piątek, 28 listopada 2014

Bitwa na Morzu Żółtym



Niemal równocześnie z opisywanymi poprzednio wydarzeniami, na północy doszło do jednej z najważniejszych bitew morskich tej wojny. Ponaglany do działania przez carskiego namiestnika gen. Aleksiejewa dowódca eskadry portarturskiej, kadm. Witgeft (Witthofft) zdecydował się wreszcie wyjść z portu z zamiarem przedarcia się do Władywostoku. Siły główne, w składzie 6 pancerników (Cesariewicz, Retwizan, Pobieda, Pierieswiet, Siewastopol i Połtawa), 5 krążowników (Askold, Pałłada, Diana, Nowik i Stefan Czarniecki) oraz 8 niszczycieli wyszły z portu rankiem 10 sierpnia 1904 r. i obrały na pełne morze. Wyjście w morze eskadry, mimo mglistej pogody, nie uszło uwadze Japończyków. Na Morzu Żółtym drogę eskadrze zagrodziła flota japońska, w tym siły główne adm. Togo (pancerniki Mikasa, Asahi, Shikishima i Fuji oraz krążowniki pancerne Kasuga i Nisshin) oraz III dywizjon kadm. Dewy (krązownik pancerny Yakumo, krążowniki Chitose, Kasagi, Takasago, Yoshino oraz dodatkowo Akitsushima). Adm. Witgeft nie zamierzał jednak podejmować boju, lecz zdecydowanie parł na południowy wschód, ku Cieśninie Koreańskiej. Dlatego też w pierwszej fazie bitwy ok. godz. 12-13 żadna ze stron nie doznała istotnych szkód od ognia nieprzyjacielskiego. Adm. Togo podjął pościg i ok. godz. 16:30 zdołał się zbliżyć na tyle, że można było otworzyć ogień. Obie floty płynęły zbliżonymi, nieco zbiegającymi się kursami, stąd bój przyjął formę klasycznego starcia flot liniowych. Dość wyrównana walka trwała ok. godziny, a zamykający szyk sił głównych krążownik Stefan Czarniecki zdołał nawet dwa razy trafić w krążownik Kasuga (pociskami 305 mm i 229 mm). Zanosiło się już na to, że rosyjskiemu admirałowi może się udać, gdy doszło do niespodziewanego zwrotu akcji – jeden z ciężkich pocisków japońskich uderzył w podstawę fokmasztu Cesariewicza, tuż nad otwartym pomostem na którym lekkomyślnie przebywał adm. Witgeft, w wyniku czego poniósł on śmierć, a większość członków jego sztabu odniosła rany. W kilka minut później drugi pocisk trafił w sterówkę, powodując zaklinowanie się steru w pozycji wychylonej, przez co pancernik rozpoczął niekontrolowany zwrot przez lewą burtę. Wprowadziło to spore zamieszanie, inne jednostki zaczęły naśladować manewr flagowca, nieomal doszło do kolizji Cesariewicza z Pierieswiwetem i Siewastopolem i w efekcie wkrótce szyk eskadry się załamał. Sytuacja zaczynała się robić powoli bardzo poważna. Togo wykorzystując sytuację, nakazał I dywizjonowi zwrot o 45 stopni w lewo by zajść przeciwnika od czoła i skuteczniej tym samym ostrzeliwać zdezorganizowaną eskadrę rosyjską. Widząc to kadm. Uchtomski, któremu wreszcie udało się przejąć dowództwo nad zespołem postanowił wykonać zwrot w tył, by oddalić