Po tym, co wydarzyło się w Port Arturze, na Hajnanie dobrze
zdawano sobie z zagrożenia atakiem sił japońskich na główną bazę polskich sił
morskich na wyspie. Postanowiono więc temu zaradzić poprzez postawienie
defensywnych pól minowych zabezpieczających podejścia do bazy. Mogło się to
jednak odbyć wyłącznie pod osłoną sił floty, bowiem samotny stawiacz min
zapewne zostałby rozstrzelany przez siły japońskie zanim by zdołał wykonać
swoje zadanie.
W połowie czerwca 1904 r. udało się wreszcie przywrócić do
pełnej sprawności pancernik Kazimierz II Sprawiedliwy, który jak pamiętamy miał
awarię kotłów i nie brał dotąd udziału w żadnych działaniach. Dysponując dwoma nowoczesnymi
pancernikami, krążownikiem pancernym, dwoma
krążownikami pancernopokładowymi oraz mniejszymi jednostkami, polskie
dowództwo na Hajnanie nie obawiało się już zmierzyć z japońską eskadrą
blokującą.
Japońskie siły pod Hajnanem w tym czasie składały się z
krążowników Itsukushima, Matsushima i Hashidate, starego pancernika Chin Yen, krążownika pancernego Chiyoda oraz starego
krążownika Sai Yen wspomaganych przez mniejsze jednostki (kanonierki,
torpedowce, zaadaptowane jednostki cywilne). W pewnym sensie (i do pewnego tylko, na szczęście, stopnia) miała się więc
powtórzyć sytuacja sprzed dekady, kiedy to japońskie krążowniki zmierzyły się m.in.
z parą chińskich pancerników i wyszły z tej konfrontacji zwycięsko.
Ze strony polskiej do planowanej operacji wyznaczono praktycznie
wszystkie wartościowe jednostki, w tym obydwa pancerniki, krążownik pancerny
dwa krążowniki pancernopokładowe, kanonierki Agamemnon, Odyseusz, Kraken i
Sfinks, kanonierki torpedowe Orion, Talos i Perseusz oraz 4 niszczyciele.
Pola minowe miał postawić zaopatrzeniowiec Nowa Kurlandia,
na który na tę okoliczność załadowano ostatnie 200 min jakie pozostały w
składach na wyspie.
Do sił osłonowych wybrano tylko okręty mogące rozwijać co
najmniej 15 w. Siły te podzielono na cztery zespoły, mające odmienne zadania i
grupujące jednostki o grubsza zbliżonych charakterystykach. Główne siły
stanowiły oba pancerniki, krążownik pancerny i krążownik Grunwald (łącznie:
8x254, 12x203, 18x152 przeciwko: 3x320, 4x305, 2x210, 5x152/150 i 44x120). Te
jednostki miały wziąć na sobie główny ciężar boju artyleryjskiego. Krążownik
Cedynia wraz z kanonierkami miał stanowić bezpośrednią osłonę stawiacza min.
Natomiast kanonierki torpedowe i niszczyciele miały działać w ramach dwóch
oddzielnych szybkich zespołów, szukających okazji do przeprowadzenia ataku
torpedowego.
Mając świadomość przewagi wroga w artylerii szybkostrzelnej
oraz własnej w opancerzeniu, polski dowódca, a był nim kadm. Szczęsnowicz,
zamierzał toczyć bój na dużym dystansie, nawet jeśli miały by w nim wziąć
udział (ze względu na zasięg artylerii) tylko obydwa pancerniki. Ich
opancerzenie stanowiące ekwiwalent 194 mm stali Kruppa na burcie stawało się
bowiem na dystansie ok. 9 km
odporne na trafienia pocisków kal. 320 mm. Tego admirał polski co prawda dokładnie
nie wiedział, ale zdawał sobie sprawę z ogólnej prawidłowości, że w miarę
wzrostu odległości polskie jednostki będą bardziej odporne na ostrzał japoński,
niż okręty japońskie na ostrzał polski. Ponadto duży dystans ogromnie
utrudniałby wrogim krążownikom wstrzeliwanie się ze swoich pojedynczych, wolno
strzelających dział.
