, 6 grudnia 2014

Rejs eskadry bałtyckiej cz. II



Jak pamiętamy, 11 września 1904 r. polska eskadra osiągnęła port Diego-Suarez na Madagaskarze. Tu trzeba było urządzić dłuższy postój, bowiem zespół po przebytych sztormach potrzebował trochę czasu na przeprowadzenie niezbędnych napraw, a i załogi musiały nieco odpocząć (nie mówiąc już o żołnierzach wojsk lądowych, nienawykłych do takich atrakcji jakie stały się ich udziałem..). W dalszy rejs ruszono 15 października, zabierając ze sobą węglowiec Łuck, który na Madagaskar przybył po długiej epopei 26 sierpnia.
Okolice Cieśniny Sundajskiej polski zespół osiągnął 8 listopada.Tymczasem wieści o wyprawie dotarły do dowództwa japońskiego, wywołując uzasadnione zaniepokojenie. Słusznie spodziewano się, że celem rejsu jest Hajnan i zdawano sobie sprawę że połączenie obu eskadr w silny, liczący kilka pancerników i krążowników pancernych zespół będzie dla japońskiego panowania na morzu bardzo groźne. Niewiele jednak mogli na razie z tym zrobić, bowiem trzon floty musiał wciąż pilnować pokonanej ale bynajmniej nie rozbitej eskadry portatrturskiej (dodatkowo, siły blokujące były osłabione brakiem odesłanej na remont do Japonii Mikasy).
Dla uzyskania informacji już we wrześniu na wody wokół Indochin i Holenderskich Indii Wschodnich zostały wysłane dwa szybkie (rozwijające ponad 17 w.) krążowniki pomocnicze Nikko Maru i Nippon Maru, a wkrótce potem zespół szybkich krążowników w składzie Takasago, Chitose i Kasagi, z których każdy rozwijał prędkość rzędu 22-23 w. i był uzbrojony w 2 działa 203 mm i 10 dział 120 mm. Do pomocy dodano im jeszcze krążowniki pomocnicze Manshu Maru i Dainan Maru, a nad całością wydzielonych sił dowództwo objął wiceadm. Dewa.  Aż pierwszych dni listopada Japończycy bezowocnie kręcili się po wodach obecnej Indonezji, zapuszczając się nieraz głęboko na wody cieśniny Malakka i Oceanu indyjskiego. To zmieniło się 8 listopada, kiedy krążownik Takasago wraz z krążownikiem pomocniczym Dainan Maru w nocy dosłownie wpadły na polską eskadrę wchodzącą do cieśniny Sundajskiej. Krótka wymiana ognia z Takasago nie dała rezultatu, bowiem jego dowódca słusznie domyśliwszy się, że ma do czynienia z większym zespołem wrogich okrętów, dał rozkaz odwrotu z pełną prędkością.
Polski admirał wysłał w pościg niszczyciele, które zdołały nawet wyjść na pozycję strzelecką jednak japońskiemu krążownikowi dopisało szczęście i żadna z wystrzelonych torped nie trafiła. Wkrótce potem kontakt bojowy się urwał.
W gorszej sytuacji był rozwijający ledwie 16 w. Dainan Maru, który nie był w stanie skutecznie oderwać się od przeciwnika. Co prawda w istniejących warunkach celne trafianie było mocno utrudnione (w regulaminach floty polskiej w ogóle nie rozważano możliwości nocnego boju artyleryjskiego, nie ćwiczono też nocnych strzelań w praktyce), więc japońskiej jednostce dość długo udawało się unikać krytycznych trafień. Japoński dowódca wykazał się w tej sytuacji nie lada opanowaniem, rozkazując zrzucić do morza tyle min,  ile się tylko uda, licząc że może któryś z wrogich okrętów na nie wpadnie. W trwającej ok. pół godziny kanonadzie kilka 6-calówych pocisków z polskich pancerników i krążowników pancernych dosięgło w końcu japońską jednostkę. Jeden z nich okazał się wyjątkowo niszczycielski, trafił bowiem w okolice rufy, w zgromadzone tam miny. W spektakularnej eksplozji jaka po tym nastąpiła, dosłownie unicestwiona została cała część rufowa japońskiego krążownika, a reszta jednostki zatonęła w przeciągu kilku minut...
To jednak nie był jeszcze koniec wydarzeń tej nocy, bowiem wkrótce po zatonięciu Dainan Maru strona japońska odniosła zaskakujący sukces. Na jedną z dopiero co postawionych min wszedł zaadaptowany do roli transportowca wojska liniowiec pasażerski Warszawa  wiozący na swym pokładzie 1700 żołnierzy („wsławiony”, jak pamiętamy, staranowaniem torpedowca Czujny). Dla pozbawionej ochrony części podwodnej kadłuba jednostki uszkodzenia okazały się śmiertelne, szczęśliwie jednak nie tonęła ona zbyt szybko, a w pobliżu była cała eskadra mogąca nieść ratunek dzięki czemu większość przewożonych żołnierzy zdołano uratować. Ostatecznie lista ofiar zamknęła się bilansem ok. 200 ofiar, przepadł też cały sprzęt i wyposażenie przewożone przez jednostkę.
Po zakończeniu akcji ratowniczej i uporządkowaniu szyku polski zespół podjął rejs na północ przez wody Morza Południowochińskiego. W nocy z 12 na 13 listopada natrafiono na niezidentyfikowane okręty i niewiele brakowało by otwarto ogień, bowiem w eskadrze od opuszczenia Madagaskaru panowała atmosfera oczekiwania w każdej chwili kontaktu z japońskimi siłami głównymi. Na szczęście w porę napotkane  jednostki zidentyfikowano jako pancernik Centurion i dwa krążowniki, ze składu brytyjskiej China Station pod flagą wiceadm. Noela. W przeciwieństwie do zajścia u brzegów Hiszpanii tym razem Brytyjczycy byli jednak ostrożniejsi i zachowali dystans do polskiego zespołu. Dalsza część rejsu odbyła się bez poważniejszych incydentów i 18 listopada 1904 r. zza horyzontu oczom eskadry ukazały się południowe brzegi Hajnanu. Wkrótce potem, po obejściu wyspy szlakiem zachodnim, zespół rzucił kotwice na redzie Haikou.
Tym samym udało się skoncentrować na wyspie całkiem poważne siły lądowe liczące 25 tys. żołnierzy. Na pokładach eskadry przywieziono też 700 min, dzięki czemu można było wznowić wojnę minową. Wreszcie (kto wie czy nie najważniejsze) całkiem poważnie przedstawiały się odtąd siły morskie na Hajnanie, w postaci:

Pancerniki:
Mieszko I (1896, 8160 ton, 4x254)
Kazimierz II Sprawiedliwy (1897, jw.)
Konstanty II (1899, 13710 ton, 6x305)
Bolesław Krzywousty (1900, jw.)

Krążowniki pancerne:
Bolesław Chrobry (1871/1889, 6481 ton, 10x203)
Piast (1894, 8054 tony, 2x254)
Siemowit (1895, jw.)
Mikołaj Powała (1901, 7676 ton, 4x203)

Krążowniki:
Grunwald (1883, 2300 ton, 2x203)
Leander (1897, 2299 ton, 8x102)
Diana (1899, 6657 ton, 8x152)
Askold (1900, 5910 ton, 12x152)

Stawiacze min:
Bałtyk (1890, 2084 tony, 4x107, 400 min)

Kanonierki:
Harpia (1878, 366 ton, 1x279)
Cerber (1879, jw.)
Mandżur (1886, 1437 ton, 2x203, 1x152)
Perun (1886, 1179 ton, 4x107)
Swaróg (1887, jw.)
Hydra (1888, 961 ton, 1x203, 1x107)
Agamemnon (1893, 1199 ton, 2x152)
Odyseusz (1894, jw.)
Kraken (1895, 1491 ton, 2x152, 4x120)
Sfinks (1896, jw.)

