niedziela, 1 lutego 2015

Bitwa pod Hong Kongiem



W dniu 2 stycznia 1905 r. zakończyła się niemal rok trwająca epopeja Port Artura. Tego dnia ta rosyjska baza, postrzegana nieomal jako główny powód wojny rosyjsko-japońskiej skapitulowała. Całą znajdująca się w niej eskadra uległa zniszczeniu (wśród nich polska kanonierka Menelaos, zatopiona 9 grudnia 1904 r. w wyniku ostrzału japońskiej artylerii lądowej). Tym samym, znikła przyczyna zaangażowania głównych sił floty japońskiej w tym rejonie. Pozostawał jeszcze co prawda Władywostok, ale tam stacjonowała jedynie eskadra krążowników, nie mogąca wpłynąć istotnie na losy wojny.

Spodziewając się rychłego upadku Port Artura, adm. Togo już w grudniu 1904 r. sukcesywnie posyłał poszczególne okręty do Japonii celem wykonania niezbędnych po długim okresie prowadzenia działań bojowych napraw i remontów. Dokonano między innymi wymiany zużytych luf armatnich, jak również zamontowano nowoczesne dalmierze brytyjskiej produkcji. Dzięki tym działaniom, już w lutym 1905 r., Połączona Flota była gotowa do podjęcia działań przeciwko nowemu przeciwnikowi – polskiej eskadrze na Hajnanie. Należało się spieszyć, bowiem wiadomo było, że Rożestwieński ze swoją eskadrą znajduje się już na Madagaskarze i za wszelką cenę należało zapobiec połączeniu jego sił z polską eskadrą. Tym bardziej, że w obliczu upadku Port Artura Hajnan stawał się najbardziej logicznym celem eskadry rosyjskiej. 9 lutego 1905 r., Togo wraz z całą potęgą Połączonej Floty ruszył ku wyspie. W skład jego sił weszło 6 pancerników I Dywizjonu (Mikasa, Asahi, Fuji, Shikishima, Awaji i Mikawa), 7 krążowników pancernych z II (Idzumo, Adzuma, Asama, Iwate) i VIII Dywizjonu (Kasuga, Nisshin, Yakushi), 6 krążowników pancernopokładowych z III (Chitose, Kasagi, Yahagi) i VI Dywizjonu (Idzumi, Suma, Akitsushima), wreszcie mały krążownik pancerny Chiyoda. W razie potrzeby wsparcia mogły im udzielić okręty V (Itsukushima, Hashidate, Chin Yen) i VII Dywizjonu (stary pancernik kazamatowy Fuso i mniejsze jednostki). Do tego wszystkiego dochodziły liczne dywizjony niszczycieli i torpedowców.  Do pilnowania Władywostoku oddelegowano natomiast krążowniki pancerne Tokiwa i Yakumo z II Dywizjonu, krążowniki pancernopokładowe Tsushima i Otowa z VII Dywizjonu, kilka krążowników pomocniczych i liczne mniejsze jednostki.

Tymczasem wieści o upadku Port Artura dotarły do Haikou. Widocznym symptomem zwiększenia zainteresowania się Japończyków Hajnanem była wzmożona aktywność japońskich sił lekkich – zauważalna tym bardziej, że od połowy grudnia 1904 r. ich flota nie podejmowała na tym obszarze żadnych działań na większą skalę. Wobec tego, należało się spodziewać rychłego przybycia głównych sił wroga. Korzystając z chwili oddechu, Polacy dokonali uzupełnienia pól minowych wokół Hajnanu. Tych pól Japończycy do końca nie zdołali rozpoznać, co miało mieć w przyszłości niebagatelne znaczenie…