Japoński dowódca z kolei był świadomy, że polskie 10-calówki
mogą przebijać pancerz jego okrętów z każdego praktycznie dystansu jaki realnie
wchodził w grę, więc nie było sensu utrzymywać dalekiego dystansu. Liczył on,
że na mniejszym dystansie i przy lepszym wyszkoleniu swoich artylerzystów zdoła
istotnie pokiereszować polskie jednostki ogniem własnej artylerii ciężkiej i
szybkostrzelnej, ponadto miał informacje o tylko jednym polskim pancerniku na
Hajnanie, który siłą rzeczy mógłby razić ogniem swych ciężkich dział co
najwyżej dwa jego okręty. Srodze miał się japoński admirał rozczarować..
25 czerwca wyszły w morze siły główne i zespoły okrętów
torpedowych, a wkrótce po nich także transportowiec z ładunkiem min wraz ze
swoją eskortą. Japończyków napotkano na Morzu Południowochińskim, ok. 60 Mm na wschód od Haikou. Polska
eskadra poruszała się kursem 600, płynąc w szyku torowym – najpierw
obydwa pancerniki, a za nimi krążowniki. Okręty torpedowe płynęły na lewym
trawersie sił głównych. Japończycy poruszali się również szykiem torowym,
kursem 2100. Obydwa zespoły dostrzegły się z dystansu ok. 20 km. Japończycy zwiększyli
prędkość do maksymalnej możliwej do osiągnięcia przez zespół, tj. 16 w., chcąc
jak najszybciej skrócić dystans (w efekcie czego Chin Yen i Sai Yen zaczęły
nieco zostawać w tyle).
Gdy odległość spadła do ok. 10 km, polski zespół wykręcił
na południe i otworzył ogień. Chcąc korzystać z całości posiadanej ciężkiej
artylerii (przypomnijmy – Matsushima miał swoje działo na rufie) japoński
dowódca, wiceadm. Kataoka, również skręcił na południe, przyjmując kurs
równoległy do polskiej eskadry.
Tymczasem polskie siły torpedowe zwiększyły prędkość do
prawie 20 w. i szerokim łukiem zaczęły obchodzić pole walki od północy, gdzie
mogły by szukać okazji do poszczerbienia wrogich sił atakiem torpedowym. Widząc
co się święci, adm. Kataoka do odparcia spodziewanego ataku wysłał całe
posiadane siły lekkie w postaci 6 torpedowców, którym dał wsparcie w postaci
krążownika pancernego Chiyoda dysponującego silną baterią 10 dział
szybkostrzelnych kal. 120 mm..
Siłą rzeczy w zasięgu starcia z polskimi siłami lekkimi miały znaleźć się także
Chin Yen i Sai Yen, pozostające coraz bardziej w tyle za własnymi siłami
głównymi.
Na uboczu bitwy sił głównych rozgorzała zacięta walka
okrętów torpedowych. W gwałtownym i chaotycznym starciu górę początkowo wzięli
Polacy, dysponujący przewagą ilościową i jakościową nad torpedowcami
japońskimi, z których najsilniejszy i najnowocześniejszy Hayabusa liczył sobie
zaledwie152 tony. Nim wsparcia zdążył im udzielić Chiyoda, płonącymi wrakami były
Fukuryu i Shirataka, a Hayabusa, który otrzymał celne trafienie w przewód parowy
i musiał zastopować maszyny, został wkrótce potem ugodzony celną torpedą
kanonierki torpedowej Perseusz i momentalnie poszedł na dno. Dopiero wtedy
zdążył włączyć się do walki japoński krążownik pancerny, który wkrótce celnym
ogniem odpędził polskie jednostki, topiąc kanonierkę torpedową Talos oraz
uszkadzając ciężko niszczyciele Bryza i Tornado. Ten ostatni otrzymał m.in.
kilka trafień w maszynownię. Jego prędkość spadła do 10 w. i nie był zdolny do
ucieczki, więc załoga wywiesiła biała flagę a następnie samozatopiła jednostkę.
Z wystrzelonych przez polskie niszczyciele w stronę Chiyody torped niestety
żadna nie trafiła. Mając puste wyrzutnie i nie mogąc się mierzyć z krążownikiem
w boju artyleryjskim, polskie okręty oddaliły się z miejsca bitwy na zachód,
pod osłonę własnej linii bojowej.