Kanonierki torpedowe:
Trzygłów (1883, 805 ton, 2x87, 4 wt 381)
Perseusz (1887, 855 ton, 2x107, 3 wt 457)

Niszczyciele:
Piorun (1896, 323 tony, 2x75, 3 wt 457)
Bryza (1898, 415 ton, 1x75, 4 wt 457) uszkodz.
Sztorm (1898, jw.)
Halny (1899, 390 ton, 2x75, 3 wt 457)
Monsun (1899, jw.)
Pasat (1899, jw.)
Purga (1902, 478 ton, 2x75, 2 wt 457)
Zefir (1902, jw.)

Torpedowce:
Sęp (1886, 215 ton, 2x47, 3 wt 457)
Orzeł (1886, jw.)
Kobuz (1887, jw.)
Sokół (1887, jw.)
Zwinny (1899, 200 ton, 2x57, 2 wt 457)
Bystry (1899, jw.)
Gniewny (1900, jw.)

Patrolowce:
Czapla (1896, 170 ton, 2x47)
Kormoran (1896, jw.)
Czajka (1897, jw.)

Okręty balonowe:
Dedal (1902, 3633 tony, 1x75)

Transportowce:
Łuck (1900, 7150 ton, 2x102)
Nowa Kurlandia (1899, 3101 ton, 4x120)

piątek, 28 listopada 2014

Bitwa na Morzu Żółtym



Niemal równocześnie z opisywanymi poprzednio wydarzeniami, na północy doszło do jednej z najważniejszych bitew morskich tej wojny. Ponaglany do działania przez carskiego namiestnika gen. Aleksiejewa dowódca eskadry portarturskiej, kadm. Witgeft (Witthofft) zdecydował się wreszcie wyjść z portu z zamiarem przedarcia się do Władywostoku. Siły główne, w składzie 6 pancerników (Cesariewicz, Retwizan, Pobieda, Pierieswiet, Siewastopol i Połtawa), 5 krążowników (Askold, Pałłada, Diana, Nowik i Stefan Czarniecki) oraz 8 niszczycieli wyszły z portu rankiem 10 sierpnia 1904 r. i obrały na pełne morze. Wyjście w morze eskadry, mimo mglistej pogody, nie uszło uwadze Japończyków. Na Morzu Żółtym drogę eskadrze zagrodziła flota japońska, w tym siły główne adm. Togo (pancerniki Mikasa, Asahi, Shikishima i Fuji oraz krążowniki pancerne Kasuga i Nisshin) oraz III dywizjon kadm. Dewy (krązownik pancerny Yakumo, krążowniki Chitose, Kasagi, Takasago, Yoshino oraz dodatkowo Akitsushima). Adm. Witgeft nie zamierzał jednak podejmować boju, lecz zdecydowanie parł na południowy wschód, ku Cieśninie Koreańskiej. Dlatego też w pierwszej fazie bitwy ok. godz. 12-13 żadna ze stron nie doznała istotnych szkód od ognia nieprzyjacielskiego. Adm. Togo podjął pościg i ok. godz. 16:30 zdołał się zbliżyć na tyle, że można było otworzyć ogień. Obie floty płynęły zbliżonymi, nieco zbiegającymi się kursami, stąd bój przyjął formę klasycznego starcia flot liniowych. Dość wyrównana walka trwała ok. godziny, a zamykający szyk sił głównych krążownik Stefan Czarniecki zdołał nawet dwa razy trafić w krążownik Kasuga (pociskami 305 mm i 229 mm). Zanosiło się już na to, że rosyjskiemu admirałowi może się udać, gdy doszło do niespodziewanego zwrotu akcji – jeden z ciężkich pocisków japońskich uderzył w podstawę fokmasztu Cesariewicza, tuż nad otwartym pomostem na którym lekkomyślnie przebywał adm. Witgeft, w wyniku czego poniósł on śmierć, a większość członków jego sztabu odniosła rany. W kilka minut później drugi pocisk trafił w sterówkę, powodując zaklinowanie się steru w pozycji wychylonej, przez co pancernik rozpoczął niekontrolowany zwrot przez lewą burtę. Wprowadziło to spore zamieszanie, inne jednostki zaczęły naśladować manewr flagowca, nieomal doszło do kolizji Cesariewicza z Pierieswiwetem i Siewastopolem i w efekcie wkrótce szyk eskadry się załamał. Sytuacja zaczynała się robić powoli bardzo poważna. Togo wykorzystując sytuację, nakazał I dywizjonowi zwrot o 45 stopni w lewo by zajść przeciwnika od czoła i skuteczniej tym samym ostrzeliwać zdezorganizowaną eskadrę rosyjską. Widząc to kadm. Uchtomski, któremu wreszcie udało się przejąć dowództwo nad zespołem postanowił wykonać zwrot w tył, by oddalić się od ziejącej ogniem linii bojowej wroga. Manewr ten został osłonięty samobójczym niemal poświęceniem krążownika Stefan Czarniecki (które być może jednak nie było zamierzone, bowiem sądzono że okręt mógł wyjść z szyku na skutek odniesionych uszkodzeń, a nie przeżył nikt kto mógłby dać temu wiarygodne świadectwo). Niezależnie od przyczyny, gdy siły główne wykonywały zwrot o 180 stopni, krążownik pozostał na dotychczasowym kursie, szarżując wprost na pancerniki japońskie, być może z zamiarem wykonania ataku torpedowego lub wręcz taranowania. Skupił w tym czasie na sobie ogień większości japońskich okrętów. Sam też nie pozostawał im dłużny, trafiając jeden raz ze swego ciężkiego działa w krążownik pancerny Nisshin, rozbijając mu jedno z dział 152 mm i zabijając całą jego obsługę, kilka niegroźnych trafień z dział 120 mm zdołano też ulokować na Mikasie..  Na odległość skutecznego strzału torpedowego ostatecznie jednak Stefanowi Czarnieckiemu dojść się nie udało, okręt otrzymał bowiem wiele trafień, które rozbiły prawie całą artylerię (w tym także dziobowe działo 12-calowe), zdemolowały kadłub i nadbudówki. Niestety nie była to dobrze opancerzona jednostka, pozbawiona pancerza burtowego, a z małego dystansu japońscy artylerzyści wręcz nie mieli prawa nie trafiać… Ujść z opresji w tej sytuacji okręt nie miał szans, w końcu na płonącym wraku wywieszono sygnał poddania się, aby nie pomnażać niepotrzebnie ofiar. Okręt jednak już tonął (nie wiadomo, czy mu w tym własna załoga nie pomogła) i zanim został przejęty przez oddział pryzowy, zamknęły się nad nim wody Morza Żółtego….
Niemniej jednak jego poświęcenie przyniosło efekt – dało bowiem eskadrze rosyjskiej niezbędny czas i gdy okręty japońskie zajęły się demolowaniem samotnego polskiego krążownika, udało się przywrócić sterowność Cesariewiczowi,  uporządkować szyk całej eskadry i podjąć rejs w kierunku Port Artura. Japończycy próbowali jeszcze atakować wracające okręty rosyjskie siłami torpedowymi, jednak nocne ataki nie dały większego rezultatu..
Z przedzierania się nie zrezygnował tymczasem zespół krążowników kadm. Reitzensteina (Rejciensztiejna), z którego składu przedrzeć udało się najszybszym jednostkom – Askoldowi i Nowikowi. Wolniejsze Pałłada i Diana, ostrzelane przez japońskie pancerniki i krążowniki musiały zawrócić. Ostatecznie Nowik został dopadnięty przez japoński krążownik Tsushima  w zatoce Aniwa i po bitwie z nim  zatopiony przez własną załogę. Natomiast uszkodzony Askold zdołał dopłynąć 12 sierpnia do Szanghaju, gdzie skorzystał z polskiej pomocy. Dzień później zawinęła tam również Diana. Po kilku dniach postoju obydwa krążowniki  podjęły udaną próbę przedarcia się na Hajnan, gdzie dotarły 21 sierpnia, wydatnie wzmacniając siły tamtejszej eskadry...