Polskie siły główne też nie pozostawały bezczynne. By nie dopuścić do upadku morale (wieści o wydarzeniach w Port Arturze rozeszły się bowiem lotem błyskawicy) wiceadm. Wojewódzki kilkukrotnie wychodził większym zespołem w morze celem odbycia ćwiczeń i dania zajęcia załogom.  Między innymi, 16 lutego 1905 r. bazę opuścił zespół w składzie:  pancerniki Mieszko I, Kazimierz II Sprawiedliwy, Konstanty II (flagowy) i Bolesław Krzywousty, krążowniki pancerne: Piast, Siemowit i Mikołaj Powała, krążowniki pancernopokładowe Leander, Diana i Askold (te dwa ostatnie rosyjskie, niedobitki z Morza Żółtego). Eskortę stanowiło 7 niszczycieli. Praktycznie była to całość wartościowych sił floty na Hajnanie. Planowano odbycie ćwiczeń artyleryjskich, ale gdy okazało się że w okolicy kręcą się japońskie krążowniki (były nimi należące do III dywizjonu Chitose, Kasagi i Yahagi), postanowiono je przegonić. W pościgu za nimi polski zespół zapuścił się pod Hong Kong, ale bez rezultatu – rozwijające prędkość rzędu 22-23 w. jednostki japońskie zdołały się oderwać od jednostek polskich i rosyjskich. 18 lutego 1905 r. w godzinach popołudniowych,  polska flota już miała zawracać, gdy ok. 100 mil na południowy-zachód od Hong Kongu, napotkano flotę adm. Togo. Pogoda tego dnia nie była najlepsza, padał deszcz i widzialność była kiepska stąd nie od razu zorientowano się w składzie sił przeciwnika. A ten szedł w dwóch zespołach – na czele, w szyku torowym i nieco na północ od sił głównych płynęło 5 krążowników pancernych wiceadm.. Kamimury (flagowy Idzumo, Adzuma, Asama, Iwate i Yakushi), natomiast kilka mil za nimi i na południe – siły główne adm. Togo (pancerniki Mikasa, Asahi, Fuji, Shikishima, Awaji i Mikawa w towarzystwie krążowników pancernych Kasuga i Nisshin oraz kilku dywizjonów niszczycieli).
Wrogie zespoły szły kontrkursami (Polacy na wschód, Japończycy na zachód), przy czym kurs polskiego zespołu (na czele krążowniki, za nimi w szyku torowym pancerniki) wypadał mniej więcej pośrodku pomiędzy obydwoma zespołami japońskimi. Pierwszy został dostrzeżony przez Polaków zespół Kamimury i oceniono, że z tymi siłami polska eskadra powinna dać sobie radę. Niestety, polskiego admirała nie zastanowił fakt, iż japońskie krążowniki tak ochoczo szły w kierunku jego okrętów… 
Gdy dystans spadł do takiego, ż można było myśleć o otwarciu ognia, obydwa zespoły położyły się na kurs północno zachodni i rozpoczął się bój artyleryjski. Nie trwał on długo, bowiem Japończycy dobrze zdawali sobie sprawę, że ich krążowniki na dłuższą metę nie są w stanie sprostać polskim pancernikom. Po kilkunastominutowej wymianie ognia, w której żaden z okrętów obydwu zespołów, pomimo zanotowanych trafień nie odniósł istotnych uszkodzeń, japońskie krążowniki wykręciły szerokim łukiem na wschód, zrywając kontakt bojowy z polskim zespołem.