się od ziejącej ogniem linii bojowej wroga. Manewr ten został osłonięty samobójczym niemal poświęceniem krążownika Stefan Czarniecki (które być może jednak nie było zamierzone, bowiem sądzono że okręt mógł wyjść z szyku na skutek odniesionych uszkodzeń, a nie przeżył nikt kto mógłby dać temu wiarygodne świadectwo). Niezależnie od przyczyny, gdy siły główne wykonywały zwrot o 180 stopni, krążownik pozostał na dotychczasowym kursie, szarżując wprost na pancerniki japońskie, być może z zamiarem wykonania ataku torpedowego lub wręcz taranowania. Skupił w tym czasie na sobie ogień większości japońskich okrętów. Sam też nie pozostawał im dłużny, trafiając jeden raz ze swego ciężkiego działa w krążownik pancerny Nisshin, rozbijając mu jedno z dział 152 mm i zabijając całą jego obsługę, kilka niegroźnych trafień z dział 120 mm zdołano też ulokować na Mikasie..  Na odległość skutecznego strzału torpedowego ostatecznie jednak Stefanowi Czarnieckiemu dojść się nie udało, okręt otrzymał bowiem wiele trafień, które rozbiły prawie całą artylerię (w tym także dziobowe działo 12-calowe), zdemolowały kadłub i nadbudówki. Niestety nie była to dobrze opancerzona jednostka, pozbawiona pancerza burtowego, a z małego dystansu japońscy artylerzyści wręcz nie mieli prawa nie trafiać… Ujść z opresji w tej sytuacji okręt nie miał szans, w końcu na płonącym wraku wywieszono sygnał poddania się, aby nie pomnażać niepotrzebnie ofiar. Okręt jednak już tonął (nie wiadomo, czy mu w tym własna załoga nie pomogła) i zanim został przejęty przez oddział pryzowy, zamknęły się nad nim wody Morza Żółtego….
Niemniej jednak jego poświęcenie przyniosło efekt – dało bowiem eskadrze rosyjskiej niezbędny czas i gdy okręty japońskie zajęły się demolowaniem samotnego polskiego krążownika, udało się przywrócić sterowność Cesariewiczowi,  uporządkować szyk całej eskadry i podjąć rejs w kierunku Port Artura. Japończycy próbowali jeszcze atakować wracające okręty rosyjskie siłami torpedowymi, jednak nocne ataki nie dały większego rezultatu..
Z przedzierania się nie zrezygnował tymczasem zespół krążowników kadm. Reitzensteina (Rejciensztiejna), z którego składu przedrzeć udało się najszybszym jednostkom – Askoldowi i Nowikowi. Wolniejsze Pałłada i Diana, ostrzelane przez japońskie pancerniki i krążowniki musiały zawrócić. Ostatecznie Nowik został dopadnięty przez japoński krążownik Tsushima  w zatoce Aniwa i po bitwie z nim  zatopiony przez własną załogę. Natomiast uszkodzony Askold zdołał dopłynąć 12 sierpnia do Szanghaju, gdzie skorzystał z polskiej pomocy. Dzień później zawinęła tam również Diana. Po kilku dniach postoju obydwa krążowniki  podjęły udaną próbę przedarcia się na Hajnan, gdzie dotarły 21 sierpnia, wydatnie wzmacniając siły tamtejszej eskadry...