poniedziałek, 24 listopada 2014

Próba zablokowania Haikou



Już od końca czerwca 1904 r. japońskie dowództwo zaczęło szukać sposobu szybkiego zneutralizowania polskiej eskadry, zwłaszcza że wiedziano już o rejsie eskadry bałtyckiej i nietrudno się było domyślić, że jej celem jest odsiecz Hajnanu. Po akcji polskiego zespołu przeciw Formozie, sięgnięto po pomysł, który uprzednio dwukrotnie próbowano wcielić w życie (co prawda bezskutecznie) w Port Arturze, a mianowicie postanowiono zablokować port w Haikou poprzez zatopienie w wejściu do niego obciążonych balastem statków. Samo w sobie było to dowodem sporej desperacji i liczenia się z zagrożeniem jakie po zwycięskiej bitwie stwarzały polskie okręty na Hajnanie. 
Do roli okrętów przeznaczonych do zatopienia wybrano dwa duże transportowce: Karasaki Maru (5627 BRT, eks-rosyjski Jekatierinosław, zdobyty 6 lutego 1904 r.) oraz Mandasan Maru (4513 BRT), które na tę okoliczność wypełniono po brzegi złomem i betonem. Załogi sformowano z ochotników, bowiem nie było wcale pewne czy uda się ich po wykonanym zadaniu ewakuować z miejsca akcji. Na wszelki wypadek statkom przydzielono 2 torpedowce z 17 dywizjonu (nr 33 i nr 34), które w sprzyjających okolicznościach miały podjąć załogi statków. Dalszą osłonę miały stanowić improwizowany zespół w składzie: krążowniki Idzumi (flagowiec znanego nam już kontradm. Togo jr.), Suma, Sai Yen oraz małe krążowniki (według dawnej nomenklatury korwety) Yamato, Musashi i Katsuragi. Zadaniem tych jednostek miało być ewentualne uciszenie pełniących dozór polskich kanonierek, gdyby się na nie natknięto. Z kolei z pokładów  kanonierek pomocniczych Kagawa Maru i Ryujun Maru miały desantować się oddziały przewidziane do opanowania baterii dział strzegących wejścia do bazy. Na tę okoliczność obie jednostki specjalnie wzmocniono poprzez zamontowanie stalowych osłon chroniących oddziały desantowe przed ogniem broni małokalibrowej. Do akcji wydzielono wreszcie 4 dywizjon niszczycieli pod dowództwem kmdr por. Nagai (Hayatori, Harusame, Murasame i Asagiri) mający osłaniać zespół krążowników i ewentualnie pomóc w ewakuacji oddziałów desantowych, po unieszkodliwieniu polskich baterii.
Operację planowano przeprowadzić w bezksiężycową noc 11 sierpnia 1904 r., by osiągnąć w miarę możliwości zaskoczenie obrońców. To się atakującym udało, bowiem nieszczęśliwym dla strony polskiej zbiegiem okoliczności mająca pełnić tej nocy dozór kanonierka torpedowa Trzygłów miała awarię i musiała zostać odholowana przez torpedowiec Sęp do bazy. Skutkiem powyższego, tylko ten ostatni w chwili ataku był „na chodzie”, ale akurat znajdował się w porcie. Była jeszcze co prawda druga jednostka pełniąca tej nocy dozór, patrolowiec Kormoran, akurat znajdowała się daleko na zachód od bazy i nie zdołała wykryć atakujących Japończyków.
Atak rozpoczął się niedługo po północy od wysadzenia dwóch oddziałów desantowych (patrz mapka) celem opanowania baterii wschodniej i zachodniej, z których każda dysponowała kilkoma szybkostrzelnymi działami średnich kalibrów (wschodnia 3x120, zachodnia 2x152, 2x120). Była jeszcze bateria północna z 4 starymi działami 107 mm, ale ją Japończycy słusznie sobie odpuścili). O ile z baterią wschodnią poszło atakującym w miarę gładko (udało się osiągnąć pełne zaskoczenie), o tyle z drugą sprawa przedstawiała się dużo gorzej. Na skutek minimalnego opóźnienia ataku (który był z kolei efektem wylądowania kilkaset metrów od baterii, zamiast jak planowano – naprzeciw niej) obrona baterii została na czas zaalarmowana, zdążyła stawić opór i ostatecznie odeprzeć atak.
W pół godziny po ataku na baterie artyleryjskie, nadpłynęły obydwa „brandery”. Poruszały się od północy i miały o tyle utrudnione zadanie, że aby zablokować wejście do portu, musiały tuż przed nim wykonać ostry zwrot o ponad 90 stopni, a zaraz potem wyhamować i ustawić się w poprzek kanału wejściowego. Był to dość karkołomny manewr, trudny do wykonania w ciemną, bezksiężycową noc. Nie dziwi więc specjalnie, że pierwszy ze statków mających zablokować port, Karasaki Maru źle obliczył moment wykonania zwrotu i na skutek tego wszedł na piaszczystą łachę kilkaset metrów od wejścia do portu, z której nie był w stanie samodzielnie zejść. Później nieszczęsna jednostka została dosłownie rozstrzelana z dystansu kilku km przez działa baterii zachodniej.
Widząc co się stało kapitan płynącego jako następny Mandasan Maru wykręcił nieco wcześniej (choć i tak w ostatniej chwili, ledwo unikając kolizji z tkwiącym na mieliźnie poprzednikiem), i ustawił się niemal na wprost wejścia do portu. Wydawało się, że sukces jest na wyciągnięcie ręki. Statek jak na swoje gabaryty zgrabnie wszedł do kanału portowego i już zaczynał wykonywać skręt by ustawić się w poprzek toru wodnego, gdy u jego burty wyrósł kilkudziesięciometrowy  słup wody. Okazało się, że była to torpeda z Sępa, którego dowódca zorientował się co się święci. Nie zastanawiając się zbytnio, ruszył ku wyjściu z portu i gdy zobaczył duży transportowiec przed dziobem, odpalił dwie torpedy, z których jedna eksplodowała u burty japońskiej jednostki szybko ją topiąc (druga albo była niecelna, albo wadliwie zadziałała). Działanie to okazało się być zbawienne w skutkach, bowiem Mandasan Maru zatonął w pozycji ukośnej do przebiegu toru wodnego, i to nie w jego środku, ale nieco z boku. Tym samym do pełnego zablokowania portu nie doszło, choć wychodzenie i wchodzenie dużych jednostek było odtąd utrudnione i odbywało się niemal „na styk” z wrakiem..    
Tymczasem towarzyszące branderom torpedowce zajęły się zdejmowaniem załogi z nieszczęsnego Karasaki Maru, bowiem bateria zachodnia zajęta odpieraniem ataku oddziału desantowego na razie nie ostrzeliwała unieruchomionej jednostki japońskiej. Nie udało się natomiast ewakuować załogi Mandasan Maru, na skutek ognia torpedowca Sęp, do którego dołączyły wkrótce niektóre okręty znajdujące się w porcie.
Ostatnim epizodem starcia była próba ewakuacji oddziału desantowego który zniszczył baterię wschodnią. Podjęły się tego zadania niszczyciele 4 dywizjonu, ale gdy flagowy Hayatori został celnie ugodzony 6-calowym pociskiem wystrzelonym przez pancernik Mieszko I, i z tego trzeba było zrezygnować...
Natomiast drugi oddział desantowy, atakujący baterię zachodnią, praktycznie cały został wybity lub wzięty do niewoli, więc nie było tu nawet kogo próbować ewakuować..

