wtorek, 11 listopada 2014

Bitwa pod Hajnanem



Po tym, co wydarzyło się w Port Arturze, na Hajnanie dobrze zdawano sobie z zagrożenia atakiem sił japońskich na główną bazę polskich sił morskich na wyspie. Postanowiono więc temu zaradzić poprzez postawienie defensywnych pól minowych zabezpieczających podejścia do bazy. Mogło się to jednak odbyć wyłącznie pod osłoną sił floty, bowiem samotny stawiacz min zapewne zostałby rozstrzelany przez siły japońskie zanim by zdołał wykonać swoje zadanie.
W połowie czerwca 1904 r. udało się wreszcie przywrócić do pełnej sprawności pancernik Kazimierz II Sprawiedliwy, który jak pamiętamy miał awarię kotłów i nie brał dotąd udziału w żadnych działaniach. Dysponując dwoma nowoczesnymi pancernikami, krążownikiem pancernym, dwoma  krążownikami pancernopokładowymi oraz mniejszymi jednostkami, polskie dowództwo na Hajnanie nie obawiało się już zmierzyć z japońską eskadrą blokującą.
Japońskie siły pod Hajnanem w tym czasie składały się z krążowników Itsukushima, Matsushima i Hashidate, starego pancernika Chin Yen,  krążownika pancernego Chiyoda oraz starego krążownika Sai Yen wspomaganych przez mniejsze jednostki (kanonierki, torpedowce, zaadaptowane jednostki cywilne). W pewnym sensie (i do pewnego tylko, na szczęście, stopnia) miała się więc powtórzyć sytuacja sprzed dekady, kiedy to japońskie krążowniki zmierzyły się m.in. z parą chińskich pancerników i wyszły z tej konfrontacji zwycięsko.
Ze strony polskiej do planowanej operacji wyznaczono praktycznie wszystkie wartościowe jednostki, w tym obydwa pancerniki, krążownik pancerny dwa krążowniki pancernopokładowe, kanonierki Agamemnon, Odyseusz, Kraken i Sfinks, kanonierki torpedowe Orion, Talos i Perseusz oraz 4 niszczyciele.
Pola minowe miał postawić zaopatrzeniowiec Nowa Kurlandia, na który na tę okoliczność załadowano ostatnie 200 min jakie pozostały w składach na wyspie.
Do sił osłonowych wybrano tylko okręty mogące rozwijać co najmniej 15 w. Siły te podzielono na cztery zespoły, mające odmienne zadania i grupujące jednostki o grubsza zbliżonych charakterystykach. Główne siły stanowiły oba pancerniki, krążownik pancerny i krążownik Grunwald (łącznie: 8x254, 12x203, 18x152 przeciwko: 3x320, 4x305, 2x210, 5x152/150 i 44x120). Te jednostki miały wziąć na sobie główny ciężar boju artyleryjskiego. Krążownik Cedynia wraz z kanonierkami miał stanowić bezpośrednią osłonę stawiacza min. Natomiast kanonierki torpedowe i niszczyciele miały działać w ramach dwóch oddzielnych szybkich zespołów, szukających okazji do przeprowadzenia ataku torpedowego.
Mając świadomość przewagi wroga w artylerii szybkostrzelnej oraz własnej w opancerzeniu, polski dowódca, a był nim kadm. Szczęsnowicz, zamierzał toczyć bój na dużym dystansie, nawet jeśli miały by w nim wziąć udział (ze względu na zasięg artylerii) tylko obydwa pancerniki. Ich opancerzenie stanowiące ekwiwalent 194 mm stali Kruppa na burcie stawało się bowiem na dystansie ok. 9 km odporne na trafienia pocisków kal. 320 mm. Tego admirał polski co prawda dokładnie nie wiedział, ale zdawał sobie sprawę z ogólnej prawidłowości, że w miarę wzrostu odległości polskie jednostki będą bardziej odporne na ostrzał japoński, niż okręty japońskie na ostrzał polski. Ponadto duży dystans ogromnie utrudniałby wrogim krążownikom wstrzeliwanie się ze swoich pojedynczych, wolno strzelających dział.
Japoński dowódca z kolei był świadomy, że polskie 10-calówki mogą przebijać pancerz jego okrętów z każdego praktycznie dystansu jaki realnie wchodził w grę, więc nie było sensu utrzymywać dalekiego dystansu. Liczył on, że na mniejszym dystansie i przy lepszym wyszkoleniu swoich artylerzystów zdoła istotnie pokiereszować polskie jednostki ogniem własnej artylerii ciężkiej i szybkostrzelnej, ponadto miał informacje o tylko jednym polskim pancerniku na Hajnanie, który siłą rzeczy mógłby razić ogniem swych ciężkich dział co najwyżej dwa jego okręty. Srodze miał się japoński admirał rozczarować..
