czwartek, 21 czerwca 2018

Samoloty pokładowe

Dzisiejszy post jest niejako uzupełnieniem poprzedniego. Jak pamiętamy, dla zmodernizowanego Mikołaja Kopernika nabyliśmy 20 szt. wodnosamolotów Short 184 (wraz z licencją na kolejne 40) oraz 30 szt. samolotów myśliwsko-rozpoznawczych Sopwith Strutter. Wypada więc przedstawić te maszyny.
Short 184 to bardzo udany i licznie produkowany (ok. 1.000 szt.) dwumiejscowy, dwupłatowy wodnosamolot torpedowy, bombowy i rozpoznawczy, zaprojektowany w 1914 r. i oblatany na początku 1915 r. Samolot ma konstrukcję drewnianą, poszycie stanowi z przodu blacha (do pierwszej kabiny), a w pozostałej części płatowca płótno. Samoilot posiada składane skrzydła, uzbrojony jest w 1 km Lewis na obrotnicy w tylnej kabinie, oraz do 400 kg bomb lub 1 torpedę kal. 356 mm. Napęd samolotu stanowiły silniki Sunbeam, Rolls Royce lub Renault o różnej mocy, ale w każdym przypadku są to silniki rzędowe, chłodzone cieczą. Short 184 był licznie używany do końca wojny przez lotnictwo morskie Wielkiej Brytanii, a po jej zakończeniu w wielu innych krajach w tym m.in. w Estonii i Chile aż do 1933 r. (!)


Dane taktyczno-techniczne:
Załoga: 2
Rozpiętość: 19,36 m
Długość: 12,38 m
Wysokość: 4,11 m
Powierzchnia nośna: 63,9 m2
Masa własna: 1680 kg
Masa startowa: 2433 kg
Napęd: 1x260 KM
Prędkość: 142 km/h
Prędkość wznoszenia: 1,2 m/s
Pułap: 2743 m
Zasięg: 400 km
Uzbrojenie: 1 km, 236 kg bomb lub 1 torpeda

Sopwith Strutter to również bardzo udana konstrukcja. Konstrukcyjnie jest to dwumiejscowy (choć były też wersje jednomiejscowe) dwupłat, o konstrukcji drewnianej z poszyciem z blachy w przodzie kadłuba, oraz sklejki i płótna w pozostałej części. Wykorzystywany jako maszyna wielozadaniowa (rozpoznawcza i myśliwska). Posiada na uzbrojeniu 2 km-y – jeden Lewisa na obrotnicy w kabinie obserwatora i jeden Vickersa strzelający do przodu przez krąg śmigła z wykorzystaniem synchronizatora. Oprócz tego może zabrać niewielki ładunek bomb. Samolot został wyprodukowany w wielkich ilościach (ok. 1.500 szt. w Wielkiej Brytanii, kolejne 4.500 na licencji we Francji). Niewielka ich ilość została przystosowana do roli samolotów pokładowych.


Dane taktyczno-techniczne:
Załoga: 2
Rozpiętość: 10,21 m
Długość: 7,70 m
Wysokość: 3,12 m
Powierzchnia nośna: 32,16 m2
Masa własna: 593 kg
Masa startowa: 975 kg
Napęd: 1x130 KM
Prędkość: 161 km/h
Prędkość wznoszenia: 3,6 m/s
Pułap: 4730 m
Zasięg: 560 km
Uzbrojenie: 2 km-y, 60 kg bomb

34 komentarze:

  1. Jeśli można edytować, to sugerowałbym poprawienie opisu Struttera- Lewis na obrotnicy, Vickers z synchronizatorem.
    Co do Shorta, torpeda 14" o masie 810 funtów czyli jakieś 370kg, ale to był szczyt możliwości samolotu i długotrwałość lotu z takim ładunkiem określono na 45 minut co jest dość marnym wynikiem, podejrzewam wiec że chodzi tu o "promień działania" czyli jakieś 90-100km, co ładnie koresponduje z podawanym zasięgiem 400km. Maksymalny ładunek bomb to były dwie, po około 250 funtów.
    Wracając jeszcze do "Kopernika", kłopot z różna wysokością pokładów można rozwiązać łącząc pokłady pochylnią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że te km-y i udźwig bomb znalazłem w literaturze. Jeszcze to sprawdzę, aczkolwiek co do ładunku bomb - gdzie indziej widziałem też wartość 236 kg, co by z grubsza odpowiadało 500 funtom. Te 400 kg być może wzięły się od wagi torpedy - autor być może założył że skoro samolot może wziąć ważącą tyle torpedę, to może wziąć też tyle samo kg bomb.
      Posprawdzam to wszystko w domu i ewentualnie skoryguję.
      dV

      Usuń
  2. Szczególne wrażenie, swoją długowiecznością eksploatacyjną, czyni ten wodnosamolot!
    ŁK

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To że Chile i Estonia swoje kilka sztuk eksploatowały przez 15 lat od wojny, to z biedy albo braku potrzeby nowszego sprzętu. Wielka Brytania miała od 1918r znacznie doskonalszy Sopwith Cuckoo.