wtorek, 18 listopada 2014

Rajd na Formozę



Po bitwie pod Hajnanem polskie dowództwo postanowiło kuć żelazo póki gorące i już 4 lipca do akcji przeciw Formozie wyszedł Mieszko I w asyście krążowników Bolesław Chrobry i Cedynia i 2 niszczycieli. Więcej sił nie dało się wyasygnować do operacji, bowiem Kazimierz II Sprawiedliwy i niszczyciel  Bryza były uszkodzone, natomiast krążownik Grunwald i kanonierki uznano za zbyt wolne, a tym samym – ich udział w wypadzie za zbyt ryzykowny. Celem ataku miał być port w Kaohsiung, położony na południowo-zachodnim wybrzeżu wyspy. Z ataku na główną bazę na Formozie, Keelung, mimo rozważania takiej opcji, ostatecznie zrezygnowano. Uzasadniało to silne jej ufortyfikowanie i uzbrojenie (m.in. w działa 12- i 10-calowe), możliwość napotkania tam poważnych sił morskich wroga, jak również stosunkowo łatwa możliwość odcięcia przezeń odwrotu na Hajnan (Keelung leżało bowiem dokładnie na przeciwległym krańcu wyspy, i ewentualny powrót musiałby się odbywać dość wąską Cieśniną Tajwańską, bądź naokoło wyspy, od strony wschodniej).
Rejs w kierunku Formozy przebiegł bez zakłóceń i nad ranem 8 lipca zespół znalazł się w pobliżu Kaohsiung. Wieści o niedawnej bitwie wprawdzie już dotarły na wyspę wraz z uchodzącym zespołem japońskim, ale nikt nie spodziewał się tak szybko okrętów polskich. Zaskoczenie było zupełne..
Pierwszą ofiarą ataku padła pomocnicza kanonierka Yoshidagawa Maru (310 BRT), która pełniła rutynową służbę patrolową w pobliżu portu. Kilka celnych pocisków 120 mm z Cedynii szybko zmusiło ją do opuszczenia bandery. W samym porcie znajdowały się natomiast dwa statki handlowe, Urado Maru (359 BRT) i Aichi Maru (1330 BRT), które zatopiono ogniem artyleryjskim. Gdy polskie okręty zbliżyły się na odległość paru km,  odezwały się japońskie baterie nadbrzeżne. Były one wprawdzie wyposażone w dość przestarzałe eks-chińskie działa czarnoprochowe, nie będące w stanie istotnie zagrozić pancernikowi, ale za to mogące wyrządzić szkody mniejszym jednostkom. Świadomi tego japońscy artylerzyści skoncentrowali ogień na Cedynii, która w krótkim czasie otrzymała 3 trafienia pociskami kal. 178 mm, w tym jedno fatalne w maszynkę sterową. Przez moment nad kursem okrętu nie było kontroli i to wystarczyło by płynący w przypadkowym kierunku krążownik wpakował się na mieliznę, z której nie był w stanie sam zejść. Szczęście w nieszczęściu, że stało się to już na granicy donośności japońskich dział.. Niemniej jednak, w ciągu następnych kilkunastu minut okręt otrzymał dwa kolejne trafienia, które zniszczyły mu m.in. jedno z dział. Sytuacja stawała się poważna. Kadm. Szczęsnowicz nakazał niszczycielom Piorun i Sztorm podjęcie próby ściągnięcia krążownika z mielizny, podczas gdy pancernik skierował swe działa przeciw japońskiej baterii. Jego kanonada co prawda ich nie zniszczyła, ale była na tyle gwałtowna, że zmusiła artylerzystów wroga do przerwania ognia. To dało niszczycielom okazję do podejścia do Cedynii i ściągnięcia jej na głębszą wodę. Okręt był jednak ciężko uszkodzony, miał przeciekające dno, zniszczony ster, podziurawione kotły, i nie było szans by mógł samodzielnie płynąc. W tej sytuacji ten nieomal wrak został po odciągnięciu przez niszczyciele z zasięgu rażenia wrogiej artylerii wzięty na hol przez krążownik pancerny Bolesław Chrobry. Natomiast pancernik Mieszko I  został jeszcze na pozycji i korzystając z milczenia wrogiej artylerii wysadził za pomocą łodzi okrętowych 100-osobowy desant na plaży. Oddział ten, z konieczności złożony z marynarzy pancernika (nie było bowiem na pokładach okrętów eskadry piechoty morskiej), zajął przy słabym oporze przeciwnika uszkodzone umocnienia i stanowiska artylerii i wysadził je w powietrze. Po powrocie desantu na pokład, pancernik odpłynął w ślad za resztą zespołu. Tymczasem przez całą drogę powrotną trwała mordercza walka o utrzymanie krążownika Cedynia na powierzchni, bowiem pokiereszowany pociskami i wejściem na mieliznę kadłub ciekł jak sito. Po 6 dniach wleczenia się z prędkością kilku węzłów walkę tę załoga zdawała się przegrywać. Ostatkiem sił udało się jednak doprowadzić jednostkę do brzegu zatoki Puqian, gdzie osiadła na dnie…

