Na początku stycznia 1915 r.
niemieckie dowództwo podjęło próbę wywabienia części sił polskich z bazy w
Połądze i zaatakowana ich przez okręty podwodne. Jako przynęty użyto krążowników
Lubeck, Augsburg i Dortmund z 8 grupy rozpoznawczej , które 8 stycznia pojawiły
się w pobliżu bazy polskiej, topiąc po drodze pomocniczy patrolowiec DP-5.
Nieco wcześniej pozycje zajęły okręty podwodne U 3, U 4, U 26 i U 27. Gdy informacja o wrogim zespole dotarła do
dowództwa, wysłano w morze 2 dywizjon krążowników (w składzie Obertyn,
Grunwald, Raszyn i Cedynia) w eskorcie 5 niszczycieli. Pech chciał, że zespół
polski przeszedł w pobliżu zanurzonego wrogiego u-boota U 26.
Zdołał on zająć pozycję do ataku i odpalić salwę torped. Jedna z nich
celnie ugodziła ostatni w szyku polskich okrętów krążownik Cedynia, który
zatonął. W tej sytuacji pościg za uchodzącymi Niemcami został wstrzymany,
bowiem nie wiadomo było, czy w pobliżu nie ma innych u-bootów, a polskie
niszczyciele nie dysponowały żadnym wyposażeniem mogącym je wykrywać w
zanurzeniu ani bronią mogącą je zwalczać.
10 stycznia niemiecki okręt
podwodny U 4 zatopił torpedą patrolowiec Kania, a wkrótce po tym idący mu na
pomoc pomocniczy patrolowiec DP-15, którego dowódca mylnie sądził, iż
storpedowany okręt wszedł na minę.
W nocy z 13 na 14 stycznia zespół
polsko-rosyjski w składzie krążowniki Rossija, Bogatyr, Oleg i stawiacz min Hades
przeprowadziły operację stawiania min pomiędzy Rugią a Bornholmem oraz na wschód
od Bornholmu. Ubezpieczenie miały zapewnić krążowniki rosyjskiej 1 brygady
krążowników oraz 4 polskie drednoty. Najszybszy z okrętów wyznaczonych do
stawiania min, tj. nasz Hades otrzymał zadanie zaminowania przejścia między
Rugią a Bornholmem, z którego często korzystały okręty niemieckie w wypadach na
północy Bałtyk. Okręt postawił 3 zagrody po 80 lub 85 min. Na jednej z nich
koło przylądka Arkona wkrótce uszkodzenia odniósł krążownik Undine, natomiast
zatonęły: frachtowiec o pojemności 2750 BRT oraz 100-tonowy pomocniczy dozorowiec.
Nieco później rosyjskie krążowniki postawiły
300 min w trzech zagrodach na wschód od Bornholmu. Opóźnienie spowodowane było
pojawieniem się na horyzoncie niezidentyfikowanej jednostki pływającej. Dopiero
gdy zniknęła, podjęto stawianie min. Jak się okazało, był to szwedzki statek
handlowy, za pośrednictwem którego informacja o kręcących się w tym rejonie rosyjskich
okrętach dotarła do uszu Niemców. Na wiadomości te nie zwrócono większej uwagi
aż do 25 stycznia, kiedy to na miny weszły, odnosząc ciężkie uszkodzenia,
krążowniki Augsburg i Gazelle. Zniszczenia na tym ostatnim okazały się na tyle
ciężkie, że ostatecznie został on skreślony z listy floty. Dopiero po tych
wydarzeniach miny wytrałowano.
19 stycznia okręt podwodny
Halibut zatopił w rejonie Ławicy Słupskiej pomocniczy niemiecki patrolowiec
Frisia (149 ton).
26 stycznia pomocniczy krążownik
Maria na zachód od Lipawy zatopił okręt podwodny U 4, który wskutek awarii
zbiorników balastowych nieoczekiwanie wynurzył się w pobliżu polskiej jednostki
i został przez nią ostrzelany.
Ogólny wynik działań należy określić jako remisowy. Utrata krążownika "Cedynia" jest bardzo bolesna i uświadamia dobitnie skalę zagrożenia ze strony okrętów podwodnych. Uważam, że konieczne jest podjęcie, w trybie pilnym, prac nad bronią przeciwpodwodną. W tej sprawie warto nawiązać bliską współpracę z sojusznikami z Zachodu, szczególnie z Royal Navy.