      Usuń
  3. A cóż to za ustrojstwo zasłania widok z kabiny do przodu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chłodnica i rura wydechowa. Ale nie całkiem zasłania, tylko troszeczkę :)

      Usuń
    2. Tu widać, że chłodnica była dość szeroka: https://alchetron.com/cdn/short-type-184-c909bbe8-1a3f-4f9d-a23c-1f50af807b5-resize-750.jpeg
      Niespecjalnie chyba się musiało tym sterować i celować przy ataku torpedą;)

      Usuń
    3. ps. poprawiłem opis Struttera. Natomiast co do udźwigu Shorta, to te 400 kg bomb jest w "Samolotach I wojny światowej", W. Bączkowski. Z kolei 236 kg podaje wikipedia.

      Usuń
  4. Zastanawiam się, czy by nie oprzeć "parasola lotniczego" nad koloniami na czymś w rodzaju tej jednostki: https://dg-alpha.deviantart.com/art/KFT-Kleinflugzeugtraeger-1942-424573333
    Wiem, że z prawdziwym lotniskowcem to się to cudo nie może mierzyć, ale jest małe, tanie, i dzięki temu można tego zbudować więcej. No i jest urocze :) Dla małych i lekkich samolotów lat 20-tych taki nosiciel by zapewne starczył. Ewentualnie można by ten pomysł "pożenić" z funkcją zaopatrzeniowca (obecnie posiadane jednostki tego typu pochodzą z przełomu wieków i w latach 20-tych będzie można pomyśleć o ich wymianie).
    dV

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ile sztuk tego-tego (lotniskowca kieszonkowego?) moglibyśmy zbudować? W tekście jest mowa o czterech bombowcach i dwóch myśliwcach (ewentualnie trzeci na pokładzie), dla tak małej jednostki lepiej zunifikować samoloty. Powinny to być rasowe myśliwce z możliwością zabrania jednej większej bomby.
      To jest prawdziwy projekt? Padło nawet nazwisko autora i plan zbudowania stu egzemplarzy. Nigdy o tym nie słyszałem.

      Usuń
    2. Trochę dziwna wydaje mi się ta konstrukcja. Chyba lepszy byłby "prawdziwy" lotniskowiec np. rozwinięty z japońskiego "Hosho": 8500 ts, prędkość 25 węzłów, pokład lotniczy 175 m i 12 - 16 samolotów myśliwsko-bombowych + kilka armat uniwersalnych (120 mm) i małokalibrowych przeciwlotniczych (37 mm). Może starczyłoby jeszcze wyporności na lekki pokład pancerny (25 mm)?
      ŁK

      Usuń
    3. Też budzi moje wątpliwości ten okręt. Jak to możliwe, że z tak krótkiego pokładu mogły operować samoloty torpedowe? Na normalnych lotniskowcach samoloty torpedowe do startu ustawiano z tyłu, tak, żeby miały te sto kilkadziesiąt metrów pokładu do rozbiegu.