25 czerwca wyszły w morze siły główne i zespoły okrętów torpedowych, a wkrótce po nich także transportowiec z ładunkiem min wraz ze swoją eskortą. Japończyków napotkano na Morzu Południowochińskim, ok. 60 Mm na wschód od Haikou. Polska eskadra poruszała się kursem 600, płynąc w szyku torowym – najpierw obydwa pancerniki, a za nimi krążowniki. Okręty torpedowe płynęły na lewym trawersie sił głównych. Japończycy poruszali się również szykiem torowym, kursem 2100. Obydwa zespoły dostrzegły się z dystansu ok. 20 km. Japończycy zwiększyli prędkość do maksymalnej możliwej do osiągnięcia przez zespół, tj. 16 w., chcąc jak najszybciej skrócić dystans (w efekcie czego Chin Yen i Sai Yen zaczęły nieco zostawać w tyle).
Gdy odległość spadła do ok. 10 km, polski zespół wykręcił na południe i otworzył ogień. Chcąc korzystać z całości posiadanej ciężkiej artylerii (przypomnijmy – Matsushima miał swoje działo na rufie) japoński dowódca, wiceadm. Kataoka, również skręcił na południe, przyjmując kurs równoległy do polskiej eskadry.
Tymczasem polskie siły torpedowe zwiększyły prędkość do prawie 20 w. i szerokim łukiem zaczęły obchodzić pole walki od północy, gdzie mogły by szukać okazji do poszczerbienia wrogich sił atakiem torpedowym. Widząc co się święci, adm. Kataoka do odparcia spodziewanego ataku wysłał całe posiadane siły lekkie w postaci 6 torpedowców, którym dał wsparcie w postaci krążownika pancernego Chiyoda dysponującego silną baterią 10 dział szybkostrzelnych kal. 120 mm.. Siłą rzeczy w zasięgu starcia z polskimi siłami lekkimi miały znaleźć się także Chin Yen i Sai Yen, pozostające coraz bardziej w tyle za własnymi siłami głównymi. 
Na uboczu bitwy sił głównych rozgorzała zacięta walka okrętów torpedowych. W gwałtownym i chaotycznym starciu górę początkowo wzięli Polacy, dysponujący przewagą ilościową i jakościową nad torpedowcami japońskimi, z których najsilniejszy i najnowocześniejszy Hayabusa liczył sobie zaledwie152 tony. Nim wsparcia zdążył im udzielić Chiyoda, płonącymi wrakami były Fukuryu i Shirataka, a Hayabusa, który otrzymał celne trafienie w przewód parowy i musiał zastopować maszyny, został wkrótce potem ugodzony celną torpedą kanonierki torpedowej Perseusz i momentalnie poszedł na dno. Dopiero wtedy zdążył włączyć się do walki japoński krążownik pancerny, który wkrótce celnym ogniem odpędził polskie jednostki, topiąc kanonierkę torpedową Talos oraz uszkadzając ciężko niszczyciele Bryza i Tornado. Ten ostatni otrzymał m.in. kilka trafień w maszynownię. Jego prędkość spadła do 10 w. i nie był zdolny do ucieczki, więc załoga wywiesiła biała flagę a następnie samozatopiła jednostkę. Z wystrzelonych przez polskie niszczyciele w stronę Chiyody torped niestety żadna nie trafiła. Mając puste wyrzutnie i nie mogąc się mierzyć z krążownikiem w boju artyleryjskim, polskie okręty oddaliły się z miejsca bitwy na zachód, pod osłonę własnej linii bojowej. 
Tymczasem od 30 minut trwał bój artyleryjski pancerników Mieszko I i Kazimierz II Sprawiedliwy z krążownikami Itsukushima, Matsushima i Hashidate, w którym polskie jednostki zdążyły kilkukrotnie trafić wrogie okręty nie zadając im jednak na razie poważniejszych szkód, nie będąc trafionymi ani razu. Widząc słabą skuteczność ognia swoich okrętów adm. Kataoka podjął próbę skrócenia dystansu, co się jednak nie powiodło, bowiem polskie pancerniki dysponowały przewagą prędkości i wykonały stosowny manewr w celu utrzymania odległości. Mimo to Japończycy odnieśli pierwszy sukces – celny pocisk kal. 320 mm trafił w kadłub Kazimierza II Sprawiedliwego tuż nad krawędzią pancerza burtowego i uderzył barbetę dziobowej wieży pancernika. Sama barbeta wytrzymała, ale wstrząs uszkodził mechanizmy obrotu wieży i w efekcie okręt został pozbawiony połowy swojej ciężkiej artylerii.
