Niemal równocześnie z opisywanymi poprzednio wydarzeniami,
na północy doszło do jednej z najważniejszych bitew morskich tej wojny.
Ponaglany do działania przez carskiego namiestnika gen. Aleksiejewa dowódca
eskadry portarturskiej, kadm. Witgeft (Witthofft) zdecydował się wreszcie wyjść
z portu z zamiarem przedarcia się do Władywostoku. Siły główne, w składzie 6
pancerników (Cesariewicz, Retwizan, Pobieda, Pierieswiet, Siewastopol i
Połtawa), 5 krążowników (Askold, Pałłada, Diana, Nowik i Stefan Czarniecki) oraz
8 niszczycieli wyszły z portu rankiem 10 sierpnia 1904 r. i obrały na pełne
morze. Wyjście w morze eskadry, mimo mglistej pogody, nie uszło uwadze
Japończyków. Na Morzu Żółtym drogę eskadrze zagrodziła flota japońska, w tym
siły główne adm. Togo (pancerniki Mikasa, Asahi, Shikishima i Fuji oraz
krążowniki pancerne Kasuga i Nisshin) oraz III dywizjon kadm. Dewy (krązownik
pancerny Yakumo, krążowniki Chitose, Kasagi, Takasago, Yoshino oraz dodatkowo
Akitsushima). Adm. Witgeft nie zamierzał jednak podejmować boju, lecz
zdecydowanie parł na południowy wschód, ku Cieśninie Koreańskiej. Dlatego też w
pierwszej fazie bitwy ok. godz. 12-13 żadna ze stron nie doznała istotnych
szkód od ognia nieprzyjacielskiego. Adm. Togo podjął pościg i ok. godz. 16:30
zdołał się zbliżyć na tyle, że można było otworzyć ogień. Obie floty płynęły
zbliżonymi, nieco zbiegającymi się kursami, stąd bój przyjął formę klasycznego
starcia flot liniowych. Dość wyrównana walka trwała ok. godziny, a zamykający
szyk sił głównych krążownik Stefan Czarniecki zdołał nawet dwa razy trafić w
krążownik Kasuga (pociskami 305
mm i 229
mm). Zanosiło się już na to, że rosyjskiemu admirałowi
może się udać, gdy doszło do niespodziewanego zwrotu akcji – jeden z ciężkich
pocisków japońskich uderzył w podstawę fokmasztu Cesariewicza, tuż nad otwartym
pomostem na którym lekkomyślnie przebywał adm. Witgeft, w wyniku czego poniósł
on śmierć, a większość członków jego sztabu odniosła rany. W kilka minut później
drugi pocisk trafił w sterówkę, powodując zaklinowanie się steru w pozycji
wychylonej, przez co pancernik rozpoczął niekontrolowany zwrot przez lewą
burtę. Wprowadziło to spore zamieszanie, inne jednostki zaczęły naśladować
manewr flagowca, nieomal doszło do kolizji Cesariewicza z Pierieswiwetem i Siewastopolem
i w efekcie wkrótce szyk eskadry się załamał. Sytuacja zaczynała się robić
powoli bardzo poważna. Togo wykorzystując sytuację, nakazał I dywizjonowi zwrot
o 45 stopni w lewo by zajść przeciwnika od czoła i skuteczniej tym samym
ostrzeliwać zdezorganizowaną eskadrę rosyjską. Widząc to kadm. Uchtomski,
któremu wreszcie udało się przejąć dowództwo nad zespołem postanowił wykonać
zwrot w tył, by oddalić się od ziejącej ogniem linii bojowej wroga. Manewr ten został
osłonięty samobójczym niemal poświęceniem krążownika Stefan Czarniecki (które
być może jednak nie było zamierzone, bowiem sądzono że okręt mógł wyjść z szyku
na skutek odniesionych uszkodzeń, a nie przeżył nikt kto mógłby dać temu
wiarygodne świadectwo). Niezależnie od przyczyny, gdy siły główne wykonywały
zwrot o 180 stopni, krążownik pozostał na dotychczasowym kursie, szarżując
wprost na pancerniki japońskie, być może z zamiarem wykonania ataku torpedowego