Tymczasem od 30 minut trwał bój artyleryjski pancerników Mieszko
I i Kazimierz II Sprawiedliwy z krążownikami Itsukushima, Matsushima i
Hashidate, w którym polskie jednostki zdążyły kilkukrotnie trafić wrogie okręty
nie zadając im jednak na razie poważniejszych szkód, nie będąc trafionymi ani
razu. Widząc słabą skuteczność ognia swoich okrętów adm. Kataoka podjął próbę
skrócenia dystansu, co się jednak nie powiodło, bowiem polskie pancerniki
dysponowały przewagą prędkości i wykonały stosowny manewr w celu utrzymania
odległości. Mimo to Japończycy odnieśli pierwszy sukces – celny pocisk kal. 320 mm trafił w kadłub Kazimierza
II Sprawiedliwego tuż nad krawędzią pancerza burtowego i uderzył barbetę dziobowej
wieży pancernika. Sama barbeta wytrzymała, ale wstrząs uszkodził mechanizmy
obrotu wieży i w efekcie okręt został pozbawiony połowy swojej ciężkiej
artylerii.
Trafiali też Polacy, w tym raz wyjątkowo skutecznie – jeden
z pocisków 10-calowych ugodził w pancerną kopułę osłaniającą działo 320 mm na krążowniku
Matsusuhima, przebijając ją i powodując
pożar i śmierć niemal całej obsługi działa. By nie dopuścić do wybuchu amunicji
bądź ładunków miotających zalano komory amunicyjne i tym samym okręt w zasadzie
stracił wartość bojową w starciu z polskimi pancernikami. Dwa inne pociski
trafiły w rejon linii wodnej okrętu, wpuszczając do kadłuba kilkaset ton wody i
zmniejszając prędkość. Kilka trafień dosięgło także pozostałe jednostki
japońskiego zespołu, nie zadając jednak istotnych uszkodzeń (na Hashidate
zwalony został maszt, Itsukushima miała rozbite 2 działa 120 mm). Wreszcie japoński
admirał zorientował się że ma do czynienia aż z dwoma polskimi pancernikami
(wcześniej rozpoznanie polskich sił utrudniało zachodzące słońce, znakomicie
utrudniające Japończykom obserwację i skuteczne trafianie). Cóż było robić –
uciekać z podkulonym ogonem to niegodne samurajów, zresztą trzeba by zostawić
na pastwę wroga uszkodzoną i coraz bardziej zwalniającą Matsushimę, natomiast bić się dwoma
krążownikami przeciw nieźle strzelającym dwóm pancernikom nie rokowało
większych szans. Adm. Kataoka wydał rozkaz by nieco zwolnić, tak by dać szansę
wciąż goniącemu krążowniki pancernikowi Chin Yen na włączenie się do akcji. Ponadto,
nadchodził zachód słońca i można było liczyć na wyrównanie się warunków
oświetleniowych dla obydwu stron a mając dodatkowe 4 działa 305 mm w akcji, można było
liczyć na odwrócenie losów starcia. Zanim to wszystko jednak nastąpiło, kolejne
trafienia dosięgły Matsushimę, tym razem uszkadzając ster i powodując wyjście
jednostki z szyku, kolejne trafienia otrzymał też flagowy krążownik Itsukushima.
Teraz już nie było żartów – japoński dowódca dał sygnał do odwrotu. Itsukushima
i Hashidate wykręciły ostro na wschód i zaczęły się oddalać z pola bitwy.
Podobny manewr wykonały pozostające z tyłu szyku Chin Yen i Sai Yen. Odwrót
miały osłonić pozostałe z pogromu w początkowej fazie bitwy torpedowce,
wystrzelone przez nie torpedy zmusiły polskie pancerniki do wykonania uników,
przez co japońskie krążowniki zdołały się w zapadających ciemnościach zdołały
zwiększyć dystans od pościgu. Z polskich pancerników flagowy Mieszko I próbował
je nadal gonić i nawet otwarł ogień, ale w zapadających ciemnościach nie udało
się osiągnąć trafień i ostatecznie obydwa krążowniki oderwały się od pościgu.
Tymczasem drugi z pancerników, wobec uszkodzenia wieży dziobowej i niemożności
prowadzenia ognia do ściganych Japończyków, został odesłany do dobicia
Matsushimy.
