Po bitwie pod Hong Kongiem, eskadra polska, jakkolwiek
wycofała się z pola bitwy, wciąż nie była pobita i stwarzała realne zagrożenie
dla floty japońskiej. Jej szybka neutralizacja była konieczna w kontekście
rejsu eskadry Rożestwieńskiego, jak i ewentualnej inwazji wyspy, którą
dowództwo japońskie rozważało. W tej sytuacji sięgnięto po sposób który już
przetrenowano (co prawda bez poważniejszych sukcesów) w Port Arturze i Haikou,
czyli blokowanie wejścia do portu przy pomocy branderów. Tym razem jednak do operacji
przygotowano się zdecydowanie solidniej niż poprzednim razem, a przede
wszystkim zaangażowano do niej dużo znaczniejsze niż poprzednio siły.
W ich skład weszły pancerniki Mikasa, Asahi, Shikishima i
Awaji pod osobistym dowództwem adm. Togo, nadto krążowniki Adzuma, Iwate,
Kasuga i Nisshin pod flagą wiceadm. Kamimury. Osłonę zapewniało 10 niszczycieli
z 2, 3 i 14 dywizjonu. Mając świadomość licznych defensywnych pól minowych na
podejściach do Haikou, przewidziano aż 14 torpedowców z 10, 11, 16 i 20
dywizjonu do pełnienia funkcji trałowców.
Wreszcie zespół jednostek przewidzianych do zatopienia w
kanale portowym tworzyły statki Ceylon Maru (5068 BRT), Shigizan Maru (2828
BRT), Hiroshima Maru (3283 BRT), Fushiki maru (1790 BRT) i Yasukuni Maru (5118
BRT). Już sama ilość jednostek jakie Japończycy przeznaczyli na straty dowodzi,
jaką wagę przykładali teraz do czasowego przynajmniej zneutralizowania eskadry
hajnańskiej.
Termin ataku ustalono na noc z 5 na 6 marca 1905 r. Pomni
doświadczeń z poprzedniej akcji, tym razem Japończycy przygotowali mniej
finezyjny plan. Nie przewidziano dokonywania żadnych desantów z zadaniem
opanowania baterii nadbrzeżnych. Za to zadanie ich uciszenia, i umożliwienia
tym samym podejścia branderom do portu otrzymały ciężkie okręty artyleryjskie.
Polska artyleria nadbrzeżna, po ostatnio dokonanych
wzmocnieniach wyglądała w rejonie Haikou następująco:
W baterii wschodniej: 2 działa 279/22 o zasięgu 3,4 km, zdjęte z kanonierek
flat-iron i 3 działa 203/35 o zasięgu 9,2 km zdjęte z krążownika pancernego Bolesław
Chrobry,
W baterii zachodniej 2 działa 152/45 o zasięgu 14,1 km, 2 działa 120/45 o
zasięgu 10,1 km
i 3 działa 203/35 (pochodzenie jw.)
W baterii północnej: 4 działa 107/20 o zasięgu 1,9 km i 4 działa 203/35
(pochodzenie jw.).
Na pierwszy rzut oka wydawało by się, że w starciu z
głównymi siłami japońskimi nie była to siła wystarczająca, bowiem pod względem
zasięgu z artylerią wroga mogły się równać jedynie 2 nowoczesne działa kal. 152 mm baterii zachodniej. Na
korzyść obrońców przemawiał jednak fakt, iż ze względu na szerokość cieśniny
Qiongzhou atakujący nie mogli strzelać z maksymalnego zasięgu swoich dział –
można się było spodziewać że dystans nie walki nie będzie przekraczał 8-10 km, a w przypadku ataku
nocnego musiał być jeszcze mniejszy.
Atak rozpoczął się ok. godz. 23:00 5 marca, intensywnym
ostrzałem baterii brzegowych i jednostek znajdujących się w porcie, prowadzonym
przez japońskie pancerniki i krążowniki pancerne. W warunkach słabej
widoczności, nie mógł on być jednak wystarczająco celny i skuteczny, zatem
szkody na okrętach i w infrastrukturze wojskowej nie były duże. Zniszczeniu
uległy pojedyncze działa 203
mm znajdujące się w baterii wschodniej i północnej,
ponadto kilka trafień dosięgło jednostki znajdujące się w porcie. Najgorzej los
obszedł się z torpedowcem Sęp, który otrzymał bezpośrednie trafienie pociskiem
kal. 305 mm
i osiadł na dnie basenu portowego. Ciężko uszkodzony został też stawiacz min
Bałtyk, który otrzymał kilka trafień pociskami 203 mm, i ocalał zapewne tylko dzięki temu, że
akurat nie miał min na pokładzie. Pojedyncze trafienia otrzymały pancerniki
Konstanty II i Bolesław Krzywousty oraz krążownik pancerny Siemowit. Nie
obeszło się tez bez strat u atakujących – na minie zatonął bowiem, pełniący
rolę trałowca torpedowiec 75 z 11 dywizjonu torpedowców. Z dużych okrętów
japońskich jedynie Awaji został poważniej uszkodzony – pocisk 203 mm wystrzelony przez
baterię północną trafił w lewoburtową kazamatę, unieruchamiając znajdujące się
w niej działo kal. 190 mm.
