5 lutego niemiecki okręt podwodny
U 11 storpedował i zatopił transportowiec wodnosamolotów Dedal, który wyszedł z
Lipawy w jeden z pierwszych swoich rejsów, celem trenowania operacji
lotniczych.
13 lutego ten sam U 11 odniósł
kolejny sukces torpedując pomocniczy patrolowiec DP-2, który zatonął wraz z
cała załogą.
14 lutego okręt podwodny U 16
zaatakował na powierzchni pomocniczy trałowiec TP-4, biorąc go za jednostkę
rybacką, którą nasz okręt wcześniej istotnie był. Trałowiec zdołał odgonić
u-boota ogniem działka kal. 47 mm, kilkukrotnie go trafiając. Ten nieoczekiwany
sukces podsunął dowództwu myśl, by wcielić do floty wyspecjalizowany niewielki
okręt przeznaczony do zwalczania wynurzonych okrętów podwodnych.
16 lutego trzy niszczyciele z 5
flotylli oraz sześć torpedowców z 7 flotylli podjęło niespodziewany rajd
przeciwko niemieckiej żegludze między Gdańskiem a Królewcem. W jego efekcie
zatopiono 3 parowce (1000 BRT, 700 BRT i 1700 BRT) oraz 1 żaglowiec (400 BRT). Chrzest
bojowy nowych torpedowców wypadł niezbyt okazale, gdyż z powodu wysokiej fali
miały trudności z nadążeniem za niszczycielami, w dodatku 2 z nich zderzyły się
ze sobą, odnosząc na szczęście niezbyt duże uszkodzenia.
Podobną akcję przeprowadzono 20 lutego,
tym razem na szlaku żeglugowym wiodącym z Zatoki Gdańskiej ku Olandii. Udało
się zatopić jeden węglowiec (2500 BRT). Dalszym sukcesom polskiego zespołu
zapobiegło pojawienie się pełniącego dozór niemieckiego krążownika Theseus,
którego niespodziewanie celny ogień powstrzymał niszczyciele przed próbami
ataków torpedowych. Ponadto wkrótce na południu pojawiły się dymy które mogły
należeć do eskadry wezwanej na pomoc z Gdańska, co ostatecznie skłoniło
polskiego dowódcę do przerwania akcji.
Kolejny rajd przeciw niemieckiej
żegludze przeprowadzono siłami 4 flotylli niszczycieli w nocy 26 lutego. Tym
razem zmieniono jednak sposób działania. Zamiast atakować statki bezpośrednio,
postanowiono załadować na pokłady 5 niszczycieli po 20 min i postawić je w
osobnych łachach na spodziewanych trasach rejsów niemieckich statków. W
następnych dniach na postawionych minach zatonął mały żaglowiec (150 BRT) oraz
pomocniczy patrolowiec Hecht (244 ton).
"Ten nieoczekiwany sukces podsunął dowództwu myśl, by wcielić do floty wyspecjalizowany niewielki okręt przeznaczony do zwalczania wynurzonych okrętów podwodnych." Hm, mam wrażenie, że miałem niedawno "wizję" tej jednostki, choć nic nie piłem i nie paliłem... :)
OdpowiedzUsuńŁK
PS. Przypomnij, kiedy publikowałeś post dotyczący "Dedala".
Masz rację, mogłeś mieć wizję i ta wizja się niedługo zmaterializuje;) S na serio - musiałem skorygować chronologię postów, trudno by jednostka pojawiła się wcześniej, niż zaistniały okoliczności uzasadniające jej powstanie. No ale nie ma tego złego, przynajmniej wszyscy wiedzą, co będzie w następnym poście :)
OdpowiedzUsuńpss. link do DEdala: http://springsharp.blogspot.com/2016/08/transportowiec-wodnosamolotow.html
OdpowiedzUsuńCholera! Ten "Dedal" to zupełnie nowiutka jednostka. Zatem jej utrata jest bardzo bolesna. A miałem nadzieję, że był to jakiś "rupieć"...
UsuńŁK
No nie rupieć, ale też mnie osobiście nie zachwycał, jak tak na niego po pewnym czasie spojrzałem. Wielka balia, a ledwie 4 samoloty brała. Cóż, po prostu zmusi nas to do zaimprowizowania jakiejś innej jednostki. Zdradzę, że już się rysuje :)
OdpowiedzUsuńJednostka zastępcza - to brzmi ciekawie! Mimo wszystko bardzo tego "Dedala" szkoda, bo mógł zostać, po wojnie, np. okrętem-bazą okrętów podwodnych, transportowcem wojska lub okrętem zaopatrzeniowym (i wiele innych, możliwych zastosowań).
UsuńŁK
Pewnie że go szkoda, ale tak to już na wojnie jest. Straty muszą być, bo inaczej bym się naraził na zarzut, że jako "demiurg" tej rzeczywistości alternatywnej zbytnio faworyzuję jedną stronę. Musze więc nie raz zrobić coś wbrew sobie, bo oczywiście najchętniej nie topiłbym żadnej naszej jednostki (w końcu nie po to je wymyślam, by poszły na dno przy pierwszej lepszej okazji..). A jak mi to wszystko wychodzi - to już pozostawiam ocenie szanownych czytelników bloga;)
OdpowiedzUsuńProponuję zatem aby straty strony polskiej komasować w grupie "staruchów", ale w przypadku Niemców to już niekoniecznie! :)
UsuńŁK
Fajnie by tak było, ale to też by było stronnicze, czego muszę starać się wystrzegać. Pokusa jest duża, ale konsekwencją ulegnięcia jej może być nadmierne odejście od jakiegokolwiek prawdopodobieństwa i realizmu. A tego wolałbym uniknąć.
UsuńNo nie wiem.. po wojnie będzie łatwiej wycofywać starsze okręty a w ich miejsce budować nowocześniejsze..:)
UsuńKpt.G
Oj tam, oj tam! Nie bądź już taki za bardzo obiektywny! W końcu po to tworzysz alter-historię, abyśmy to właśnie my dawali naszym wrogom tęgie "bęcki"! :)
OdpowiedzUsuńŁK
Eeee tam.... bardzo fajny opis - raport zdarzeń :)
OdpowiedzUsuńJestem jak zwykle za realizmem...
Adrenalina musi być.
Od "maxi nieobiektywizmu" są inni :)
Piotr