      Problem okrętu „kolonialnego” jest według mnie „dwubiegunowy”. Albo jest to:
      1. regularny okręt wojenny, tyle że wysłany do kolonii. Zaleta to możliwość użycia go w czasie wojny w pełnym zakresie, wada to ogromne koszty.
      2. okręt stricte kolonialny. Czyli
      a) tani w budowie (na kadłubie standardowego statku pasażersko-towarowego);
      b) tani w eksploatacji, z łatwym dostępem do paliwa, i możliwy do remontowania w koloniach. Czyli w tłokową maszyną parową plus węgiel, jako paliwo.
      Taki okręt powinien mieć możliwość montażu różnych dział (w zależności od dostępności), przestrzeń dla ładunków dostarczanych posterunkom kolonialnym, oraz możliwość przewozu żołnierzy. Ograniczona prędkość moim zdaniem nie jest takim problemem.
      Funkcja lotnicza jest jak najbardziej wskazana. Ale w wersji np. nadbudówka z prawej strony, hangar w części rufowej, ponad nim pokład przechodzący w rampę startową idąca aż do dzioby. Podnośnik (pojedynczy) z tyłu, za hangarem (stanowiący tylnią część pokładu do lądowania). Tam też dźwigi do obsługi i podnoszenia wodnosamolotów (w koloniach morskich wodnosamoloty są podstawą!). Łącznie taki okręt w czasie pokoju byłby tani w utrzymaniu. Ponadto (dzięki rozmiarom) wyśmienicie by „prezentował flagę”. Jednocześnie wypełniałby zadania transportowe i zaopatrzeniowe pomiędzy koloniami.
      W czasie wojny byłby w stanie samodzielnie zniszczyć wrogi krążownik pomocniczy, czy wspierać własny desant. A dzięki samolotom byłby w stanie kontrolować znaczny obszar oceanu i skierować własne i sojusznicze okręty przeciw korsarzowi.
      H_Babbock.

      Usuń
    4. Podoba mi się koncepcja Kolegi H_Babbock. A więc "coś", co przypomina realne lotniskowce eskortowe (z tą kotłownią węglową dałbym sobie jednak spokój - mamy już długoletnią tradycję korzystania z napędu dieslowskiego!) ze słabszą nieco grupą lotniczą, ale dodatkowo z możliwościami transportu ładunków i ludzi.
      ŁK

      Usuń
    5. Chyba powoli krystalizuje nam się koncepcja kieszonkowego lotniskowca kolonialnego:) Byłby to okręt bardzo umiarkowanej wielkości, być może zbudowany na kadłubie jednostki cywilnej. Jego cechą była by wielozadaniowość - oprócz funkcji nosiciela samolotów, mógłby transportować zaopatrzenie i wojsko oraz zapewniałby obsługę łodzi latających jako ich tender. Wskutek doświadczeń z lotniskowcem eksperymentalnym, okręty te otrzymały by ciągły pokład lotniczy zapewniający możliwość startów i lądowań samolotów pokładowych. Do tego dźwigi dla podnoszenia łodzi latających. Wysepki raczej bym nie instalował - dla lekkich i wrażliwych na turbulencję ówczesnych samolotów korzystniejsza będzie konfiguracja gładkopokładowa. Wysepka powoduje jednak spore zawirowania w powietrzu, niebezpieczne przy lądowaniu, i z tego powodu wiele wczesnych okrętów lotniczych było jej pozbawionych.
      Co do siłowni – optowałbym za siłownią klasyczną. W dieslach się jakoś nadzwyczajnie nie specjalizujemy, a prostota konstrukcji, taniość i niezawodność klasycznej maszyny parowej w warunkach kolonialnych wydają się być sporą zaletą.
      dV

      Usuń
    6. Idziemy w kierunku Merchant aircraft carrier. Jeśli zbudujemy kilka takich okrętów w czasie pokoju (porządnie, bez wojennego pośpiechu i prowizorki), może to być dobre rozwiązanie.

      Usuń
    7. Pierwsze nawodne okręty z napędem dieslowskim wprowadziliśmy do służby wkrótce po Rosjanach, więc mamy ogromne doświadczenie w eksploatowaniu takich siłowni. Tłokowe maszyny parowe, nawet dla dużych statków pasażersko-towarowych, wychodziły już z użycia w latach 20-tych XX w. Pytanie: o jakiej wyporności dla tego okrętu mówimy? Myślę, że jeśli mniej niż 10000 ts to byłoby to zdecydowanie zbyt skromnie. Taki okręt, aby mieć przyszłość w charakterze quasi-lotniskowca, winien mieć długość pokładu lotniczego nie mniejszą niż 175 m.
      ŁK