W międzyczasie płonącą i krążącą wolno z zablokowanym sterem
Matsushimą zajęły się podążające za pancernikami krążowniki Grunwald i Bolesław
Chrobry. Japoński okręt jednak nie kapitulował, co więcej odpowiadał z rzadka z
ocalałych dział, został więc dosłownie rozstrzelany ogniem obydwu krążowników,
do których wkrótce dołączył Kazimierz II Sprawiedliwy.
Ostatnim epizodem bitwy była nocna próba storpedowania
uchodzącego na północny wschód pancernika Chin Yen przez kanonierkę torpedową
Orion. Z dwóch wystrzelonych przez nią torped jedna trafiła we wrogi pancernik,
ale najprawdopodobniej nie zadziałał zapalnik, bądź torpeda przeszła pod dnem
japońskiego okrętu. Tak czy inaczej – pancernik nie został uszkodzony, a polski
okręt za swoją próbę zapłacił ceną najwyższą – został bowiem dosłownie
rozniesiony na strzępy z najbliższej odległości ogniem szybkostrzelnych
6-calówek Chin Yen..
Hajnan jest wolny, mamy chwilę spokoju. Pokazaliśmy, że chcemy walczyć, Japończycy muszą odpowiedzieć, na pewno coś już szykują. Kazimierz II będzie od dziś nazywany "Pechowym", najpierw awaria, teraz poważne uszkodzenia w bitwie.
OdpowiedzUsuńPo raz kolejny konstatuję, z satysfakcją, wysoki poziom narracji, zgodnej z realiami epoki. I brak hiperpatriotycznych tendencji do chodzenia "na skróty". Przeciwnik dysponuje przecież dużym potencjałem militarnym, dobrym wyszkoleniem i determinacją w prowadzeniu walki. A więc starty po naszej stronie są również nieuniknione!
OdpowiedzUsuńŁK
Witam
OdpowiedzUsuńJestem pod dużym wrażeniem poziomem narracji jak i sprawnym przeprowadzeniem przez naszą marynarkę zgodnie z założeniami zwycięskiej bitwy w sumie młodej floty.
Tak się rodzą legendy.
Pawel76
Dzieki za miłe słowa:) Niedługo pewnie kolejne starcia, chwilowo mamy lokalną przewagę, można się będzie pokusić o jaką akcję zaczepną (może Tajwan?) Z drugiej strony - jakiejś niekonwencjonalnej akcji Japończyków przeciw naszej eskadrze w Haikou też można się spodziewac.. Jednym słowem, powinno byc ciekawie. A przecież do rejsu szykuje się jeszcze (a właściwie to chyba już płynie;)) eskadra bałtycka..
OdpowiedzUsuńdV
ps. A Kazimierz II faktycznie wygląda na pechowy - ciekawe co mu się w przyszłości jeszcze przydarzy??
OdpowiedzUsuńWitam
UsuńA może pech się odwróci, nie kuś licha.
Pawl76
Pomiędzy styczniem a majem 1905 Japonia będzie miała dość czasu - by się Hajnanem "zaopiekować"....
OdpowiedzUsuńPiotr
Sądzę, że warto by zainicjować jakąś większą, ofensywną operację minową. Mam na myśli nocny wypad niszczycieli, dużych torpedowców i szybkich kanonierek i postawienie, na liniach dozorów nieprzyjaciela, pola minowego składającego się z kilku łach po 20 - 30 min. Przeprowadzenie operacji w nocy (i mgle), w czasie nowiu, powinno zmniejszyć ryzyko potencjalnych strat, a przede wszystkim zagwarantować skrytość akcji. Podobna taktyka stosowana przez adm. S. Makarowa (w obronie Port Artura) przyczyniła się do zadania flocie japońskiej poważnych strat.
OdpowiedzUsuńŁK
Witam
UsuńPomysł dobry tylko że właśnie postawiliśmy ostatnie 200 min jakie mieliśmy a do domu daleko.....
Chyba że cos dostaniemy od Żabojadów z południa Hajnanu ewentualnie z Indochin.
Francuzi bardzo niechętnym okiem patrzyli na wzmacnianie się Japonii w Chinach(a przy okazji niejako z automatu wzmacniania więzi gospodarczych Anglii w Japonii) i woleli by aby pod bokiem nie rosła im konkurencja już nie tylko niemiecka.