OdpowiedzUsuńŁK
Wnioski wyciągnięte z przebiegu działań przez nasz dowództwo są całkowicie zbieżne z Twoimi :) Niestety, opracowanie skutecznych metod rażenia zanurzonych OP musi trochę potrwać. Nawet uwzględniając prowadzenie współpracy z Royal Navy, sądzę, że efektów można się spodziewać dopiero w przyszłym roku (1916). Do tego czasu zanurzone wrogie OP będą niestety raczej bezkarne :( Ale to tylko zmotywuje nas do szukania rozwiązań niestandardowych - nie porzuciłem bowiem idei okrętu-pułapki ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że pamiętasz jeszcze o tym temacie (tj. Q-shipie). Zasługuje na to!
UsuńŁK
Oczywiście, że pamiętam, podobnie jak o paru innych pomysłach, które są w rożnych stadiach zaawansowania, albo wręcz gotowe i tylko czekają na swoja kolej;) A zależy ona z grubsza od chronologii wydarzeń na blogu, tzn. staram się z nowymi jednostkami nie wybiegać za nadto w stosunku do opisu przebiegu działań bojowych. Nie zawsze da się to dokładnie zachować (choćby dlatego, że czasami okręty są budowane seriami, co trwa dłużej niż jeden rok) ale staram się, by jakoś to szło w miarę równolegle.
OdpowiedzUsuńW stosunkowo krótkim czasie wymieniliśmy z nplem kilka pchnięć i cięć, kończąc styczniową rundę walki na Bałtyku.
OdpowiedzUsuńI tak był to Remis, ale zdecydowanie to przeciwnik stracił ciut więcej: jeden duży okręt i dwa wyłączone z walki (odpowiednio Gazelle, Undine i Augsburg) my straciliśmy jeden duży okręt (Cedynia, fakt dość nowa).
Ciekaw jestem czy w rejonie podejść do portów Niemieckich nie było naszych op? Już chyba kiedyś o to pytałem iż trzeba trzymać tam w miarę stały dozór. Poza tym czy mamy jakieś podwodny minowiec? Przydałby się teraz..
Co do broni ZOP proponuję tymczasowe rozwiązanie w postaci:
"moździerza" wystrzeliwujący granat/pocisk burzący z zapalnikiem opartym o mechanizm zegarowy (np. detonacja po 15-30sec)+jakieś prymitywny zapalnik hydrostatyczny (ciśnienie)oparty o sprężynkę.
Kpt.G
Podwodnego minowca nie mamy, bo jedyny jaki był (Kuna), został zatopiony jeszcze w 1914 r. Faktycznie, przydałby się teraz, ale na wojnie nie zawsze ma sie to co by się chciało...
OdpowiedzUsuńCo do broni przeciwpodwodnej - z pewnością będą prowadzone prace w kierunku skonstruowania takowej, ale trudno orzec, kiedy zakończą się sukcesem. Brytyjczykom pierwszą skuteczną bombę głębinową udało się opracować dopiero z początkiem 1916 r. U nas też musi to trochę potrwać, nawet jeśli będziemy z nimi współpracować. Oczywiście, to nie wyklucza wcześniejszych prób wprowadzenia uzbrojenia działającego tak jak opisałeś, ale jaka byłaby jego skuteczność, trudno w tej chwili orzec.
Lepiej mieć byle jaką bombę głębinową, niż nie mieć jej w ogóle..w sumie to są dwie bomby! :D
UsuńPoza tym trzeba liczyć na to iż sam odgłos bliskiej/niedalekiej detonacji będzie działał psychologicznie..
Kpt.G
Zgadza się :) Dlatego różnych eksperymentów w tej dziedzinie nie wykluczam!
OdpowiedzUsuńRosjanie używali w wojskach lądowych (od 1915 r.) bardzo ciekawej i prostej technologicznie broni - 47 mm miotacza bomb Lichonina (47-мм миномет Лихонина). Myślę, że jest to dobry punkt wyjścia do skonstruowania własnego, lekkiego miotacza bomb głębinowych (około 1917 r.?) Przydatny byłby również dla wyposażenia mniejszych (200 - 400 tn) patrolowców/dozorowców.
UsuńŁK
Panowie Bałtyk nie jest głęboki nie problem zniszczyć okręt pod wodą (wystarczą stalowe haki ciągnięte za okrętem po dnie). Problem jest z jego dokładnym "namierzeniem".
OdpowiedzUsuńPierwsze słyszę o takiej metodzie, zniszczono kiedykolwiek jakiś OP w ten sposób? Albo czy go chociaż przetestowano? Prawde mówiąc mam wątpliwości czy da się w ten sposób wyrządzić poważną szkodę OP. Raczej spodziewałbym się zerwania liny niż jakiegoś poważniejszego podziurawienia podłodki, ale kto wie, może się mylę?