lub wręcz taranowania. Skupił w tym czasie na sobie ogień większości japońskich
okrętów. Sam też nie pozostawał im dłużny, trafiając jeden raz ze swego
ciężkiego działa w krążownik pancerny Nisshin, rozbijając mu jedno z dział 152 mm i zabijając całą jego
obsługę, kilka niegroźnych trafień z dział 120 mm zdołano też ulokować
na Mikasie.. Na odległość skutecznego
strzału torpedowego ostatecznie jednak Stefanowi Czarnieckiemu dojść się nie
udało, okręt otrzymał bowiem wiele trafień, które rozbiły prawie całą artylerię
(w tym także dziobowe działo 12-calowe), zdemolowały kadłub i nadbudówki. Niestety
nie była to dobrze opancerzona jednostka, pozbawiona pancerza burtowego, a z
małego dystansu japońscy artylerzyści wręcz nie mieli prawa nie trafiać… Ujść z
opresji w tej sytuacji okręt nie miał szans, w końcu na płonącym wraku
wywieszono sygnał poddania się, aby nie pomnażać niepotrzebnie ofiar. Okręt
jednak już tonął (nie wiadomo, czy mu w tym własna załoga nie pomogła) i zanim
został przejęty przez oddział pryzowy, zamknęły się nad nim wody Morza
Żółtego….
Niemniej jednak jego poświęcenie przyniosło efekt – dało
bowiem eskadrze rosyjskiej niezbędny czas i gdy okręty japońskie zajęły się
demolowaniem samotnego polskiego krążownika, udało się przywrócić sterowność
Cesariewiczowi, uporządkować szyk całej
eskadry i podjąć rejs w kierunku Port Artura. Japończycy próbowali jeszcze
atakować wracające okręty rosyjskie siłami torpedowymi, jednak nocne ataki nie
dały większego rezultatu..
Z przedzierania się nie zrezygnował tymczasem zespół krążowników
kadm. Reitzensteina (Rejciensztiejna), z którego składu przedrzeć udało się
najszybszym jednostkom – Askoldowi i Nowikowi. Wolniejsze Pałłada i Diana,
ostrzelane przez japońskie pancerniki i krążowniki musiały zawrócić. Ostatecznie
Nowik został dopadnięty przez japoński krążownik Tsushima w zatoce Aniwa i po bitwie z nim zatopiony przez własną załogę. Natomiast uszkodzony
Askold zdołał dopłynąć 12 sierpnia do Szanghaju, gdzie skorzystał z polskiej
pomocy. Dzień później zawinęła tam również Diana. Po kilku dniach postoju
obydwa krążowniki podjęły udaną próbę
przedarcia się na Hajnan, gdzie dotarły 21 sierpnia, wydatnie wzmacniając siły
tamtejszej eskadry...
Odnoszę wrażenie, że narracja zmierza do wyniku wojny zaistniałego w realu. I bardzo dobrze, gdyż końcowy triumf Rosji oznaczałby zarazem wzmocnienie uzależnienia od niej Królestwa Polskiego. Osłabienie Rosji to zarazem realne wzmocnienie pozycji Polski. Idealne byłoby, z naszej strony, stopniowe ograniczenie zaangażowania w tę wojnę. A epopeja "Stefana Czarnieckiego" opisana pięknie i bardzo w polskim stylu...
OdpowiedzUsuńŁK
Witam
OdpowiedzUsuńI znowu z kosami na armaty...Czy to się nigdy nie skończy ehhh.....
Pawel76
Tak czytam i czytam i zaczynam sięm zastanawiać czy Kolega de Villars po zakończeniu tej wojny będzie kontynuował narrację do roku 1945 :) ?
OdpowiedzUsuńNo i może by spróbować wysłać nasz okręt podwodny na wschód na pokładzie jakiegoś transportowca/łamacza blokady (oczywiście o ile o.p. jest jeszcze na chodzie)? W sumie działanie z pokładu takiego transportowca nie byłoby wcale takie głupie ;)
Oczywiście narracja wspaniała czuję się jakbym czytał któryś z tygrysków lub artykułów z Militariów/Okrętów :D doprawdy zacne!