Trafiali też Polacy, w tym raz wyjątkowo skutecznie – jeden z pocisków 10-calowych ugodził w pancerną kopułę osłaniającą działo 320 mm na krążowniku Matsusuhima, przebijając ją i  powodując pożar i śmierć niemal całej obsługi działa. By nie dopuścić do wybuchu amunicji bądź ładunków miotających zalano komory amunicyjne i tym samym okręt w zasadzie stracił wartość bojową w starciu z polskimi pancernikami. Dwa inne pociski trafiły w rejon linii wodnej okrętu, wpuszczając do kadłuba kilkaset ton wody i zmniejszając prędkość. Kilka trafień dosięgło także pozostałe jednostki japońskiego zespołu, nie zadając jednak istotnych uszkodzeń (na Hashidate zwalony został maszt, Itsukushima miała rozbite 2 działa 120 mm). Wreszcie japoński admirał zorientował się że ma do czynienia aż z dwoma polskimi pancernikami (wcześniej rozpoznanie polskich sił utrudniało zachodzące słońce, znakomicie utrudniające Japończykom obserwację i skuteczne trafianie). Cóż było robić – uciekać z podkulonym ogonem to niegodne samurajów, zresztą trzeba by zostawić na pastwę wroga uszkodzoną i coraz bardziej zwalniającą  Matsushimę, natomiast bić się dwoma krążownikami przeciw nieźle strzelającym dwóm pancernikom nie rokowało większych szans. Adm. Kataoka wydał rozkaz by nieco zwolnić, tak by dać szansę wciąż goniącemu krążowniki pancernikowi Chin Yen na włączenie się do akcji. Ponadto, nadchodził zachód słońca i można było liczyć na wyrównanie się warunków oświetleniowych dla obydwu stron a mając dodatkowe 4 działa 305 mm w akcji, można było liczyć na odwrócenie losów starcia. Zanim to wszystko jednak nastąpiło, kolejne trafienia dosięgły Matsushimę, tym razem uszkadzając ster i powodując wyjście jednostki z szyku, kolejne trafienia otrzymał też flagowy krążownik Itsukushima. Teraz już nie było żartów – japoński dowódca dał sygnał do odwrotu. Itsukushima i Hashidate wykręciły ostro na wschód i zaczęły się oddalać z pola bitwy. Podobny manewr wykonały pozostające z tyłu szyku Chin Yen i Sai Yen. Odwrót miały osłonić pozostałe z pogromu w początkowej fazie bitwy torpedowce, wystrzelone przez nie torpedy zmusiły polskie pancerniki do wykonania uników, przez co japońskie krążowniki zdołały się w zapadających ciemnościach zdołały zwiększyć dystans od pościgu. Z polskich pancerników flagowy Mieszko I próbował je nadal gonić i nawet otwarł ogień, ale w zapadających ciemnościach nie udało się osiągnąć trafień i ostatecznie obydwa krążowniki oderwały się od pościgu. Tymczasem drugi z pancerników, wobec uszkodzenia wieży dziobowej i niemożności prowadzenia ognia do ściganych Japończyków, został odesłany do dobicia Matsushimy.
W międzyczasie płonącą i krążącą wolno z zablokowanym sterem Matsushimą zajęły się podążające za pancernikami krążowniki Grunwald i Bolesław Chrobry. Japoński okręt jednak nie kapitulował, co więcej odpowiadał z rzadka z ocalałych dział, został więc dosłownie rozstrzelany ogniem obydwu krążowników, do których wkrótce dołączył Kazimierz II Sprawiedliwy.
Ostatnim epizodem bitwy była nocna próba storpedowania uchodzącego na północny wschód pancernika Chin Yen przez kanonierkę torpedową Orion. Z dwóch wystrzelonych przez nią torped jedna trafiła we wrogi pancernik, ale najprawdopodobniej nie zadziałał zapalnik, bądź torpeda przeszła pod dnem japońskiego okrętu. Tak czy inaczej – pancernik nie został uszkodzony, a polski okręt za swoją próbę zapłacił ceną najwyższą – został bowiem dosłownie rozniesiony na strzępy z najbliższej odległości ogniem szybkostrzelnych 6-calówek Chin Yen..  