OdpowiedzUsuńCzyli okręt podwodny jest tu rodzajem "miny" poddanej "trałowaniu"? Także nie spotkałem się z taką metodą walki z okrętami podwodnymi nas Bałtyku i innych płytszych akwenach.
UsuńŁK
W książce Das Boot/Okręt, kiedy UA/U96 tkwi na dnie w Cieśniny "Werner" słyszy dziwne odgłosy i zaczyna się zastanawiać czy nie są to "(..)liny poszukiwawcze? Na tej głębokości, niemożliwe..(..)"
UsuńCytat podany z pamięci, niedokładny.
Moim zdaniem wykorzystanie lin z hakami, mogłoby sprawić iż okręt będzie "wleczony" po dnie, co na pewno nie jest dla śrub zdrowe..(albo Balastów). Dodajmy do tego iż kadłub op. ma "nadbudowę" ze stosunkowo lekkiego i cienkiego metalu, chroniącego przed morzem, a niekoniecznie przed hakami/pociskami etc.
Też jednak nie spotkałem się z podobnymi "próbami wyskrobania" spod wody okrętu podwodnego.
Kpt.G
No nie wiem, jak tu "wlec" coś, co waży kilkaset ton? Prędzej się lina zerwie. Teoretycznie istnieje możliwość uszkodzenia poszycia kadłuba przez wbity hak, który w najbardziej korzystnym przypadku mógłby wyrwać fragment blachy. Ale czy to wystarczy do zatopienia albo choćby poważnego uszkodzenia? Generalnie, tego typu uszkodzenia mają tym poważniejsze konsekwencje, im głębiej się zdarzą. Na dużej głębokości, przy dużym ciśnieniu wody nawet małe uszkodzenie może załatwić okręt. Ale tu z definicji mówimy o małych głębokościach, gdzie ciśnienie jest relatywnie niskie, więc istnieje możliwość, że dziura spowoduje po prostu przeciek i niewiele więcej.
OdpowiedzUsuńHaki mogą poszarpać zbiorniki balastowe, zdemolować peryskopy, uszkodzić stery głębokości czy też załatwić śruby napędowe. Panowie a gdy już zaczepi się "rybka" to silniki elektryczne raczej jej nie uwolnią. Wystarczy wtedy szorować nim o dno aż liczba przeciekòw przestanie być kontrolowana. Jedynym ratunkiem jest wyrzucenie balastu o ile zbiorniki będą szczelne w przeciwnym razie... Był przypadek wytrałowania ruskiego OP sieciami do połowu ryb na polskich wodach terytorialnych. Nie dość że kapitan musiał się wynurzyć to jeszcze od razu wybulił w twardej walucie za zniszczoną sieć...
OdpowiedzUsuńCały czas mi się wydaje, że się prędzej lina zerwie. Przydały by się jakieś dane empiryczne z autentycznych testów takiego rozwiązania. Pytanie, czy ktokolwiek takowe przeprowadzał?
OdpowiedzUsuńZ tym zaplątaniem OP w sieci coś kojarzę, trzeba by poszukać szczegółów tego zdarzenia..
Można by próbowac trałowania OP ale to jak szukac igły w stogu siana. Pierwszy sposób to holowanie za okretem liny (podwieszonej na pływakach)z podczepionymi do niej na linach róznej długości (tak by rózne głebokości "obstawić") kilkoma drapaczami-ale ciężkimi i dużymi. Przy tej metodzie okret ma swobode manewrowania.
UsuńDrugi sposób to jak przy klasycznym trałowaniu we dwa okręty- lina na pływakach holowana przez dwa okręty a drapaki podczepiane sa do liny głównej po kilka na jednej linie. Można przeczesać szerszy pas wody, ale manewrowośc ograniczona. No i nie czeszemy dna, ale powiedzmy od 5m do tuż nad dnem, przez co musimy ustawić przed trałowaniem długości lin z drapakami. Strasznie to kłopotliwe, lepiej kupić patent Fessendena i pracować nad nim i nawiązac kontakt z Langevinem i Cziłowskim w Paryżu
Nie widzę przeszkód, by nawiązać współpracę z tymi panami:) Niemniej wydaje się, że jednak na sprawnie działający hydrolokator jeszcze parę lat przyjdzie nam poczekać...
OdpowiedzUsuń