sobota, 15 listopada 2014

Rejs eskadry bałtyckiej



W Polsce praktycznie od początku wojny zdawano sobie sprawę z nienajlepszego położenia obrońców Hajnanu. Siły lądowe na wyspie, nawet po sprowadzeniu posiłków z kolonii w Afryce, nie przedstawiały się imponująco i liczyły zaledwie 8000 żołnierzy. Powoli w dowództwie dojrzewała myśl o konieczności wysłania na wyspę posiłków. Wobec spodziewanej prędzej czy później inwazji japońskiej na polską część Hajnanu za priorytetowe uznano wzmocnienie sił lądowych w kolonii, przy czym realnie jedynym sposobem dostarczenia ich na miejsce była droga morska. Ze względu na ograniczone możliwości postanowiono wysłać jedną pełną dywizję piechoty wzmocnioną oddziałem kawalerii (łącznie 16000 żołnierzy), które załadowano na pokłady 10 wyczarterowanych na tę okazję statków cywilnych, z których jeden w razie konieczności miał posłużyć także za jednostkę szpitalną. Dodatkowo do statków tych dołączono 2 węglowce oraz transportowiec Marynarki Wojennej Polesie który miał być w tym rejsie jednostką warsztatową. Oczywiście, taki konwój musiał otrzymać stosowną eskortę. Tę stanowiła większość okrętów które znajdowały się akurat w czynnej służbie i miały najpełniej ukompletowane załogi. W skład zespołu weszły: pancerniki Konstanty II i Bolesław Krzywousty, krążowniki pancerne Piast, Siemowit i Mikołaj Powała, krążownik pancernopokładowy Leander, krążownik szkolny Gryf, stawiacz min Bałtyk (wiozący pełny zapas 400 min, ponadto na inne okręty załadowano kolejne 300 sztuk), niszczyciele Halny, Monsun, Pasat, Purga, Zefir, torpedowce: Czujny, Zwinny, Bystry, Gniewny oraz okręt balonowy Dedal. Dowództwo zespołu objął niedawno awansowany do stopnia wiceadm. Piotr Wojewódzki (1855-1906), który swą flagę podniósł na Konstantym II.
Zespół wyszedł z Lipawy 23 maja 1904 r., po inspekcji przeprowadzonej przez samego monarchę. Początek rejsu upłynął spokojnie. Pierwsze uzupełnienie zapasów węgla przewidziano w Breście, gdzie zespół dotarł 30 maja. By nie drażnić Brytyjczyków nie zabawiono w nim dłużej niż przepisowe 24h (zespół otrzymał zresztą „eskortę” ze strony Royal Navy w postaci 3 krążowników ze składu Channel Fleet, które trzymały się stale w zasięgu wzroku eskadry, począwszy od cieśniny kaletańskiej).
Pierwsze zakłócenie rejsu nastąpiło podczas przejścia przez Zatokę Biskajską. W ciemną, bezksiężycową i mglistą noc z 2 na 3 czerwca w nocy doszło bowiem do poważnego incydentu. Polskie jednostki szły zaciemnione, chcąc oderwać się od przykrego towarzystwa jednostek Royal Navy. Brytyjczycy natomiast mieli w zwyczaju pływać prowokująco blisko polskich jednostki (być może liczono na zdecydowane przeciwdziałanie strony polskiej, co dało by pretekst do wmieszania się w konflikt z Japonią) W takich warunkach doszło do kolizji brytyjskiego krążownika Pelorus z naszym Gryfem. Jednostka polska zaczęła nabierać wody i nawet groziło jej zatopienie. Całe szczęście, że niedaleko był brzeg hiszpański i ciężko uszkodzony krążownik zdołał dowlec się do portu w Gijon, gdzie został internowany. Oczywiście, o spowodowanie kolizji oskarżały się wzajemnie obydwie strony, ale wina była w zasadzie nie do udowodnienia. Incydent spowodował dalsze pogorszenie i tak nienajlepszych stosunków pomiędzy oboma krajami i chwilowe zatrzymanie polskiej ekspedycji. Całe zajście miało jeszcze ten skutek, że brytyjski zespół odtąd znacznie ostrożniej pilnował polskiego konwoju, a po minięciu przezeń Gibraltaru w ogóle zawrócił na północ.
Tymczasem polski zespół dotarł 17 czerwca do Dakaru, gdzie zrealizowano kolejne uzupełnienie węgla. Tu musiano zostać na dłuższy postój, bowiem trzeba było przeprowadzić różne drobne naprawy okrętów po przebytych na północnym Atlantyku sztormach. Po uzupełnieniu węgla i daniu chwili odpoczynku załogom, zespół ruszył w dalszy rejs 1 lipca.
Kolejnym przystankiem było Lome w Togo, które osiągnięto 10 lipca. Niedługo przed osiągnięciem naszej kolonii awarii napędu uległ krążownik pancerny Piast, który był jedną z najstarszych jednostek eskadry (wodowany w 1894 r.), od dawna nie był remontowany i przez to znajdował się w nienajlepszym stanie technicznym. W dodatku zamontowane na nim kotły francuskiego systemu Niclausse cechowały się sporą awaryjnością, co dało znać o sobie w trakcie rejsu – popękały rurki wodne kotłów, powodując upośledzenie działania układu napędowego. Szczęście w nieszczęściu, że potrzebne części zapasowe znajdowały się na okręcie warsztatowym, dzięki czemu w ogóle można było dokonać naprawy. Prowizorycznie przeprowadzony remont kotłów zajął aż 3 tygodnie i o tyle został opóźniony rejs eskadry. Korzystając z okazji, z kolonii zabrano  2 bataliony (razem nieco ponad 1000 żołnierzy) wojsk kolonialnych, które poupychano na poszczególnych statkach i okrętach eskadry. Tym samym przewożony kontyngent wojska wzrósł do 17000 żołnierzy. Togo polski zespół opuścił dopiero 6 sierpnia 1904 r.  19 sierpnia osiągnięto Walvis Bay w Niemieckiej Afryce Południowo-Zachodniej. Tu zabawiono kilka dni, przygotowując jednostki do trudnego przejścia wokół Przylądka Dobrej Nadziei (nieprzypadkowo zwanego kiedyś Przylądkiem Burz), gdzie spodziewano się napotkać trudne warunki pogodowe. Ostatni port przed przejściem na Madagaskar zespół opuścił 25 sierpnia.
Wkrótce po opuszczeniu Walvis Bay natknięto się na japoński statek pasażersko-towarowy Ise Maru (1250 BRT, zbud. 1883 r.), który w swej nieświadomości dosłownie wpłynął w środek szyku naszej eskadry i nie pozostało mu nic innego, jak opuścić banderę. Obsadzona załogą pryzową jednostka została dołączona do konwoju jako kolejny z transportowców.
Zgodnie z przewidywaniami, koło Przylądka Dobrej Nadziei  napotkano wyjątkowo silny sztorm, który okazał się być bardzo groźny dla najmniejszych jednostek eskadry. Pośród huraganowego wiatru, ulewy i kilkumetrowej wysokości fal zderzyły się ze sobą jeden z transportowców wojska (zaadaptowany do tej roli liniowiec pasażerski Warszawa, 7850 BRT) z torpedowcem Czujny. Wskutek kolizji ten ostatni niestety zatonął, a transportowiec odniósł poważne uszkodzenia dziobu, nie zagrażające wprawdzie pływalności dużej przecież jednostki, ale ograniczające jej prędkość. Wiele okrętów odniosło mniej lub bardziej poważne szkody. Spore uszkodzenia kadłuba odniosły niszczyciel Purga i torpedowiec Zwinny. Z kolei balonowiec Dedal utracił cały swój osprzęt balonowy i sens jego dalszego udziału w rejsie stanął pod znakiem zapytania. Ise Maru stracił całe omasztowanie (był to bowiem statek parowo-żaglowy) i odtąd musiał polegać wyłącznie na napędzie mechanicznym. Praktycznie wszystkie jednostki zespołu miały straty w wyposażeniu i osprzęcie pokładowym. Nie obyło się też niestety bez strat w ludziach – w sumie kilkanaście osób zostało zmytych za burtę. Najwięcej ofiar było na Ise Maru, gdzie zwalona stenga przygniotła kilku marynarzy.  
Ostatecznie nieco pokiereszowany zespół osiągnął port Diego-Suarez 11 września 1904 r. Uszkodzona w sztormie Warszawa dowlokła się tam 5 dni później. Biorąc pod uwagę zniszczenia na poszczególnych jednostkach a także konieczność dania odpoczynku załogom jak i przewożonym żołnierzom, przewidywano, że trzeba będzie tu pozostać co najmniej przez kolejny miesiąc, a może i dłużej…    

Na rysunku poniżej prezentuję skład całej naszej eskadry (bez  transportowców):