37 komentarzy:

  1. Hajnan jest wolny, mamy chwilę spokoju. Pokazaliśmy, że chcemy walczyć, Japończycy muszą odpowiedzieć, na pewno coś już szykują. Kazimierz II będzie od dziś nazywany "Pechowym", najpierw awaria, teraz poważne uszkodzenia w bitwie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Po raz kolejny konstatuję, z satysfakcją, wysoki poziom narracji, zgodnej z realiami epoki. I brak hiperpatriotycznych tendencji do chodzenia "na skróty". Przeciwnik dysponuje przecież dużym potencjałem militarnym, dobrym wyszkoleniem i determinacją w prowadzeniu walki. A więc starty po naszej stronie są również nieuniknione!
    ŁK

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam
    Jestem pod dużym wrażeniem poziomem narracji jak i sprawnym przeprowadzeniem przez naszą marynarkę zgodnie z założeniami zwycięskiej bitwy w sumie młodej floty.
    Tak się rodzą legendy.
    Pawel76

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzieki za miłe słowa:) Niedługo pewnie kolejne starcia, chwilowo mamy lokalną przewagę, można się będzie pokusić o jaką akcję zaczepną (może Tajwan?) Z drugiej strony - jakiejś niekonwencjonalnej akcji Japończyków przeciw naszej eskadrze w Haikou też można się spodziewac.. Jednym słowem, powinno byc ciekawie. A przecież do rejsu szykuje się jeszcze (a właściwie to chyba już płynie;)) eskadra bałtycka..
    dV

    OdpowiedzUsuń
  5. ps. A Kazimierz II faktycznie wygląda na pechowy - ciekawe co mu się w przyszłości jeszcze przydarzy??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam
      A może pech się odwróci, nie kuś licha.
      Pawl76

      Usuń
  6. Pomiędzy styczniem a majem 1905 Japonia będzie miała dość czasu - by się Hajnanem "zaopiekować"....

    Piotr

    OdpowiedzUsuń
  7. Sądzę, że warto by zainicjować jakąś większą, ofensywną operację minową. Mam na myśli nocny wypad niszczycieli, dużych torpedowców i szybkich kanonierek i postawienie, na liniach dozorów nieprzyjaciela, pola minowego składającego się z kilku łach po 20 - 30 min. Przeprowadzenie operacji w nocy (i mgle), w czasie nowiu, powinno zmniejszyć ryzyko potencjalnych strat, a przede wszystkim zagwarantować skrytość akcji. Podobna taktyka stosowana przez adm. S. Makarowa (w obronie Port Artura) przyczyniła się do zadania flocie japońskiej poważnych strat.
    ŁK