Tymczasem zespół adm. Togo szedł nadal kursem na zachód, lekkim łukiem okrążając walczące zespoły. Dopiero teraz został dostrzeżony z pokładów polskich pancerników. Gdy znalazł się na ich wysokości, zaczął skręcać szerokim łukiem na północny zachód, otwierając wkrótce ogień do ariergardy polskiego zespołu.  Sytuacja stawała się groźna, bowiem polskiej eskadrze groziło odcięcie od własnej bazy przez silniejszy zespół wroga. Admirał Wojewódzki zdecydował się więc na nieszablonowy manewr – jednoczesny zwrot całej floty na kurs przeciwny do dotychczasowgo. Dzięki temu jednym manewrem ustawiał krążowniki na tyle szyku, za pancernikami, i zyskiwał szansę przejścia za rufą zespołu Togo. I faktycznie – Japończycy nie od razu zorientowali się w poczynaniach przeciwnika, na co z pewnością wpływ miała beznadziejna tego dnia pogoda. W krótkim boju na kontrkursach z japońskim zespołem udało się polskim artylerzystom  trafić kilkukrotnie japońskie pancerniki, nie zadając im jednak poważniejszych uszkodzeń. Z drugiej strony, jeden z japońskich pocisków 12-calowcyh trafił dość nieszczęśliwie w pancernik Kazimierz II Sprawiedliwy, bowiem tuż poniżej linii wodnej na dziobie. Wskutek tego okręt nabrał lekkiego trymu na dziób i nieco spadła jego prędkość. Trafienie w komin otrzymał natomiast polski flagowiec Konstanty II, przez co i on nie był w stanie rozwinąć pełnej prędkości. 
Wkrótce po manewrze polskiej eskadry, zwrotu dokonał również adm. Togo, jednakże jego okręty wykonywały go kolejno, wskutek czego został chwilowo nieco w tyle za polską eskadrą. Nie mając jednak żadnych problemów z prędkością, stopniowo doganiał polski zespół. Ponownie rozgorzał bój artyleryjski. Nowe trafienia otrzymał Kazimierz II Sprawiedliwy, który miał rozbite stanowiska dział 152 mm i zwalony maszt, a także krążownik pancerny Piast, na którym wyłączona z walki została jedna z wież dział 254 mm. Z kolei  jeden z pocisków polskiego zespołu „odstrzelił” lufę jednego z dział 305 mm na pancerniku Fuji, z kolei kilka innych – dość mocno pokiereszowało Mikawę...

W międzyczasie, po zatoczeniu szerokiego koła, na pole bitwy powrócił zespół krążowników pancernych Kamimury i zaatakował tyły polskiego zespołu. Tak się złożyło, że teraz płynęły tam najsłabsze jego okręty – krążowniki pancernopokładowe. W krótkim czasie trafienia otrzymały Askold i Diana. Ale najgorszy los czekał mały krążownik Leander -  ten nieduży, 2300-tonowy okręcik zainkasował trafienia już z pierwszej salwy Idzumo, które przebiły kadłub w rejonie siłowni i znacznie ograniczyły prędkość. Kolejne krążowniki japońskie oddawały do niego salwy jak na strzelnicy, w krótkim czasie przemieniając go w płonący, nieruchomy wrak, który jednak odgryzał się z nielicznych ocalałych dział. O dziwo, jednostka jeszcze nie tonęła – jej los dopełnił się nieco później, po dobiciu torpedą przez japoński niszczyciel…
       
Wróćmy teraz do boju sił głównych, które po ostatnich zwrotach płynęły równolegle, kursem na południe, wzajemnie się ostrzeliwując. Widząc że to do nikąd nie prowadzi, a co gorsza, japońskie pancerniki zaczynają wychodzić przed jego zespół, grożąc postawieniem kreski nad T, polski admirał postanowił jeszcze raz spróbować wyprowadzić przeciwnika w pole nieoczekiwanym zwrotem. Znów cała flota dokonała jednoczesnego zwrotu o 180 stopni przez lewą burtę a następnie już w szyku torowym, wykręciła na zachód. W czasie zwrotu doszło do krótkotrwałego kontakt bojowego z zespołem japońskich krążowników pancernych, ale bez większych strat dla polskiego zespołu – japońskie 8-calówki nie były w stanie istotnie zagrozić grubym pancerzom pancerników, a krążowniki tym razem uniknąłby japońskich trafień. Za to jeden z pocisków 10-calowych z Siemowita, trafił w Asamę wzbudzając gwałtowny pożar. Jednostka musiała wyjść z szyku i już po zakończeniu boju, usunąwszy uszkodzenia, zdołała doszlusować do reszty swojego zespołu.