Po za tym mamy w końcu jakiś alians z Żabojadami (połowa Madagaskaru i Hajnanu) niech się wykażą.
W końcu miny to broń defensywna chyba że będzie użyta ofensywnie ;).
Pawel76
A jaki model min używali Francuzi?
UsuńMina minie nie równa...
Podobnie jak i tory minowe... system stawiania , itp...
Piotr
Z tymi torami minowymi (w owej epoce) to nie taka wielka filozofia. Np. japoński stawiacz min "Katsuriki" (wejście do służby w 1917 r.) miał tory minowe.wykonane z ... drewna! Miny przesuwano po nich ręcznie i spychano za rufę.
OdpowiedzUsuńŁK
Pomysł z minami od Francuzów mi się podoba - fakt, niech się sojusznika na coś przyda, zwałszcza że w "mojej" historii alternatywnej Brytyjczycy ostro wspomogli Japończyków (dwa pancerniki im sprzedali - może i my byśmy jakieś pudło od Francuzów zakupili??).
OdpowiedzUsuńNatomiast co do czasu - mam nadzieję, że do maja 1905 r. na naszą eskadrę Hajnan czekać nie będzie musiał, bowiem wypłyniemy z Bałtyku bez oglądania się na Rożestwienskiego..
dV
A nie będzie to zbyt duża ingerencja w historię? Ciekawe jak to zaplanujesz.
UsuńObecność silnej eskadry w Hajnanie sparaliżuje w pewnym stopniu działanie Japończyków pod Port Arthurem, w rezultacie umożliwi Rosji sprawniejszą obronę - Rosjanie się pewnie by skupili na działaniach wokół swojej bazy - a impet Japończyków mógłby (logika wskazuje na konieczność neutralizacji tej bazy - chociażby z powodu przerzutu flot koalicji z Bałtyku) pójść na Hajnan, brytyjscy doradcy i planiści tego nie przeoczą, przynajmniej w działaniach floty. Tym samym nasza flota musiałaby stoczyć "swoją Cuszimę"... Jedyny zarobiony w tym przypadku to będzie w takim razie Rosja. Ba, może im to umożliwić skuteczniejszą postawę w działaniach lądowych. Efekt, z naszej strony utrata części floty, chociaż może utrzymamy Hajnan i dostaniemy reparacje wojenne - dzięki dyplomacji rosyjsko - francuskiej. Ze strony Rosji - utrzymanie Port Arthura, brak rewolucji 1905, wzrost potęgi floty na Pacyfiku (połączenie obu eskadr w Port Arthur - bo po walkach z polską flotą zakładam u Japończyków spore straty, i w rezultacie bardziej defensywną postawę wobec Rosjan). Finalnie Japonia może nie "wyrosnąć" na mocarstwo, a w przyszłości... itp., itp....
Powyższa uwaga ode mnie :)))
UsuńPiotr
Dodam, że taki obrót sprawy może doprowadzić do budowy megaimperium rosyjskiego... a Polskę zmarginalizować do roli "kolosika" na glinianych nogach. Strat w kadrze i flocie pewnie nie da się uzupełnić do PWŚ. Piętno bohaterskich walk będzie legendą kraju - a "opieka" Rosji nabierze jeszcze większego znaczenia. Czyli inaczej pisząc... staniemy wobec wręcz pożądanego faktu wzrostu zależności od wschodniego sąsiada. J.Piłsudski - gdyby wtedy żył, i przyszło by mu decydować o wysłaniu floty, pewnie powiedział by wtedy krótko: ... Ależ oczywiście, pomożemy Rosji z całych sił, aż do Madagaskaru..."
UsuńPiotr
Ups - poprawka, wtedy żył.... ale nie dowodził. Miało być wtedy dowodził... :)))
UsuńPiotr
Po klęsce pod Hajnanem Japończycy czują się zagrożeni, mogą zwiększyć nacisk na Port Artur i skończyć z głównymi siłami rosyjskimi, żeby mieć jeden problem mniej. Hajnan prawdopodobnie się utrzyma i to nam wystarczy. Jeśli bitwa sił głównych będzie nam nie na rękę, to nasze pancerniki mogą ulec awarii. Cholerni sabotażyści! To pewnie komuchy! Znaleźć tego demagoga z bródką i powiesić!