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam
      Pomysł dobry tylko że właśnie postawiliśmy ostatnie 200 min jakie mieliśmy a do domu daleko.....
      Chyba że cos dostaniemy od Żabojadów z południa Hajnanu ewentualnie z Indochin.
      Francuzi bardzo niechętnym okiem patrzyli na wzmacnianie się Japonii w Chinach(a przy okazji niejako z automatu wzmacniania więzi gospodarczych Anglii w Japonii) i woleli by aby pod bokiem nie rosła im konkurencja już nie tylko niemiecka.
      Po za tym mamy w końcu jakiś alians z Żabojadami (połowa Madagaskaru i Hajnanu) niech się wykażą.
      W końcu miny to broń defensywna chyba że będzie użyta ofensywnie ;).
      Pawel76

      Usuń
    2. A jaki model min używali Francuzi?
      Mina minie nie równa...
      Podobnie jak i tory minowe... system stawiania , itp...

      Piotr

      Usuń
  8. Z tymi torami minowymi (w owej epoce) to nie taka wielka filozofia. Np. japoński stawiacz min "Katsuriki" (wejście do służby w 1917 r.) miał tory minowe.wykonane z ... drewna! Miny przesuwano po nich ręcznie i spychano za rufę.
    ŁK

    OdpowiedzUsuń
  9. Pomysł z minami od Francuzów mi się podoba - fakt, niech się sojusznika na coś przyda, zwałszcza że w "mojej" historii alternatywnej Brytyjczycy ostro wspomogli Japończyków (dwa pancerniki im sprzedali - może i my byśmy jakieś pudło od Francuzów zakupili??).
    Natomiast co do czasu - mam nadzieję, że do maja 1905 r. na naszą eskadrę Hajnan czekać nie będzie musiał, bowiem wypłyniemy z Bałtyku bez oglądania się na Rożestwienskiego..
    dV

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie będzie to zbyt duża ingerencja w historię? Ciekawe jak to zaplanujesz.
      Obecność silnej eskadry w Hajnanie sparaliżuje w pewnym stopniu działanie Japończyków pod Port Arthurem, w rezultacie umożliwi Rosji sprawniejszą obronę - Rosjanie się pewnie by skupili na działaniach wokół swojej bazy - a impet Japończyków mógłby (logika wskazuje na konieczność neutralizacji tej bazy - chociażby z powodu przerzutu flot koalicji z Bałtyku) pójść na Hajnan, brytyjscy doradcy i planiści tego nie przeoczą, przynajmniej w działaniach floty. Tym samym nasza flota musiałaby stoczyć "swoją Cuszimę"... Jedyny zarobiony w tym przypadku to będzie w takim razie Rosja. Ba, może im to umożliwić skuteczniejszą postawę w działaniach lądowych. Efekt, z naszej strony utrata części floty, chociaż może utrzymamy Hajnan i dostaniemy reparacje wojenne - dzięki dyplomacji rosyjsko - francuskiej. Ze strony Rosji - utrzymanie Port Arthura, brak rewolucji 1905, wzrost potęgi floty na Pacyfiku (połączenie obu eskadr w Port Arthur - bo po walkach z polską flotą zakładam u Japończyków spore straty, i w rezultacie bardziej defensywną postawę wobec Rosjan). Finalnie Japonia może nie "wyrosnąć" na mocarstwo, a w przyszłości... itp., itp....

      Usuń
    2. Powyższa uwaga ode mnie :)))

      Piotr

      Usuń
    3. Dodam, że taki obrót sprawy może doprowadzić do budowy megaimperium rosyjskiego... a Polskę zmarginalizować do roli "kolosika" na glinianych nogach. Strat w kadrze i flocie pewnie nie da się uzupełnić do PWŚ. Piętno bohaterskich walk będzie legendą kraju - a "opieka" Rosji nabierze jeszcze większego znaczenia. Czyli inaczej pisząc... staniemy wobec wręcz pożądanego faktu wzrostu zależności od wschodniego sąsiada. J.Piłsudski - gdyby wtedy żył, i przyszło by mu decydować o wysłaniu floty, pewnie powiedział by wtedy krótko: ... Ależ oczywiście, pomożemy Rosji z całych sił, aż do Madagaskaru..."