      Usuń
  5. Jeszcze kilka wątpliwości dotyczących lotniskowca kieszonkowego. Nie będzie on wcale tani. Mały owszem, ale budowa małego okrętu często wymaga skomplikowanych rozwiązań technicznych (on ma 3 windy! windy są droższe niż analogiczna powierzchnia pokładu i są dziurami w pokładzie, trzeba jakoś wzmocnić konstrukcję pokładu, którego tak duża część jest dziurawa). Trzeba 10 (słownie: dziesięciu) takich karaluchów, żeby zgromadzić siłę porównywalną z jednym lotniskowcem uderzeniowym. Projektował to ktoś, kto uważał niemieckich pilotów za Übermensch'y. Nie wiem, jak będzie z polskimi myśliwcami początku lat 40-tych, ale Bf-109 słynął z trudnego pilotażu i miał paskudny zwyczaj rozbijać się przy lądowaniu. Lądowanie nim na tak małym i chybotliwym (chyba nikt mi nie powie, że ta wanna będzie superstabilna) pokładzie to rosyjska ruletka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale mówimy na razie o latach 20-tych a nie 40-tych. KFT to tylko przykład mini okrętu lotniczego z następnej epoki, swoista inspiracja. Ja dla swojego okrętu nie przewiduję aż trzech wind, jedna powinna starczyć. Nie przewiduję też pojedynków z lotniskowcami uderzeniowymi (które nawiasem mówiąc są na razie pieśnią odległej przyszłości), to nie rola tych jednostek. Okręt ma w założeniu nie pełnić funkcji uderzeniowej, tylko rozpoznawczą (a przy okazji – kilka innych „pozalotniczych”) i być w związku z tym jednostką tanią w budowie i prostą w eksploatacji. Główną siłą naszej floty pozostać mają (także w koloniach) okręty artyleryjskie. Staram się tu nie antycypować doświadczeń drugowojennych, zwłaszcza z Pacyfiku, po których dopiero oczywistą stała się dominacja lotniskowców nad okrętami artyleryjskimi.
      dV

      Usuń
    2. Co do zaś samego Kleinflugzeugtragera - to wydaje mi się, że to miał być specyficzny okręt pełniący rolę rajdera mogącego tropić (i topić) wrogie statki z wykorzystaniem zaokrętowanego lotnictwa. Nie sądzę, by ktokolwiek, na czele z pomysłodawcą, przewidywał dla niego pojedynki z lotniskowcami uderzeniowymi z prawdziwego zdarzenia. Atutem jego natomiast miały być mikre rozmiary i spora liczba, utrudniające ich zwalczanie.
      dV

      Usuń
    3. Lotniskowcom eskortowym też nie dorównuje. Rajder? Przypuszczam, że wątpię.
      Okręt bez pancerza i artylerii zostanie rozerwany na strzępy przez byle niszczyciel, o krążowniku nie wspominając. Dział można użyć przy stanie morza uniemożliwiającym latanie. Siedem samolotów to za mało (nawet w warunkach optymalnych), żeby utrzymać ciągłość patroli rozpoznawczych (a ile paliwa i amunicji dla samolotów by zabrał?), wykryć i skutecznie zaatakować brytyjski czy amerykański krążownik polujący na rajdery, zwłaszcza jeśli któryś z samolotów zostanie utracony albo ulegnie awarii. Byłby taki okręt bardzo łatwym łupem dla łowców rajderów albo dla eskorty konwoju.
      Jedynym sensownym zastosowaniem dla tych okrętów (gdyby było ich wiele, chociaż w liczbę stu nie bardzo wierzę) byłoby eskortowanie zespołów floty lub konwojów jako "lotniskowiec zespołowy". Powiedzmy 5, razy siedem to 35 samolotów. Zaletą jest fakt, że awaria, uszkodzenie lub zniszczenie jednego okrętu eliminuje stosunkowo małą część lotnictwa zespołu.

      Usuń
  6. Moje wrażenie nt. koncepcji okrętu lotniczego dla kolonii najwyraźniej było błędne i przedwczesne, gdyż poglądy i oczekiwania w tej kwestii są jednak mocno rozbieżne. Wycofuję się z tego tematu, na chwilę obecną brak jest planów budowy jakichkolwiek tego typu jednostek.
    dV

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koncepcja wymaga z pewnością dogłębnego przemyślenia. Albo będzie to stosunkowo szybki (25 - 27 w.), mały lotniskowiec lekki (zdolny do współdziałania np. z krążownikiem/okrętem liniowym) lub "coś" w rodzaju wolniejszego (18 - 20 w.) lotniskowca eskortowego (mającego również funkcje transportowo-zaopatrzeniowe i bazy wodnosamolotów).
      ŁK

      Usuń
  7. Na przyszły pierwszy lotniskowiec, mamy ideał,tylko żeby nie zatonął w toku działań- nasz wielki krążownik,zgineły u mnie w necie jego plany.IDSM.