Tymczasem, widząc co się dzieje, adm. Togo powtórzył manewr polskiego zespołu i choć został nieco w tyle to po jego wykonaniu, stopniowo doganiał polską eskadrę. We wznowionej wymianie ognia Japończycy zaczęli zyskiwać wreszcie przewagę. Kilka pocisków trafiło w polskie pancerniki, w tym w dość mocno już pokiereszowanego Kazimierza II Sprawiedliwego, który zainkasował m.in. trafienie w ster, wyszedł z szyku i zaczął zataczać niekontrolowane koła. Wkrótce skupił na sobie ogień kolejno przepływających  okrętów japońskich, wskutek czego stracił całą ciężką artylerię, nabrał dużego przechyłu na lewą burtę, a także utracił prędkość. Objęły go też liczne pożary. Widząc że polski pancernik już się nie wymknie, japoński admirał zadanie dobicia go zostawił Kasudze i Nisshinowi oraz niszczycielom, a sam z siłami głównymi skupił się na walce i pościgu za resztą polskiego zespołu. Czas go zaczynał gonić, gdyż zapadał z wolna zmierzch, i zachodziła obawa, że wśród ciemności nieprzyjaciel zdoła się oderwać od ścigającej go floty japońskiej. Na to liczył zresztą wiceadm. Wojewódzki.
Aby zwiększyć swoje szanse, rozkazał przeprowadzić atak torpedowy wszystkim towarzyszącym flocie niszczycielom. 7 małych zwinnych okręcików w jednym momencie wyskoczyło zza własnej linii bojowej i pomknęło ku nieprzyjacielowi. Zaskoczenie było spore – Japończycy położyli ogień zaporowy zdecydowanie za późno, i choć odnieśli kilka trafień, w tym jedno unieruchamiające niszczyciel Halny (potem dobity przez japońskie odpowiedniki), to atak wprowadził spore zamieszanie w japońską linię, dezorganizując ją mocno i opóźniając tym samym pościg. Ale najważniejsze było to że udało się uzyskać trafienie – jedna z torped, prawdopodobnie z niszczyciela Piorun, trafiła w idący jako przedostatni w szyku pancernik Mikawa. Ten budowany ongiś na chilijskie zamówienie okręt nie odznaczał się specjalnie solidną konstrukcją i jak wiele predrednotów – był bardzo wrażliwy na eksplozje podwodne. To jedno trafienie okazało się ponad jego siły – okręt szybko nabrał znacznego przechyłu, a po pół godzinie przewrócił się do góry stępką i w tej pozycji zatonął…
Tymczasem zespół Kamimury, po unieszkodliwieniu Leandra również dołączył do pościgu i zaczął zachodzić polski zespól od północy. Tym razem jednak japoński dowódca mocno się przeliczył. Korzystając bowiem z zamieszania w szeregach głównych sił japońskich, cały polski zespól skierował swe działa ku wrogim krążownikom pancernym. Polskie pancerniki strzelały celnie, szybko osiągając nakrycia. Jedna z salw (pochodząca z pancernika Bolesław Krzywousty) w całości weszła w kadłub krążownika Yakushi. Tego co się wydarzyło chwilę później, nikt się nie spodziewał. Japoński okręt po prostu rozpadł się w jednej potwornej eksplozji. Po kilku sekundach z potężnej jednostki została tylko gigantyczna chmura w kształcie grzyba i trochę pływających po powierzchni wody szczątków. Uratowało się ledwie kilku marynarzy. Świadkowie wspominali potem, że tuż przed eksplozją całego okrętu dał się widzieć niewielki dymek w rejonie dziobowej wieży artyleryjskiej. Choć było to niewiarygodne, po bitwie podnosiły się głosy, że „winowajcą” był wadliwy materiał miotający, produkowany na brytyjskiej licencji. Mało kto jednak dawał wtedy temu wiarę…