Tymczasem do portu zbliżała się kawalkada branderów,
prowadzona przez największy w jej składzie statek Yasukuni Maru. On też, szczęśliwie
dla pozostałych jednostek, skupił na sobie cały ogień baterii nadbrzeżnych.
Ogień otworzyła też kanonierka Perun, która tej nocy pełniła służbę strażniczą
u wejścia do portu. Był to jednak okręt słabo uzbrojony, w przestarzałe działa
czarnoprochowe, więc wielu szkód wrogiemu branderowi nie uczynił. Dopiero
trafienia z ciężkich dział 203
mm skutecznie go zastopowały. Obezwładniony wrak
zdryfował potem na brzeg między portem a baterią zachodnią. Perun natomiast
uwikłał się w bój z towarzyszącymi branderom niszczycielami 3 dywizjonu, w
której nie miał większych szans. Po otrzymaniu celnego trafienia torpedą z
Usugumo, kanonierka przełamała się na dwie części i szybko zatonęła ze
znacznymi stratami w ludziach.
Gdy tylko w bazie zorientowano się, że nastąpił atak,
ogłoszono alarm i zaczęto podnosić parę w kotłach, jednakże żaden z okrętów nie
zdołał uzyskać ciśnienia pozwalającego wypłynąć na otwarte morze przed
branderami. Jedyne co się udało, to otworzono ogień z nielicznych dział na
okrętach, które zdążono obsadzić. Na niewiele się to jednak zdało, bowiem kanonada
okazała się chaotyczna i niecelna, również za sprawą zastosowanej przez
Japończyków zasłony dymnej. W efekcie nie zdołano zadać branderom żadnych
istotnych uszkodzeń w czasie gdy znajdowały się jeszcze z dala od wejścia do
portu… Udało się to dopiero, gdy atakujące jednostki znajdowały się w odległości
kilkuset metrów. Celne trafienia otrzymał wtedy Fushiki Maru, który wkrótce zaczął
nabierać wody i w efekcie zatonął tuż przed portem, jednakże poza głównym torem
wodnym. Mimo tego sukcesu, nie dało się już zapobiec zablokowaniu kanału
portowego. Pozostałe trzy brandery, mimo iż postrzelane, dokonały planowego
samozatopienia w kanale wejściowym do portu. I choć żadnemu z nich nie udało
się wykonać dość karkołomnego manewru obrócenia się o 90 stopni i ustawienia w
poprzek toru wodnego, to jednak sama ich ilość zrobiła swoje – 3 duże kadłuby
skutecznie zablokowały wyjście z portu dla dużych jednostek. Odtąd wychodzić i
wchodzić do portu (a i to z największym trudem i ryzykiem) mogły jedynie
torpedowce, patrolowce i niszczyciele. Eskadra hajnańska została skutecznie zablokowana…
Jak zwykle zajmująca i dobrze skonstruowana narracja. Operację należy uznać za bezwzględny sukces floty japońskiej (im mniej finezji w planych, tym - często - lepiej!). Ciekaw jestem dalszego ciągu opowieści, bo sytuacja eskadry polskiej stała się nie do pozazdroszczenia.
OdpowiedzUsuńŁK
Fakt, położenie nie jest za ciekawe, ale dramatu chyba nie ma. Japończycy zabezpieczyli sobie tyły i teraz mogą się skupić na nadpływającej flocie rosyjskiej. A zanim się z nią uporają, port może zostanie odblokowany?
OdpowiedzUsuńZacna narracja..
OdpowiedzUsuńTeraz ciekawe czy chociaż siły lekkie będą troszkę aktywniejsze (nasze)
Kpt.G
Kwestia , kiedy Rosjanie nadpłyną, i czy do tego czasu Japończycy jednak jakiejś akcji jednak nie podejmą? Przecież zablokowanie portu nie jest im dane raz na zawsze. A gdyby się udało odblokować, to mieli by do czynienia z nadpływającym Rożestwieńskim i polska eskadrą - sytuacja potencjalnie nieciekawa..
OdpowiedzUsuńTylko, czy jest dostępny, na miejscu, odpowiedni potencjał techniczny dla sprawnego podniesienia branderów?
OdpowiedzUsuńŁK
Raczej nie, ale też Japończycy niekoniecznie muszą o tym wiedzieć. A mając trochę czasu mogą dla pewności jakąś akcję przeprowadzić..
OdpowiedzUsuń