12 komentarzy:

  1. Odnoszę wrażenie, że narracja zmierza do wyniku wojny zaistniałego w realu. I bardzo dobrze, gdyż końcowy triumf Rosji oznaczałby zarazem wzmocnienie uzależnienia od niej Królestwa Polskiego. Osłabienie Rosji to zarazem realne wzmocnienie pozycji Polski. Idealne byłoby, z naszej strony, stopniowe ograniczenie zaangażowania w tę wojnę. A epopeja "Stefana Czarnieckiego" opisana pięknie i bardzo w polskim stylu...
    ŁK

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam
    I znowu z kosami na armaty...Czy to się nigdy nie skończy ehhh.....

    Pawel76

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak czytam i czytam i zaczynam sięm zastanawiać czy Kolega de Villars po zakończeniu tej wojny będzie kontynuował narrację do roku 1945 :) ?
    No i może by spróbować wysłać nasz okręt podwodny na wschód na pokładzie jakiegoś transportowca/łamacza blokady (oczywiście o ile o.p. jest jeszcze na chodzie)? W sumie działanie z pokładu takiego transportowca nie byłoby wcale takie głupie ;)
    Oczywiście narracja wspaniała czuję się jakbym czytał któryś z tygrysków lub artykułów z Militariów/Okrętów :D doprawdy zacne!
    Kpt.G

    OdpowiedzUsuń
  4. To racja, tak to z grubsza widzę, że wynik wojny nie przemodeluje totalnie świata w stosunku do tego, co mieliśmy w rzeczywistości, choć oczywiście pewne różnice na pewno będą, nasz udział w wojnie tak zupęłnie nie może przejśc bez echa;)
    Co do horyzontu czasowego - kiedyś planowałem zakończyć na 1914 r., ale mnie koledzy słusznie naprostowali, że nie mozna przerywać w najciekawszym momencie, więc uznałem, że opisze nasz udział w PWS, a potem rozwój floty w międzywojniu. czyli na chwilę obecną myślałem o 1939 r., ale pewnie to się tez przesunie;)
    okręty podwodne - jak najbardziej są na chodzie, to jeszcze nie stare jednostki (z lat 1901-1902), w sumie można by pomyśleć, choć przy ówczesnym stanie rozwoju okrętów podwodnych (zasięg rzędu 700 mil, w zanurzeniu ok. 25 mil, prędkość i dzielność morska - kiepskie) , to czy mozna liczyć na jakieś sukcesy? budzi to moje poważne wątpliwości. I nie wiem też czy zdążymy z tym, żeby taki OP wziął udział w walce, Ewentualnie może popłynąć razem z eskadrą Rożestwieńskiego, bo pojedynczy transportowiec to bym się jednak obawiał puszczać w samotny rejs przez całą kulę ziemską.
    ps. cieszę się bardzo, że się to moje pisanie Wam podoba;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam
      A wysłać łódkę podwodną na holu za jakimś transportowcem/okrętem bazą .
      Od razu będziemy mieli magazyn torped i części zamiennych, jakiś niewielki warsztat (ówczesne okręty podwodne to nader delikatne mechanizmy),czy miejsce w którym załoga łódki może odpocząć w miarę normalnych warunkach.
      Pawel76

      Usuń
  5. ps. w wielkiej tajemnicy Japończycy w czasie wojny z Rosją nabyli kilka analogicznych OP typu Holland dla swojej MW (5 szt.), przewieźli je koleją ze wschodniego wybrzeża do Seattle, potem statkiem do Japonii, ale montaż na miejscu opóźnił się na tyle, że przed zawarciem pokoju tylko jedna jednostka była gotowa. O jej ewentualnym użyciu nie mam jednak żadnych wiadomości.. Może coś wiecie na ten temat?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najnowsze z okrętów podwodnych osiągnęły już taki poziom techniczny, że stanowiły potencjalne zagrożenie dla jednostek nawodnych. Przywołam pochodzące z tego czasu brytyjskie jednostki klasy "B", które w czasie I wojny światowej odnosiły sukcesy (np. zatopienie tureckiego okrętu "Mesudiye " w 1914 roku).
      ŁK

      Usuń
  6. A co z pancernikiem "Cesarewicz"? Zdaje się, że też nie wrócił....��

    Piotr

    OdpowiedzUsuń
  7. A propos ewentualnych zakupów okrętów z zagranicy, o czym byłą tu mowa. może by wziąć od Francuzów, którzy w tym czasie budowali całkiem fajne pancerniki typu Republique/Liberte?

    OdpowiedzUsuń
  8. A cesariewicz to dopłynął zapewne do tsingtao.

    OdpowiedzUsuń
  9. Cesariewicz był trochę uszkodzony po bitwie, choć tak się zastanawiam, że może by dał rady dopłynąć do Hajnanu? W rzeczywistości nie miał takiej możliwości, i jedyną alternatywą był port neutralny i w efekcie internowanie. W naszej wirtualnej rzeczywistości możemy jednak przegłosować, że mu się udało przedrzeć na Hajnan i wzmocnić tutejszą eskadrę;-)

    OdpowiedzUsuń
  10. To zależy od rozwoju Twojej fantazji w tym temacie. Zgodnie z historia przeżył wojnę 1905 roku.

    Piotr

    OdpowiedzUsuń