Wkrótce po utracie Yakushi, kilka trafień otrzymały kolejne japońskie krążowniki, w tym flagowy Idzumo w dziobową wieżę i kazamaty dział 152 mm, z których kilka zostało wyłączonych z akcji. To do reszty odebrało japońskiemu admirałowi ochotę do walki z pancernikami – wykonał zwrot przez prawą burtę i oderwał się od nieprzyjaciela. Natomiast adm. Togo, po uporządkowaniu szyku próbował jeszcze pościgu, ale zapadały już ciemności i przez to nie rokował on wielkich szans powodzenia. Noc rzeczywiście okazała się zbawienna dla polskiego zespołu, który zdołał oderwać się od przeciwnika i bezpiecznie dopłynąć do bazy. Japończykom, mimo starań, nie udało się nawiązać ponownie kontaktu z przeciwnikiem. Mając świadomość iż Polacy prowadzili ostatnio akcje minowe na wschód od Hajnanu (ponadto, świeża była pamięć zagłady krążownika Takasago), japoński dowódca postanowił nie ryzykować nocnego podejścia do wyspy i po kilku godzinach nakazał zwrot na wschód.

Ostatnim akordem bitwy była zagłada pancernika Kazimierz II Sprawiedliwy, który choć mocno postrzelany, uparcie nie chciał tonąć. Dowództwo jednostki poległo, niemal cała załoga ewakuowała się, a wrak bezwładnie dryfował po powierzchni morza… Ktoś nawet spuścił na nim banderę. Dowódca Nisshina miał wprawdzie rozkaz zatopienia pancernika, ale skoro ten nie wydawał się tonąć, powziął zamiar jego przejęcia. W tym celu wysłano oddział pryzowy z zadaniem opanowania jednostki. Niedługo po tym, jak oddział wszedł na pokład wraku, kiedy rozległa się ogłuszająca eksplozja. W powietrze wyleciały dziobowe komory amunicyjne pancernika, prawdopodobnie wysadzone przez anonimowego polskiego marynarza, zdecydowanego nie dopuścić do wpadnięcia okrętu w ręce wroga. Wybuch rozerwał całą część dziobową pancernika. Ocalała reszta kadłuba momentalnie nabrała trymu i w ciągu kilku minut zatonęła. Zginął niemal cały japoński oddział pryzowy, w tym wchodzący w jego skład niejaki Isoroku Takano. Nikt nigdy się nie dowiedział, kim był ów dzielny człowiek, który zapobiegł zdobyciu pancernika przez Japończyków..

15 komentarzy:

  1. Miałem to napisać już wcześniej. Wpakowałeś się po uszy! Bardzo szczegółowo opisujesz krótką i niezbyt intensywną wojnę. Chcąc utrzymać ten poziom, na temat lat 1914-18 będziesz musiał napisać całą powieść.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie szkodzi :)
    Wyobraźnia działa...
    Warto by na końcu podsumowanie strat zrobić...

    Piotr

    OdpowiedzUsuń
  3. wbrew pozorom, opis działań z lat 1914-18 może nie być aż tak strasznie obszerny. Zapewne bowiem działania naszej floty to będzie typowa obrona wybrzeża, na odseparowanym akwenie jakim jest Bałtyk. Potyczki z flotą niemiecką poza Bałtykiem mogą sie zdarzyć w zasadzie tylko na początku wojny, przed wyłapaniem niemieckich krążowników, potem w koloniach przewiduję względny spokój.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow...
    [*] Cześć Poległym na służbie...
    Kpt.G

    OdpowiedzUsuń
  5. Warto było długo czekać na kolejną odsłonę ... Narracja, jak zwykle, zajmująca i wolna od "hurrapatriotycznej" jednostronności. Posiada Kolega ewidentny talent literacki!
    ŁK