wtorek, 11 listopada 2014

Bitwa pod Hajnanem



Po tym, co wydarzyło się w Port Arturze, na Hajnanie dobrze zdawano sobie z zagrożenia atakiem sił japońskich na główną bazę polskich sił morskich na wyspie. Postanowiono więc temu zaradzić poprzez postawienie defensywnych pól minowych zabezpieczających podejścia do bazy. Mogło się to jednak odbyć wyłącznie pod osłoną sił floty, bowiem samotny stawiacz min zapewne zostałby rozstrzelany przez siły japońskie zanim by zdołał wykonać swoje zadanie.
W połowie czerwca 1904 r. udało się wreszcie przywrócić do pełnej sprawności pancernik Kazimierz II Sprawiedliwy, który jak pamiętamy miał awarię kotłów i nie brał dotąd udziału w żadnych działaniach. Dysponując dwoma nowoczesnymi pancernikami, krążownikiem pancernym, dwoma  krążownikami pancernopokładowymi oraz mniejszymi jednostkami, polskie dowództwo na Hajnanie nie obawiało się już zmierzyć z japońską eskadrą blokującą.
Japońskie siły pod Hajnanem w tym czasie składały się z krążowników Itsukushima, Matsushima i Hashidate, starego pancernika Chin Yen,  krążownika pancernego Chiyoda oraz starego krążownika Sai Yen wspomaganych przez mniejsze jednostki (kanonierki, torpedowce, zaadaptowane jednostki cywilne). W pewnym sensie (i do pewnego tylko, na szczęście, stopnia) miała się więc powtórzyć sytuacja sprzed dekady, kiedy to japońskie krążowniki zmierzyły się m.in. z parą chińskich pancerników i wyszły z tej konfrontacji zwycięsko.
Ze strony polskiej do planowanej operacji wyznaczono praktycznie wszystkie wartościowe jednostki, w tym obydwa pancerniki, krążownik pancerny dwa krążowniki pancernopokładowe, kanonierki Agamemnon, Odyseusz, Kraken i Sfinks, kanonierki torpedowe Orion, Talos i Perseusz oraz 4 niszczyciele.
Pola minowe miał postawić zaopatrzeniowiec Nowa Kurlandia, na który na tę okoliczność załadowano ostatnie 200 min jakie pozostały w składach na wyspie.
Do sił osłonowych wybrano tylko okręty mogące rozwijać co najmniej 15 w. Siły te podzielono na cztery zespoły, mające odmienne zadania i grupujące jednostki o grubsza zbliżonych charakterystykach. Główne siły stanowiły oba pancerniki, krążownik pancerny i krążownik Grunwald (łącznie: 8x254, 12x203, 18x152 przeciwko: 3x320, 4x305, 2x210, 5x152/150 i 44x120). Te jednostki miały wziąć na sobie główny ciężar boju artyleryjskiego. Krążownik Cedynia wraz z kanonierkami miał stanowić bezpośrednią osłonę stawiacza min. Natomiast kanonierki torpedowe i niszczyciele miały działać w ramach dwóch oddzielnych szybkich zespołów, szukających okazji do przeprowadzenia ataku torpedowego.
Mając świadomość przewagi wroga w artylerii szybkostrzelnej oraz własnej w opancerzeniu, polski dowódca, a był nim kadm. Szczęsnowicz, zamierzał toczyć bój na dużym dystansie, nawet jeśli miały by w nim wziąć udział (ze względu na zasięg artylerii) tylko obydwa pancerniki. Ich opancerzenie stanowiące ekwiwalent 194 mm stali Kruppa na burcie stawało się bowiem na dystansie ok. 9 km odporne na trafienia pocisków kal. 320 mm. Tego admirał polski co prawda dokładnie nie wiedział, ale zdawał sobie sprawę z ogólnej prawidłowości, że w miarę wzrostu odległości polskie jednostki będą bardziej odporne na ostrzał japoński, niż okręty japońskie na ostrzał polski. Ponadto duży dystans ogromnie utrudniałby wrogim krążownikom wstrzeliwanie się ze swoich pojedynczych, wolno strzelających dział.
Japoński dowódca z kolei był świadomy, że polskie 10-calówki mogą przebijać pancerz jego okrętów z każdego praktycznie dystansu jaki realnie wchodził w grę, więc nie było sensu utrzymywać dalekiego dystansu. Liczył on, że na mniejszym dystansie i przy lepszym wyszkoleniu swoich artylerzystów zdoła istotnie pokiereszować polskie jednostki ogniem własnej artylerii ciężkiej i szybkostrzelnej, ponadto miał informacje o tylko jednym polskim pancerniku na Hajnanie, który siłą rzeczy mógłby razić ogniem swych ciężkich dział co najwyżej dwa jego okręty. Srodze miał się japoński admirał rozczarować..
25 czerwca wyszły w morze siły główne i zespoły okrętów torpedowych, a wkrótce po nich także transportowiec z ładunkiem min wraz ze swoją eskortą. Japończyków napotkano na Morzu Południowochińskim, ok. 60 Mm na wschód od Haikou. Polska eskadra poruszała się kursem 600, płynąc w szyku torowym – najpierw obydwa pancerniki, a za nimi krążowniki. Okręty torpedowe płynęły na lewym trawersie sił głównych. Japończycy poruszali się również szykiem torowym, kursem 2100. Obydwa zespoły dostrzegły się z dystansu ok. 20 km. Japończycy zwiększyli prędkość do maksymalnej możliwej do osiągnięcia przez zespół, tj. 16 w., chcąc jak najszybciej skrócić dystans (w efekcie czego Chin Yen i Sai Yen zaczęły nieco zostawać w tyle).
Gdy odległość spadła do ok. 10 km, polski zespół wykręcił na południe i otworzył ogień. Chcąc korzystać z całości posiadanej ciężkiej artylerii (przypomnijmy – Matsushima miał swoje działo na rufie) japoński dowódca, wiceadm. Kataoka, również skręcił na południe, przyjmując kurs równoległy do polskiej eskadry.
Tymczasem polskie siły torpedowe zwiększyły prędkość do prawie 20 w. i szerokim łukiem zaczęły obchodzić pole walki od północy, gdzie mogły by szukać okazji do poszczerbienia wrogich sił atakiem torpedowym. Widząc co się święci, adm. Kataoka do odparcia spodziewanego ataku wysłał całe posiadane siły lekkie w postaci 6 torpedowców, którym dał wsparcie w postaci krążownika pancernego Chiyoda dysponującego silną baterią 10 dział szybkostrzelnych kal. 120 mm.. Siłą rzeczy w zasięgu starcia z polskimi siłami lekkimi miały znaleźć się także Chin Yen i Sai Yen, pozostające coraz bardziej w tyle za własnymi siłami głównymi. 
Na uboczu bitwy sił głównych rozgorzała zacięta walka okrętów torpedowych. W gwałtownym i chaotycznym starciu górę początkowo wzięli Polacy, dysponujący przewagą ilościową i jakościową nad torpedowcami japońskimi, z których najsilniejszy i najnowocześniejszy Hayabusa liczył sobie zaledwie152 tony. Nim wsparcia zdążył im udzielić Chiyoda, płonącymi wrakami były Fukuryu i Shirataka, a Hayabusa, który otrzymał celne trafienie w przewód parowy i musiał zastopować maszyny, został wkrótce potem ugodzony celną torpedą kanonierki torpedowej Perseusz i momentalnie poszedł na dno. Dopiero wtedy zdążył włączyć się do walki japoński krążownik pancerny, który wkrótce celnym ogniem odpędził polskie jednostki, topiąc kanonierkę torpedową Talos oraz uszkadzając ciężko niszczyciele Bryza i Tornado. Ten ostatni otrzymał m.in. kilka trafień w maszynownię. Jego prędkość spadła do 10 w. i nie był zdolny do ucieczki, więc załoga wywiesiła biała flagę a następnie samozatopiła jednostkę. Z wystrzelonych przez polskie niszczyciele w stronę Chiyody torped niestety żadna nie trafiła. Mając puste wyrzutnie i nie mogąc się mierzyć z krążownikiem w boju artyleryjskim, polskie okręty oddaliły się z miejsca bitwy na zachód, pod osłonę własnej linii bojowej. 
Tymczasem od 30 minut trwał bój artyleryjski pancerników Mieszko I i Kazimierz II Sprawiedliwy z krążownikami Itsukushima, Matsushima i Hashidate, w którym polskie jednostki zdążyły kilkukrotnie trafić wrogie okręty nie zadając im jednak na razie poważniejszych szkód, nie będąc trafionymi ani razu. Widząc słabą skuteczność ognia swoich okrętów adm. Kataoka podjął próbę skrócenia dystansu, co się jednak nie powiodło, bowiem polskie pancerniki dysponowały przewagą prędkości i wykonały stosowny manewr w celu utrzymania odległości. Mimo to Japończycy odnieśli pierwszy sukces – celny pocisk kal. 320 mm trafił w kadłub Kazimierza II Sprawiedliwego tuż nad krawędzią pancerza burtowego i uderzył barbetę dziobowej wieży pancernika. Sama barbeta wytrzymała, ale wstrząs uszkodził mechanizmy obrotu wieży i w efekcie okręt został pozbawiony połowy swojej ciężkiej artylerii.
Trafiali też Polacy, w tym raz wyjątkowo skutecznie – jeden z pocisków 10-calowych ugodził w pancerną kopułę osłaniającą działo 320 mm na krążowniku Matsusuhima, przebijając ją i  powodując pożar i śmierć niemal całej obsługi działa. By nie dopuścić do wybuchu amunicji bądź ładunków miotających zalano komory amunicyjne i tym samym okręt w zasadzie stracił wartość bojową w starciu z polskimi pancernikami. Dwa inne pociski trafiły w rejon linii wodnej okrętu, wpuszczając do kadłuba kilkaset ton wody i zmniejszając prędkość. Kilka trafień dosięgło także pozostałe jednostki japońskiego zespołu, nie zadając jednak istotnych uszkodzeń (na Hashidate zwalony został maszt, Itsukushima miała rozbite 2 działa 120 mm). Wreszcie japoński admirał zorientował się że ma do czynienia aż z dwoma polskimi pancernikami (wcześniej rozpoznanie polskich sił utrudniało zachodzące słońce, znakomicie utrudniające Japończykom obserwację i skuteczne trafianie). Cóż było robić – uciekać z podkulonym ogonem to niegodne samurajów, zresztą trzeba by zostawić na pastwę wroga uszkodzoną i coraz bardziej zwalniającą  Matsushimę, natomiast bić się dwoma krążownikami przeciw nieźle strzelającym dwóm pancernikom nie rokowało większych szans. Adm. Kataoka wydał rozkaz by nieco zwolnić, tak by dać szansę wciąż goniącemu krążowniki pancernikowi Chin Yen na włączenie się do akcji. Ponadto, nadchodził zachód słońca i można było liczyć na wyrównanie się warunków oświetleniowych dla obydwu stron a mając dodatkowe 4 działa 305 mm w akcji, można było liczyć na odwrócenie losów starcia. Zanim to wszystko jednak nastąpiło, kolejne trafienia dosięgły Matsushimę, tym razem uszkadzając ster i powodując wyjście jednostki z szyku, kolejne trafienia otrzymał też flagowy krążownik Itsukushima. Teraz już nie było żartów – japoński dowódca dał sygnał do odwrotu. Itsukushima i Hashidate wykręciły ostro na wschód i zaczęły się oddalać z pola bitwy. Podobny manewr wykonały pozostające z tyłu szyku Chin Yen i Sai Yen. Odwrót miały osłonić pozostałe z pogromu w początkowej fazie bitwy torpedowce, wystrzelone przez nie torpedy zmusiły polskie pancerniki do wykonania uników, przez co japońskie krążowniki zdołały się w zapadających ciemnościach zdołały zwiększyć dystans od pościgu. Z polskich pancerników flagowy Mieszko I próbował je nadal gonić i nawet otwarł ogień, ale w zapadających ciemnościach nie udało się osiągnąć trafień i ostatecznie obydwa krążowniki oderwały się od pościgu. Tymczasem drugi z pancerników, wobec uszkodzenia wieży dziobowej i niemożności prowadzenia ognia do ściganych Japończyków, został odesłany do dobicia Matsushimy.
W międzyczasie płonącą i krążącą wolno z zablokowanym sterem Matsushimą zajęły się podążające za pancernikami krążowniki Grunwald i Bolesław Chrobry. Japoński okręt jednak nie kapitulował, co więcej odpowiadał z rzadka z ocalałych dział, został więc dosłownie rozstrzelany ogniem obydwu krążowników, do których wkrótce dołączył Kazimierz II Sprawiedliwy.
Ostatnim epizodem bitwy była nocna próba storpedowania uchodzącego na północny wschód pancernika Chin Yen przez kanonierkę torpedową Orion. Z dwóch wystrzelonych przez nią torped jedna trafiła we wrogi pancernik, ale najprawdopodobniej nie zadziałał zapalnik, bądź torpeda przeszła pod dnem japońskiego okrętu. Tak czy inaczej – pancernik nie został uszkodzony, a polski okręt za swoją próbę zapłacił ceną najwyższą – został bowiem dosłownie rozniesiony na strzępy z najbliższej odległości ogniem szybkostrzelnych 6-calówek Chin Yen..  