Kpt.G
To racja, tak to z grubsza widzę, że wynik wojny nie przemodeluje totalnie świata w stosunku do tego, co mieliśmy w rzeczywistości, choć oczywiście pewne różnice na pewno będą, nasz udział w wojnie tak zupęłnie nie może przejśc bez echa;)
OdpowiedzUsuńCo do horyzontu czasowego - kiedyś planowałem zakończyć na 1914 r., ale mnie koledzy słusznie naprostowali, że nie mozna przerywać w najciekawszym momencie, więc uznałem, że opisze nasz udział w PWS, a potem rozwój floty w międzywojniu. czyli na chwilę obecną myślałem o 1939 r., ale pewnie to się tez przesunie;)
okręty podwodne - jak najbardziej są na chodzie, to jeszcze nie stare jednostki (z lat 1901-1902), w sumie można by pomyśleć, choć przy ówczesnym stanie rozwoju okrętów podwodnych (zasięg rzędu 700 mil, w zanurzeniu ok. 25 mil, prędkość i dzielność morska - kiepskie) , to czy mozna liczyć na jakieś sukcesy? budzi to moje poważne wątpliwości. I nie wiem też czy zdążymy z tym, żeby taki OP wziął udział w walce, Ewentualnie może popłynąć razem z eskadrą Rożestwieńskiego, bo pojedynczy transportowiec to bym się jednak obawiał puszczać w samotny rejs przez całą kulę ziemską.
ps. cieszę się bardzo, że się to moje pisanie Wam podoba;)
Witam
UsuńA wysłać łódkę podwodną na holu za jakimś transportowcem/okrętem bazą .
Od razu będziemy mieli magazyn torped i części zamiennych, jakiś niewielki warsztat (ówczesne okręty podwodne to nader delikatne mechanizmy),czy miejsce w którym załoga łódki może odpocząć w miarę normalnych warunkach.
Pawel76
ps. w wielkiej tajemnicy Japończycy w czasie wojny z Rosją nabyli kilka analogicznych OP typu Holland dla swojej MW (5 szt.), przewieźli je koleją ze wschodniego wybrzeża do Seattle, potem statkiem do Japonii, ale montaż na miejscu opóźnił się na tyle, że przed zawarciem pokoju tylko jedna jednostka była gotowa. O jej ewentualnym użyciu nie mam jednak żadnych wiadomości.. Może coś wiecie na ten temat?
OdpowiedzUsuńNajnowsze z okrętów podwodnych osiągnęły już taki poziom techniczny, że stanowiły potencjalne zagrożenie dla jednostek nawodnych. Przywołam pochodzące z tego czasu brytyjskie jednostki klasy "B", które w czasie I wojny światowej odnosiły sukcesy (np. zatopienie tureckiego okrętu "Mesudiye " w 1914 roku).
UsuńŁK
A co z pancernikiem "Cesarewicz"? Zdaje się, że też nie wrócił....��
OdpowiedzUsuńPiotr
A propos ewentualnych zakupów okrętów z zagranicy, o czym byłą tu mowa. może by wziąć od Francuzów, którzy w tym czasie budowali całkiem fajne pancerniki typu Republique/Liberte?
OdpowiedzUsuńA cesariewicz to dopłynął zapewne do tsingtao.
OdpowiedzUsuńCesariewicz był trochę uszkodzony po bitwie, choć tak się zastanawiam, że może by dał rady dopłynąć do Hajnanu? W rzeczywistości nie miał takiej możliwości, i jedyną alternatywą był port neutralny i w efekcie internowanie. W naszej wirtualnej rzeczywistości możemy jednak przegłosować, że mu się udało przedrzeć na Hajnan i wzmocnić tutejszą eskadrę;-)
OdpowiedzUsuńTo zależy od rozwoju Twojej fantazji w tym temacie. Zgodnie z historia przeżył wojnę 1905 roku.
OdpowiedzUsuńPiotr