Usuń:))))
UsuńHajnan się na pewno utrzyma... na razie nie jest to cel Japonii.
Ale znając realia - mogę w ciemno założyć, że rzucą wszystko na jedną kartę - i będą chcieli Hajnan zneutralizować. Teraz co my z tym zrobimy?
Tu jest właśnie pytanie. Żeby to dla nas było korzystne politycznie i strategicznie, to musimy polec z całą flotą z praktycznym brakiem strat u Japończyków (japońska flota wcale taka liczna nie była w tym momencie - ale dobrze zorganizowana). Takie rozwiązanie umożliwiło by brak zmian w historii wojny japońsko - rosyjskiej, co wywołało by korzystny dla nas efekt osłabienia Rosji (niestety nas także). To dla tego postulowałem od początku nie wysyłanie floty do Hajnanu i pozostawienie jej na Bałtyku jako zabezpieczenie interesów polsko - rosyjskich. Kolega dV stworzył ciekawą i silną flotę... w konfrontacji z którą ciężkie straty Japończyków są wprost nieuniknione... (mam nadzieję na sprawne dowodzenie). Rezultat jest prosty do przewidzenia... "Cuszima" u nas... chociaż może (czy na pewno) nie taka... u Rosjan więcej spokoju i realne szanse na sukces. Podobnie w sytuacji naszego zwycięstwa... paradoksalnie umacniamy Rosję (bo to ona toczy tam batalię o potężny obszar ziemi, i wpływy oraz surowce) i osłabiamy swoją pozycję. Bo co zyskamy? Jedną czy dwie wysepki?
Może aż Tajwan? W sumie to pyrrusowe zwycięstwo by było...
Piotr
Może się też tak zdarzyc, ze nasza eskadra przypłynie tuż po upadku Port Artura, nie wpływając tym samym znacząco na efekt wojny rosyjsko-japońskiej (Rosja tak czy siak traci tą bazę, sporą część floty i wpływy w Korei i Chinach), a jednocześnie na tyle wcześnie, by Japończycy nie zdołali przerzucić sił i zaatakować skutecznie Hajnanu. Wtedy otwartą pozostaje kwestia ewentualnego starcia z flotą japońską - siły mogą być dość wyrównane, choć też niekoniecznie - bo to zależy ile okrętów zdołamy zmobilizować w pierwszym rzucie (jest przecież mozliwe, że część wyślemy od razu, na odsiecz Hajnanowi, a część, tych zmobilizowanych później - razem z eskadrą Rożestwieńskiego).
OdpowiedzUsuńWpływ tego wszystkiego na historię ogólnie może być taki, że Rosja wojnę przegrywa jak w rzeczywistości, tylko straty we flocie ma mniejsze (nie ma Cuszimy, a przynajmniej nie takiej), a Japonia straty okrętów ma nieco większe (ale też ma z czego tracić - nie zapominajmy że ma 2 pancerniki ekstra od Brytyjczyków).
Zwracam uwagę na wpływ jaki będzie miała wcześniejsza obecność naszej floty (patrz powyżej) ... w praktyce jeżeli będzie wcześniej - rezultatem będzie bitwa polsko - japońska, a efekty mogą być jak opisałem to wcześniej.... raczej na pewno nie inne.
OdpowiedzUsuńJeżeli przybędzie z Rożestwienskim, to i tak pójdzie pod Cuszimę... i tam da nieoczekiwane znaczne wzmocnienie siły ognia (patrz okręty 3-wieżowe), można się pokusić o założenie porażki Japończyków, nawet przy niespecjalnie sprawnym dowodzeniu ze strony polsko - rosyjskiej. Z góry założę - że nawet przy mniejszych stratach to Japończykom pierwszym się wyczerpie amunicja głównych kalibrów - po prostu przy celności na poziomie 10% - 15% (i to tylko dzięki doskonałym posiadanym przez nich dalmierzom - o których Polacy i Rosjanie mogą tylko pomarzyć) nie starczy pocisków do zatopienia rosyjskich i polskich okrętów, dzięki czemu te dojdą w większości do celu. Z kolei przy celności 3-7% eskadry polsko - rosyjskiej (zakładam wyższą sprawność polskiej artylerii) uszkodzenia zadane Japończykom mogą się okazać decydujące z racji nieporównywalnej przewagi w działach ciężkiego kalibru po naszej stronie.Więc mimo wszystko przestrzegam, i proponuję dokładną analizę...