czwartek, 6 listopada 2014

Rajdy krążowników pomocniczych cz. II



Na skutek ucieczki Kumano Maru, japońskie dowództwo w pierwszej dekadzie lipca 1904 r. miało już informację, że na wodach Morza Wschodniochińskiego grasuje polski krążownik pomocniczy. Korzystając z bezczynności w tym czasie eskadry portarturskiej, do jego poszukiwań oddelegowano IV dywizjon kadm. Uriu, w składzie krążowników: Naniwa (flagowy), Takachiho, Akashi i Niitaka, z których indywidualnie każdy był silniejszy i szybszy od polskiej jednostki. Aby zwiększyć prawdopodobieństwo napotkania korsarza, okręty miały działać samodzielnie na spodziewanym obszarze jego działania. Do tego ostatniego tymczasem jeszcze raz uśmiechnęło się szczęście, bowiem 10 lipca natknął się na wiozący ładunek węgla parowiec Sakai Maru (2209 BRT), który obsadzono załogą pryzową i dołączono do zespołu, by w stosownym momencie dokonać przeładunku. Na razie było to niemożliwe, bowiem na horyzoncie akurat pojawił się dym. Tak się złożyło, iż był to neutralny frachtowiec, który poddano kontroli i puszczono wolno wobec braku ładunku który można by uznać za kontrabandę. Następnego dnia odniesiono kolejny sukces – na nasz zespół wpadł na transportowiec Saikyo Maru (2913 BRT) o bardzo ciekawej historii, bowiem jednostka ta służyła aktywnie podczas wojny japońsko-chińskiej jako krążownik pomocniczy i brała nawet udział w bitwie u ujścia Yalu. Po wojnie jednostkę zdemobilizowano i wróciła do swej podstawowej roli – statku handlowego, zaś po wybuchu wojny z Rosją i Królestwem Polskim -  została zarekwirowana dla celów transportu wojskowego. Tym razem nasze okręty przechwyciły wrogi transportowiec w drodze powrotnej z Tajwanu, gdzie dostarczył oddziały wojska i materiały wojenne. Japoński transportowiec próbował się odgryzać ze swoich działek i nawet parę razy drasnął obie nasze jednostki na szczęście niegroźnie. Dzięki temu artylerzyści Madagaskaru mieli okazję zrehabilitować się za wypuszczenie z rąk Kumano Maru i trzeba powiedzieć że to im się udało. Po kilkunastu minutach i zainkasowaniu licznych trafień w rejon maszynowni Saikyo Maru utracił prędkość i musiał się poddać. Po ewakuacji załogi statek dobito torpedą.
Tymczasem wyczerpywały się z wolna zapasy węgla w zasobniach krążownika, postanowiono więc poszukać okazji do zabunkrowania jego zapasów z pokładu kłopotliwego pryzu. Ponieważ na akwenie na którym działano nie było dogodnego miejsca do przeprowadzenia tej operacji, konieczny był przeładunek na pełnym morzu. Żeby było to w miarę bezpieczne, postanowiono oddalić się od dotychczasowego rejonu działania w kierunku pełnego oceanu – na południe od Okinawy, a także dokonać przeładunku w trakcie marszu. W tym celu jednostki złączono cumami i przy minimalnej prędkości z pomocą bomów transportowca przeładowano węgiel do lądowni krążownika. Niebezpieczna operacja trwała pełne 2 dni, do 15 lipca. Zapobiegliwość kapitana okazała się zbawienna, bowiem kiedy pod koniec bunkrowania na horyzoncie pojawił się dym, który jak się okazało należał do pomocniczego krążownika Daichu Maru (3319 BRT, 16 w., 2x120QF) pełniącego służbę patrolową w rejonie archipelagu wysp Riukiu, okręt był pod parą i mógł stosunkowo szybko zwiększyć prędkość.
Ponieważ jednostka japońska była wyglądem zbliżona do typowego statku handlowego (w czasach pokoju po prostu nią była) dowódca polskiego krążownika sądził że ma do czynienia ze zwykłym frachtowcem i nie zamierzał uchylać się od spotkania, a wręcz do niego dążył. Szybko dokonano rozdzielenia z Sakai Maru i okręt obrał kurs na zbliżenie z Japończykiem. Jeszcze nie zdążono zażądać zatrzymania się, kiedy rozległy się pierwsze strzały. Starcia nie dało się już uniknąć. Siły przeciwników były zbliżone – polski rajder miał co prawda 4 działa 120 mm ale na burtę mogły strzelać tylko 3. Węglowiec Łuck, z racji zapchania zapasami nie zużytego jeszcze węgla trzymał się na uboczu starcia. Ponieważ japoński okręt całe swoje uzbrojenia miał zgrupowane na dziobie, jego dowódca obrał kurs na zbliżenie, usiłując uzyskać jak najwięcej trafień w trakcie zbliżania. Nie bez powodzenia, bowiem w tej fazie bitwy trafił co najmniej trzykrotnie. Polski okręt starał się utrzymywać dystans, co w zasadzie udało się, z tym że w takiej sytuacji dało się używać już tylko dwóch dział. Znać tu jednak dało o sobie lepsze wyszkolenie polskich artylerzystów, którzy nie byli pospiesznie przeszkolonymi rezerwistami jak na japońskiej jednostce, ale marynarzami regularnej floty. W niedługim czasie osiągnęli oni szereg trafień, rozbijając jedno z dział przeciwnika, uszkadzając komin i dziurawiąc kilkukrotnie kadłub w okolicach linii wodnej. Japoński okręt był ciężko uszkodzony, ale na oderwanie się od przeciwnika nie było już szans. Jak przystało na samurajów – japońska jednostka broniła się do samego końca, ponosząc ciężkie straty, ale tez trafiając Madagaskar jeszcze kilkukrotnie. Jeden z pocisków felernie ugodził w rejon rufy, uszkadzając wał napędowy. Krążownik został pozbawiony napędu na środku oceanu. W związku z niemożnością jego naprawy Łuck wziął na hol uszkodzony rajder i doprowadził go 28 lipca do portu Legazpi na wschodnim wybrzeżu Filipin, gdzie został internowany. Następnie, wobec spodziewanej blokady Hajnanu nasz węglowiec udał się przez Morze Celebes, Cieśninę Makassar i Morze Jawajskie na Madagaskar, który osiągnął w dniu 26 sierpnia.