      Piotr

      Usuń
    4. Ups - poprawka, wtedy żył.... ale nie dowodził. Miało być wtedy dowodził... :)))

      Piotr

      Usuń
    5. Po klęsce pod Hajnanem Japończycy czują się zagrożeni, mogą zwiększyć nacisk na Port Artur i skończyć z głównymi siłami rosyjskimi, żeby mieć jeden problem mniej. Hajnan prawdopodobnie się utrzyma i to nam wystarczy. Jeśli bitwa sił głównych będzie nam nie na rękę, to nasze pancerniki mogą ulec awarii. Cholerni sabotażyści! To pewnie komuchy! Znaleźć tego demagoga z bródką i powiesić!

      Usuń
    6. :))))
      Hajnan się na pewno utrzyma... na razie nie jest to cel Japonii.
      Ale znając realia - mogę w ciemno założyć, że rzucą wszystko na jedną kartę - i będą chcieli Hajnan zneutralizować. Teraz co my z tym zrobimy?
      Tu jest właśnie pytanie. Żeby to dla nas było korzystne politycznie i strategicznie, to musimy polec z całą flotą z praktycznym brakiem strat u Japończyków (japońska flota wcale taka liczna nie była w tym momencie - ale dobrze zorganizowana). Takie rozwiązanie umożliwiło by brak zmian w historii wojny japońsko - rosyjskiej, co wywołało by korzystny dla nas efekt osłabienia Rosji (niestety nas także). To dla tego postulowałem od początku nie wysyłanie floty do Hajnanu i pozostawienie jej na Bałtyku jako zabezpieczenie interesów polsko - rosyjskich. Kolega dV stworzył ciekawą i silną flotę... w konfrontacji z którą ciężkie straty Japończyków są wprost nieuniknione... (mam nadzieję na sprawne dowodzenie). Rezultat jest prosty do przewidzenia... "Cuszima" u nas... chociaż może (czy na pewno) nie taka... u Rosjan więcej spokoju i realne szanse na sukces. Podobnie w sytuacji naszego zwycięstwa... paradoksalnie umacniamy Rosję (bo to ona toczy tam batalię o potężny obszar ziemi, i wpływy oraz surowce) i osłabiamy swoją pozycję. Bo co zyskamy? Jedną czy dwie wysepki?
      Może aż Tajwan? W sumie to pyrrusowe zwycięstwo by było...

      Piotr

      Usuń
  10. Może się też tak zdarzyc, ze nasza eskadra przypłynie tuż po upadku Port Artura, nie wpływając tym samym znacząco na efekt wojny rosyjsko-japońskiej (Rosja tak czy siak traci tą bazę, sporą część floty i wpływy w Korei i Chinach), a jednocześnie na tyle wcześnie, by Japończycy nie zdołali przerzucić sił i zaatakować skutecznie Hajnanu. Wtedy otwartą pozostaje kwestia ewentualnego starcia z flotą japońską - siły mogą być dość wyrównane, choć też niekoniecznie - bo to zależy ile okrętów zdołamy zmobilizować w pierwszym rzucie (jest przecież mozliwe, że część wyślemy od razu, na odsiecz Hajnanowi, a część, tych zmobilizowanych później - razem z eskadrą Rożestwieńskiego).
    Wpływ tego wszystkiego na historię ogólnie może być taki, że Rosja wojnę przegrywa jak w rzeczywistości, tylko straty we flocie ma mniejsze (nie ma Cuszimy, a przynajmniej nie takiej), a Japonia straty okrętów ma nieco większe (ale też ma z czego tracić - nie zapominajmy że ma 2 pancerniki ekstra od Brytyjczyków).