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, padł hosting plików na którym rysunek był zawieszony. Będę musiał coś innego wymyślić w kwestii dużych rozmiarowo rysunków.
      Co do wielkiego krążownika - to w zasadzie masz rację, tylko że to było by w zasadzie powtórzenie konwersji brytyjskiej (Courageous i spółka). A mnie jakoś nie bardzo interesuje powielanie tego co już było w rzeczywistości ;) Z kolei koledzy chyba mają odmienne zapatrywania na ten temat, stąd forsowanie dużych lotniskowców, czy krytyka części moich realizacji (ów wielki krążownik, ale też parę innych jednostek) czy wręcz luźnych pomysłów, idei. A mnie po prostu na dłuższą metę nuży robienie okrętów może obiektywnie najlepszych z możliwych, ale de facto powielających to co faktycznie pływało. Potrzeba mi odrobiny oryginalności, ciekawych i nieszablonowych rozwiązań (oczywiście w granicach rozsądku), bo inaczej ten blog nie miałby sensu i najpewniej dawno by już padł.
      dV

      Usuń
    2. Zgadzam się, że lotniskowiec powstały z konwersji naszego wielkiego krążownika, jest rzeczywiście "nazbyt oczywisty". Z tego akurat okrętu można wyprowadzić, umiarkowanego wielkością, "CA-killera", a w polskich warunkach byłby to dodatkowo okręt przeznaczony do zwalczania niemieckich
      "Panzerschiffe" (typ "Deutschland"). I całkowicie popieram odstąpienie od tworzenia, mało realistycznych, okrętów "naj"! :)
      ŁK

      Usuń
  8. To może zamiast super minimalistycznej wersji CV, może przygotujmy okręt mniej więcej taki:
    28-40 samolotów
    16-19000 ton
    32w
    w oparciu o zmodyfikowany projekt kadłuba WLK.
    Powstaje w ten sposób lekki lotniskowiec ale to dopiero w latach 30stych. w latach 20stych proponuję opracować coś w rodzaju takiego szybszego lotniskowca eskortowego i podobnych rozmiarów, tańsze, o sensownej prędkości i jako takiej sile samolotów.

    Mam na myśli to iż w naszej marynarce nie bardzo będzie tu miejsce na olbrzymie lotniskowce, rozmiarów Lexa albo Essexów (czytaj nie są to tanie jednostki). Natomiast budowa stosunkowo prostych i tanich lekkich lotniskowców będzie dla nas korzystniejsza, przy zastosowaniu odpowiednich rozwiązań taka jednostką nadal będzie mogła pełnić rolę tendra wodnosamolotów lub transportowca (w wielkim uproszczeniu hangar jako ładownia i np. na dziobie lub rufie [lub burtach] odpowiednie włazy dla załadunku towarów, poza tem windy mogą mieć moliwość "zjechać" prawie na samo dno do "ładowni/magazynów w kadłubie). Koncepcja jest, trzeba ją tylko "obracać w palcach i patrzeć pod różnymi kątami", lotniskowiec taki będzie przydatny. Pamiętajmy jednak że zadania lotnicze muszą pełnić tu rolę pierwszorzędną (jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego!), a transport to funkcja "dodatkowa". w pewnym sensie to też oszczędność na przyszłość.
    Poza tem warto "umówić się" z cywilną stocznią która opracuje projekt statku (pod nadzorem specjalistów z marynarki) który stosunkowo łatwo i szybko będzie można przebudować na coś w rodzaju lotniskowca eskortowego lub "szybkiego" (średnia prędkość [szybkiej] marszowa 14-16w) transportowca. Posiadanie kolonii wymusza na nas posiadanie lotniskowców, conajmniej kilku lekkich/małych jednostek tej klasy. Moim zdaniem podst. zadania to:
    -zwiad
    -patrole (w towarzystwie co najmniej krążownika lekkiego)
    -wspieranie własnych jednostek artyleryjskich (osłona/zwiad/lotnicza kontra uderzeń/itp)
    -ochrona wysp gdzie z pewnych powodów (polit/ekonom/brak czasu) lotnisko powstać nie mogło
    -wzmocnienie sił lotniczych "pokancerowanych" baz lotniczych na wyspach
    -ustanowienie "lotniczej pięści" marynarki gdzie w 1 zespół zgrupowane są wszystkie dostępne CV.