Piotr
Drobna.uwaga do dalmierzy... Rosjanie je otrzymali (takie jak Japończycy), w drodze na Pacyfik, nie byli jednak przeszkoleni w użytkowaniu itp.
UsuńW połączeniu z niszczącą siłą Japońskich pocisków (działających jak burzące) i silnym ostrzałem zanim je dobrze użyli, już je stracili.... na początku bitwy.
Piotr
Nie możemy się teraz wycofać. Na marne poszedłby cały dotychczasowy wysiłek, utrata ludzi i okrętów. Okazalibyśmy się niepoważni. Teraz Rosja potrzebuje nas przeciwko Japonii, a potem będziemy potrzebowali Rosji przeciwko Niemcom.
OdpowiedzUsuńW naszym interesie nie leży pogrom sił japońskich i wzmocnienie potęgi Rosji, ale w drugą stronę też nie. Całkowita klęska Rosji sprawi, że Japonia wyrośnie na mocarstwo i za parę lat wykopie nas z Chin.
Osobiście zachowałbym siły, kadry i technikę do udziału w PWŚ, lub wywołał jednak ten konflikt ze Szwecją (powód można wymyślić - chociażby polityka Anglii polegająca na przeszkadzaniu co sił Rosji w tzw. "białych rękawiczkach" - bez własnego osobistego zaangażowania). Stroną atakującą może być korzystająca z wojny w Korei Szwecja - z celem odzyskania wysp Alandzkich lub nawet Finlandii (!). Eskadra w Hajnanie mogła by zostać w końcu częściowo zneutralizowana przez Japończyków. Nasza flota Bałtycka otwierała by drogę Rosjanom na Pacyfik przez cieśniny duńskie i pilnowała by porządku na Bałtyku po wygranych bitwach ze Szwedami (dołożyłbym im kilka okrętów - zwłaszcza dużych).
OdpowiedzUsuńOczywiście po porażkach z naszą flotą Szwecja by zawarła pokój dzięki "mediacji" W.Brytanii.
O dziwo - mniejsze zamieszanie w historii (porażka Rosji w Korei i pełne jej konsekwencje) i umocniło by naszą pozycję.
Piotr
Kontynuując mamy spokój od Japonii i tak. Hainan im nie przeszkadza.
UsuńNa sukcesy w Mandżurii i Korei nie ma co liczyć - to zgarnie Rosja. Dopiero w II WŚ mamy problem - który i tak by był :))). Ale korzyści wynikające z projektowania i rozwoju baz i floty do tego czasu większe.
Piotr
Jeszcze dołożę :) Chociaż wiem - że przekonać nie dam rady.
UsuńMamy piękne zamknięcie koła historii - jak wiecie wtedy Szwecja i Norwegia były w unii - jednym państwem - które rozpadło się 7 czerwca 1905 roku (jak widać na mapie wcale nie małym). Powodem mogła by być własnie porażka z Polską na morzu.... Ładnie by się wszystko samo poskładało :)))
Piotr
Wywołanie wojny ze Szwecją może przynieść znaczne korzyści, ale przyznasz chyba, że to ciężkie sk........wo.
UsuńA to czemu?
OdpowiedzUsuńPół Polski wywieźli w XVII w. Zakładam jednoroczną przerwę w ich neutralności i to ich widzę jako agresora zamykającego cieśniny duńskie...
Zrozumiałem, że masz zamiar wciągnąć Szwedów do wojny wbrew ich woli za pomocą agentów wpływu, prowokacji itp. Nie wyrównane rachunki z przeszłości to jedno, ale posłużenie się niepodległym krajem i zabicie kilku tysięcy jego żołnierzy dla rozwiązania kryzysu politycznego, który wcale nie przyparł nas do muru...
OdpowiedzUsuńNie .... zupełnie inaczej. Zakładam Szwecję idącą za podpowiedzią Anglii, że to dobry czas na odzyskanie mocarstwowości. Nie kombinuj proszę w "rzeź niewiniątek"... chyba to alternatywna historia. Poszukuję maksymalnie dobrego scenariusza dla naszego kraju. Większość z tego co tu powstaje nie miało miejsca w realu. Więc jeżeli chcesz wysłać naszą flotę i poświęcić tysiące naszych marynarzy i żołnierzy w walce o iluzję na Pacyfiku, ja proponuję korzystniejsze rozwiązanie na Bałtyku.