    OdpowiedzUsuń
  11. Zwracam uwagę na wpływ jaki będzie miała wcześniejsza obecność naszej floty (patrz powyżej) ... w praktyce jeżeli będzie wcześniej - rezultatem będzie bitwa polsko - japońska, a efekty mogą być jak opisałem to wcześniej.... raczej na pewno nie inne.
    Jeżeli przybędzie z Rożestwienskim, to i tak pójdzie pod Cuszimę... i tam da nieoczekiwane znaczne wzmocnienie siły ognia (patrz okręty 3-wieżowe), można się pokusić o założenie porażki Japończyków, nawet przy niespecjalnie sprawnym dowodzeniu ze strony polsko - rosyjskiej. Z góry założę - że nawet przy mniejszych stratach to Japończykom pierwszym się wyczerpie amunicja głównych kalibrów - po prostu przy celności na poziomie 10% - 15% (i to tylko dzięki doskonałym posiadanym przez nich dalmierzom - o których Polacy i Rosjanie mogą tylko pomarzyć) nie starczy pocisków do zatopienia rosyjskich i polskich okrętów, dzięki czemu te dojdą w większości do celu. Z kolei przy celności 3-7% eskadry polsko - rosyjskiej (zakładam wyższą sprawność polskiej artylerii) uszkodzenia zadane Japończykom mogą się okazać decydujące z racji nieporównywalnej przewagi w działach ciężkiego kalibru po naszej stronie.Więc mimo wszystko przestrzegam, i proponuję dokładną analizę...

    Piotr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drobna.uwaga do dalmierzy... Rosjanie je otrzymali (takie jak Japończycy), w drodze na Pacyfik, nie byli jednak przeszkoleni w użytkowaniu itp.
      W połączeniu z niszczącą siłą Japońskich pocisków (działających jak burzące) i silnym ostrzałem zanim je dobrze użyli, już je stracili.... na początku bitwy.

      Piotr

      Usuń
  12. Nie możemy się teraz wycofać. Na marne poszedłby cały dotychczasowy wysiłek, utrata ludzi i okrętów. Okazalibyśmy się niepoważni. Teraz Rosja potrzebuje nas przeciwko Japonii, a potem będziemy potrzebowali Rosji przeciwko Niemcom.
    W naszym interesie nie leży pogrom sił japońskich i wzmocnienie potęgi Rosji, ale w drugą stronę też nie. Całkowita klęska Rosji sprawi, że Japonia wyrośnie na mocarstwo i za parę lat wykopie nas z Chin.

    OdpowiedzUsuń
  13. Osobiście zachowałbym siły, kadry i technikę do udziału w PWŚ, lub wywołał jednak ten konflikt ze Szwecją (powód można wymyślić - chociażby polityka Anglii polegająca na przeszkadzaniu co sił Rosji w tzw. "białych rękawiczkach" - bez własnego osobistego zaangażowania). Stroną atakującą może być korzystająca z wojny w Korei Szwecja - z celem odzyskania wysp Alandzkich lub nawet Finlandii (!). Eskadra w Hajnanie mogła by zostać w końcu częściowo zneutralizowana przez Japończyków. Nasza flota Bałtycka otwierała by drogę Rosjanom na Pacyfik przez cieśniny duńskie i pilnowała by porządku na Bałtyku po wygranych bitwach ze Szwedami (dołożyłbym im kilka okrętów - zwłaszcza dużych).
    Oczywiście po porażkach z naszą flotą Szwecja by zawarła pokój dzięki "mediacji" W.Brytanii.
    O dziwo - mniejsze zamieszanie w historii (porażka Rosji w Korei i pełne jej konsekwencje) i umocniło by naszą pozycję.

    Piotr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kontynuując mamy spokój od Japonii i tak. Hainan im nie przeszkadza.
      Na sukcesy w Mandżurii i Korei nie ma co liczyć - to zgarnie Rosja. Dopiero w II WŚ mamy problem - który i tak by był :))). Ale korzyści wynikające z projektowania i rozwoju baz i floty do tego czasu większe.

      Piotr

      Usuń
    2. Jeszcze dołożę :) Chociaż wiem - że przekonać nie dam rady.
      Mamy piękne zamknięcie koła historii - jak wiecie wtedy Szwecja i Norwegia były w unii - jednym państwem - które rozpadło się 7 czerwca 1905 roku (jak widać na mapie wcale nie małym). Powodem mogła by być własnie porażka z Polską na morzu.... Ładnie by się wszystko samo poskładało :)))

      Piotr

      Usuń
    3. Wywołanie wojny ze Szwecją może przynieść znaczne korzyści, ale przyznasz chyba, że to ciężkie sk........wo.