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam
    Po raz pierwszy się tu odzywam, więc chciałbym powitać Kolegów i pogratulować Dzieła koledze dV.
    Tym nie mniej jestem zasmucony: "niemal cała załoga ewakuowała się, a wrak bezwładnie dryfował po powierzchni morza… Ktoś nawet spuścił na nim banderę". Próbowałem sobie przypomnieć, ale chyba w czasie I lub II wś nie zdarzały się takie się takie wstydliwe przypadki "porzucenia" okrętu i spuszczenia bandery. Skąd taki blamaż w Polskiej flocie? Mam nadzieję, że śledztwo przeprowadzone po bitwie wyjaśni tę sprawę - że banderę zestrzeliły pociski wroga a ochotnicza grupa została na pokładzie żeby zniszczyć okręt....
    Pozdrawiam
    H_Babbock

    OdpowiedzUsuń
  7. witam nowego czytelnika:) i już spieszę rozwiać jego smutek: w moim zamyśle nie było wykreowanie przykładu haniebnego porzucenia okrętu przez załogę. raczej w myślach miałem sytaucję, gdy okręt zaczyna tonąc, dany zostaje rozkaz do jego opuszczenia by ratowac załogę, a potem okzuje się, że okręt jednak nie tonie tylko utrzymuje sie przez dłuższy czas na wodzie. Mam w głowie, że były takie przypadki, że tonąca jednostka przestawała tonąc, a nawet załoga czasem na nią wracała, choć w tym momencie nie mam na podorędziu konkretnego przykładu. Taka właśnie sytuacja miała zajść tutaj, być może niezbyt precyzyjnie ją opisałem. Niemniej stosowne postępowanie po wojnie będzie, jak zawsze gdy dochodzi do utraty okrętu.
    ps. cieszę się, że ogólnie opis się Wam podobał:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam
      Wystarczyło założyć mechanizm zegarowy czy choćby podpalić wystarczająco
      długi lont wolnopalny na Kazimierzu II Sprawiedliwym. Tyle dziegciu.
      Po za tym miodzio:). Warto było czekać.
      Czy dało by się zrobić jakieś mapki bitwy?
      Pawel76

      Usuń
  8. No parę fajnych smaczków tu widzę (yamamoto, kordyt, Leander niczym Wiesbaden pod jutlandią). Ciekawy opis bitwy, robi wrażenie..

    Maciej

    OdpowiedzUsuń
  9. Z mapkami może byc problem - mało czasu:( Nie ukrywam, że przed przelaniem opisu bitwy na papier rozrysowałem ją sobie, ale to było tylko w najogólniejszym zarysie. W zasadzie wszystko co tam było, można wywnioskować z opisu (a przynajmniej się starałem by tak było;))
    dV

    OdpowiedzUsuń
  10. Witam
    Taka drobna obserwacja. Skutecznych (zatapiający) dziennych ataków torpedowy okrętów nawodnych na pancernik było zaskakująco mało, a jeśli wykluczymy sytuacje, kiedy cel (pancernik) był już w momencie ataku niesprawny to zostaje chyba jeden: Piorun topi Mikawa! (no był jeszcze MAS'y contra Szent Istvan, ale załóżmy, że tam już wcześniej był bałagan na pokładzie..).
    Pozdrawiam
    H_Babbock

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym większa zasługa załogi Pioruna, że dokonała rzeczy niespotykanej w dziejach wojen morskich;)

      Usuń
  11. Szent Istvan został zaatakowany w nocy, to nie był dzienny atak.
    Predrednoty były wrażliwe na eksplozje podwodne i podczas wielkiej wojny często tonęły od torped czy min, np: Danton, Wien, Russel.

    OdpowiedzUsuń
  12. Noom.. minęło troszku czasu...
    Co dalej? :D
    Kpt.G

    OdpowiedzUsuń
  13. Coś tam się wykluwa powoli. Cierpliwości:)

    OdpowiedzUsuń