Tymczasem, jak pamiętamy z poprzedniego odcinka, 18 lipca w dalsze łowy z pełnym zapasem paliwa ruszył drugi z naszych rajderów – Hajnan.
Przez następny miesiąc nasz okręt krążył po Oceanie Spokojnym. Początkowo na wschód od Filipin, potem przeniósł się nieco bardziej na północ, w kierunku Japonii i wysp Riukiu.
Zagarnął i zatopił w tym czasie kilka statków: 26 lipca Otowa Maru (1471 BRT), 30 lipca Himeno Maru (834 BRT), a 3 sierpnia duży statek Ataka Maru (3650 BRT) z ładowniami pełnymi węgla, czego nie omieszkano wykorzystać, uzupełniając posiadane zapasy.
Kolejną zdobyczą stał się 6 sierpnia parowiec Fukuoka Maru (2538 BRT), po którym nastąpił dłuższy okres posuchy. Dopiero 15 sierpnia opodal wysp japońskich napotkano  brytyjski frachtowiec Chorley (3828 BRT), który jak się okazało – wiózł kontrabandę, więc został puszczony na dno. Następnie postanowiono pozbyć się posiadanego na pokładzie zapasu min, które w razie spotkania jakiegoś przeciwnika mogły być zagrożeniem dla okrętu. Pole minowe postawiono ok. 50 mil na południe od Kobe. W następnych tygodniach na postawionych minach zatonął frachtowiec Kumamoto Maru (1993 BRT) i pomocnicza kanonierka Kagawa Maru (612 BRT).
Tuż po postawieniu min, już w zapadającym zmroku natknięto się na japoński krążownik pomocniczy Shinano Maru (6387 BRT, 2x120, 15 w.), który podjął pościg. Kapitan rajdera powziął jednak, ze względu na zachowanie japońskiej jednostki podejrzenia iż nie jest to zwykły frachtowiec i postanowił się uchylić od starcia. Korzystając z zapadających ciemności udało się zgubić pościg japońskiego krążownika pomocniczego. Jasne się stało, że dalsze pozostawanie an wodach japońskich jest zbyt niebezpieczne.
Przez kolejne dni krążownik bezowocnie krążył po oceanie, nie napotykając ani japońskich frachtowców, ani nawet żądnych innych wiozących kontrabandę. Skontrolowane 2 neutralne transportowce nie wiozły, jak się okazało, żadnego niedozwolonego ładunku, zatem zostały puszczone wolno.  
30 sierpnia na południowy wschód od Okinawy Hajnan natknął się na krążownik Akashi z IV dywizjonu kadm. Uriu, który po stwierdzeniu internowania krążownika Madagaskar, został oddelegowany do poszukiwania drugiego z naszych korsarzy. Spotkanie nastąpiło pod wieczór i w mglistej pogodzie, stąd obydwie jednostki zauważyły się z niedużej odległości, wykluczającej dla naszego okrętu skuteczną ucieczkę.
Japończycy wezwali napotkaną jednostkę do podania swoich danych, jedyne co można było w tej sytuacji, to grać na czas. Hajnan podał się za neutralny frachtowiec, wobec czego został wezwany do zatrzymania i wpuszczenia oddziału dla skontrolowania tożsamości jednostki. Teraz pozostało już tylko walczyć.. Szczęśliwie, japoński krążownik zbliżył się na bliską odległość i nie spodziewał się w sumie że ma do czynienia z korsarzem. Dlatego otworzenie ognia zaskoczyło wrogich artylerzystów, którzy przez pierwsze minuty nie byli w stanie skutecznie odpowiedzieć ogniem. W tym czasie Hajnan trafił wielokrotnie w japoński krążownik, poważnie go uszkadzając, . Na dłuższą metę pojedynku z ‘rasowym” okrętem wojennym nie dało się wygrać i zaczął on zyskiwać przewagę w walce. Po półgodzinnej kanonadzie Hajnan był już płonącym wrakiem, do tego z wolna tonącym. Ostatkiem sił jednostce udało się wykonać zwrot w kierunku wrogiej jednostki, być może z zamiarem staranowania – tego już nigdy się nie dowiemy. W każdym razie tonący Hajnan zdołał jeszcze wystrzelić torpedę z dziobowej wyrzutni, która z małej odległości nie miała szansy nie trafić..  Uderzenie w niemal jednej chwili położyło niezbyt duży okręt (2756 ton wyporności) na burtę. Hajnan zatonął niewiele później..
I tak zakończyła się epopeja polskich krążowników pomocniczych na Dalekim Wschodzie..
W sumie, ich działalność zakończyła się umiarkowanym sukcesem. Madagaskar zatopił w sumie 9 jednostek o łącznym tonażu 16027 BRT, natomiast Hajnan – 8 jednostek o tonażu 20057 BRT i jeden krążownik. Jak na zaangażowane siły, nie są to może złe rezultaty, udało się ponadto odciągnąć z głównego teatry działań trochę jednostek wojennych (zespół krążowników kadm. Uriu oraz 1 zespół okrętów specjalnych liczący m.in. 3 krążowniki pomocnicze). Na wynik wojny działania te jednak wpłynąć w sposób decydujący nie mogły..