    Wymagana liczba lotniskowców:
    1918-1929: 3-5 (11-16tys ton na okręt; 28-32 maszyny?)w tym "nasz eksperymentalno-szkolny"
    1930-39: zaplanowane 4-6 okrętów (wciąż starajmy się nie przekraczać 20tys ton na okręt; do 40 maszyn?).
    Nie mówie też że wszystkie te CVki lat 20stych czy z lat 30stych mają być "naj", wystarczy żę będą skuteczne.
    Kpt.G

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolega, jak zwykle, tryska optymizmem, a postulaty pasują bardziej do świata wykreowanego przez JKS! :) Realnie będzie nas stać, moim zdaniem, na 1 lotniskowiec lekki, zdolny do współdziałania z "szybkimi" zespołami floty, LUB 1 lotniskowiec typu eskortowego, z dodatkowymi funkcjami, które były już wspominane powyżej.
      ŁK

      Usuń
  9. Osobiście uważam że w tym świecie w warunkach powojennych będzie nas tylko stać na przebudowę krążownika, po wojnie możemy się pokusić na Grafa Spee i kadłub innego mackansena który przebudujemy na lotniskowiec ciężki , około 1933-37 można by wybudować 1-2 lotniskowców po 15000-20000.I to byłoby raczej plan max.Z uwagi że w latach międzywojennych byliśmy blisko Japonii projekt oparłbym na rozwiniętym ,,Soru" ew.na ,,Wasp". IDSM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozwolę sobie nie zgodzić się z przedmówcą. Stać nas będzie na porządne lotniskowce. Zbudowaliśmy szybki drednot Stefan Batory za ponad 8 mln $. Koszt USS Lanley łącznie z przebudową w 1919 to około 2 mln.$. Jeśli było nas stać przed wojną na budowę okrętu za 8 milionów to chyba będzie nas stać na budowę, a nawet przebudowę okrętów. Jeśli dobrze pamiętam to autor mówił coś o gospodarce KP AD 1914 na poziomie ciut niżej od CK A-w. Jeśli tak, a mieliśmy dostęp do zasobów Rosji to nie mówcie że nie stać nas będzie na coś takiego jak lotniskowiec. Rozumiem, po wojnie brak dostępu do zasobów Rosyjskich, a potem wielki kryzys. Ale PRZED wielkim kryzysem wszyscy budowali okręty, wszyscy uważali że będzie lepiej. Nikt nie wiedział że nadejdzie wielki kryzys, to znaczy jeśli ktoś wiedział to nie był słyszany. Po wojnie mamy przejąć jakieś ziemie po A-W i Niemcach, to także podbuduje naszą gospodarkę. Do 1929 możemy się bawić w budowę czego chcemy, potem zaczną się schody. Czasami wydaje mi się że szanowni koledzy patrzą na to ATLowe Królestwo Polskie przez pryzmat poblemów rzeczywistej Polski. Ale w ATL nie byliśmy obszarem okupowanym tylko najprężniej rozwijającym się obszarem pod panowaniem Romanowów. Może nie było nas stać na naszą własną Hochseeflotte, ale stanowimy sporą siłę na morzach, a tej siły nie moglibyśmy uzyskać bez w miarę silnej gospodarki, która by uciągnęła te morskie zbrojenia.

      Adm.Thrawn

      Usuń
  10. Prz takim podejściu porównał bym naszą flotę z francuską , z uwagi na długość granic lądowych państw, jej wielkość obliczyłbym na +- 1/2-1/3 francuskiej(1/2 nowych, a 1/3 wszystkich). IDSM

    OdpowiedzUsuń
  11. Powyższa dyskusja doskonale obrazuje to co napisałem poprzednio. Oczekiwania względem okrętów lotniczych rozmijają się totalnie z moimi zamierzeniami. Niestety (albo stety), ale budowanie floty lotniskowców to nie moja bajka. Jedyną szansą by okręty lotnicze na większą skalę zaistniały na tym blogu było jakieś nieszablonowe podejście do tematu. Skoro jednak to nie znajduje uznania, to trudno :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dajmy spokój lotniskowcom na parę lat. Przed połową lat dwudziestych raczej nie będzie potrzeby ani możliwości ich budowy. Trzeba dokończyć wojnę, w pierwszych latach powojennych wyklaruje się sytuacja, od której będą zależeć potrzeby naszej marynarki również w klasie lotniskowców.

      Usuń
  12. Można nasz krążownik przebudować na transportowiec wodnosamolotów , ewentualnie po zakupie amerykańskich samolotów pokładowych- ponownie na lekki lotniskowiec. IDSM.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odczepcie się od krążownika. Na lotniskowiec jest trochę mały. Modernizacja uzbrojenia i napędu w okresie międzywojennym umożliwi mu dalsze pełnienie dotychczasowej funkcji, w której jest potrzebny.

      Usuń