OdpowiedzUsuńPiotr
Skupiasz się na obecnym problemie. Czy na dłuższą metę korzystniejsze będzie robienie sobie wroga ze Szwecji? Planowaliśmy współpracę.
OdpowiedzUsuńAle jej nie podjeliśmy. To co zaproponowaqłem - wcale nie ma jak na razie aprobaty :))
OdpowiedzUsuńPoza tym wykorzystuję pewne fakty historyczne do tworzenia zmian w historii, bez specjalnych zmian w globalnej historii. Czytelnicy chcieli wojny? Więc szukam najkorzystniejszego rozwiazania w perspektywie tamtych lat. Wariant tu proponowany doprowadzi wg mnie do zbytniej ingerencji w historię globalną. Jest jescze inny wariant, dla proponowanych przez Ciebie wartości najkorzystniejszy... czyli to co proponowałem zakładając co by powiedział na to wszystko nasz sławny marszałek:
" ... Ależ oczywiście, pomożemy Rosji z całych sił, aż do Madagaskaru..."
Czyli już lepiej nic nie wysyłajmy i nie kombinujmy. Poczekajmy na krzyści wynikające z porażki Rosji....
Piotr
A i jeszcze jedno... w tym rozwiązaniu nie proponuję zrobić ze Szwecji wroga. Zakładam, że to Szwecja ma niekorzystny układ rządów - który ją popchnie do wojny. Potem może wykonać kompletny zwrot doświadczona dodatkowo rozpadem unii z Norwegią. Cały czas zakładam wzrost niezależności Polski od Rosji a nie odwrotnie. A budowany tutaj scenariusz budzi moje obawy że będzie odwrotnie. Ale i tak to fantastyczna historia i jak na razie mi sie bardzo podoba...
UsuńPiotr
Poczekamy na korzyści wynikające z porażki Rosji, a w czasie wojny z Niemcami Rosja poczeka na korzyści wynikające z naszej porażki. W ciągu kilku, najpóźniej dwudziestu lat odrobimy straty ludzkie i materialne, straty polityczne i wizerunkowe mogą być trwalsze. Opóźnienie działań trzeba dobrze uzasadnić, dlatego proponowałem sabotaż własnych okrętów.
OdpowiedzUsuńNiestety, obawiam się, że nic wysyłać się już nie da, jak się Japończycy uporają z Port Arturem, uderzą na Hajnan. Więc musimy tam się wzmocnić, żeby go nie stracić. Ale wielkiej ofensywy przeciw Japonii, odsieczy Port Artura i tak nie podejmiemy - za szczupłe siły. Więc aż tak bardzo historia nie ulega zmianie. Zresztą wcale nie jest powiedziane, że wszystko co wyślemy, dotrze do celu - to w końcu rejs na drugi koniec świata, dla floty spore wyzwanie, i wiele się może po drodze zdarzyć. Myślę na razie o takim wariancie, że płyniemy do Hajnanu, by go utrzymać, parę miesięcy za nami ruszają Rosjanie, po drodze dowiadują się, że Port Artur. W tym momencie ich celem staje się Hajnan. Do cuszimy dochodzi, ale gdzieś w rejonie morza południowochińskiego. Niedobitki docierają do Hajnanu. Z grubsza wynik wojny jest podobny do rzeczywistego, tylko detale pozostają do obmyślenia.
OdpowiedzUsuńCo do Szwecji - przyznaje, że mam ciut za mało danych, by realistycznie "przeprowadzić" konflikt z nią:(
Witam
UsuńSzwecja nie uderzyła na Rosję w czasie wojny krymskiej to tym bardziej teraz też nie uderzy nawet mając wsparcie polityczne Londynu.
Pawel76
W Haikou gorącogłowi oficerowie rozmawiają o inwazji na Formozę.
OdpowiedzUsuńNo to faktycznie są gorącogłowi:) Myslę, że realnie to możemy ostrzelać Formoze i postawić jakieś pola minowe, jak już wysępimy miny od Francuzów (albo z kraju nam dowiozą, ale to nie wcześniej niż pod koniec roku).
OdpowiedzUsuń