      Usuń
  14. A to czemu?
    Pół Polski wywieźli w XVII w. Zakładam jednoroczną przerwę w ich neutralności i to ich widzę jako agresora zamykającego cieśniny duńskie...

    OdpowiedzUsuń
  15. Zrozumiałem, że masz zamiar wciągnąć Szwedów do wojny wbrew ich woli za pomocą agentów wpływu, prowokacji itp. Nie wyrównane rachunki z przeszłości to jedno, ale posłużenie się niepodległym krajem i zabicie kilku tysięcy jego żołnierzy dla rozwiązania kryzysu politycznego, który wcale nie przyparł nas do muru...

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie .... zupełnie inaczej. Zakładam Szwecję idącą za podpowiedzią Anglii, że to dobry czas na odzyskanie mocarstwowości. Nie kombinuj proszę w "rzeź niewiniątek"... chyba to alternatywna historia. Poszukuję maksymalnie dobrego scenariusza dla naszego kraju. Większość z tego co tu powstaje nie miało miejsca w realu. Więc jeżeli chcesz wysłać naszą flotę i poświęcić tysiące naszych marynarzy i żołnierzy w walce o iluzję na Pacyfiku, ja proponuję korzystniejsze rozwiązanie na Bałtyku.

    Piotr

    OdpowiedzUsuń
  17. Skupiasz się na obecnym problemie. Czy na dłuższą metę korzystniejsze będzie robienie sobie wroga ze Szwecji? Planowaliśmy współpracę.

    OdpowiedzUsuń
  18. Ale jej nie podjeliśmy. To co zaproponowaqłem - wcale nie ma jak na razie aprobaty :))
    Poza tym wykorzystuję pewne fakty historyczne do tworzenia zmian w historii, bez specjalnych zmian w globalnej historii. Czytelnicy chcieli wojny? Więc szukam najkorzystniejszego rozwiazania w perspektywie tamtych lat. Wariant tu proponowany doprowadzi wg mnie do zbytniej ingerencji w historię globalną. Jest jescze inny wariant, dla proponowanych przez Ciebie wartości najkorzystniejszy... czyli to co proponowałem zakładając co by powiedział na to wszystko nasz sławny marszałek:
    " ... Ależ oczywiście, pomożemy Rosji z całych sił, aż do Madagaskaru..."
    Czyli już lepiej nic nie wysyłajmy i nie kombinujmy. Poczekajmy na krzyści wynikające z porażki Rosji....

    Piotr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A i jeszcze jedno... w tym rozwiązaniu nie proponuję zrobić ze Szwecji wroga. Zakładam, że to Szwecja ma niekorzystny układ rządów - który ją popchnie do wojny. Potem może wykonać kompletny zwrot doświadczona dodatkowo rozpadem unii z Norwegią. Cały czas zakładam wzrost niezależności Polski od Rosji a nie odwrotnie. A budowany tutaj scenariusz budzi moje obawy że będzie odwrotnie. Ale i tak to fantastyczna historia i jak na razie mi sie bardzo podoba...

      Piotr

      Usuń
  19. Poczekamy na korzyści wynikające z porażki Rosji, a w czasie wojny z Niemcami Rosja poczeka na korzyści wynikające z naszej porażki. W ciągu kilku, najpóźniej dwudziestu lat odrobimy straty ludzkie i materialne, straty polityczne i wizerunkowe mogą być trwalsze. Opóźnienie działań trzeba dobrze uzasadnić, dlatego proponowałem sabotaż własnych okrętów.

    OdpowiedzUsuń
  20. Niestety, obawiam się, że nic wysyłać się już nie da, jak się Japończycy uporają z Port Arturem, uderzą na Hajnan. Więc musimy tam się wzmocnić, żeby go nie stracić. Ale wielkiej ofensywy przeciw Japonii, odsieczy Port Artura i tak nie podejmiemy - za szczupłe siły. Więc aż tak bardzo historia nie ulega zmianie. Zresztą wcale nie jest powiedziane, że wszystko co wyślemy, dotrze do celu - to w końcu rejs na drugi koniec świata, dla floty spore wyzwanie, i wiele się może po drodze zdarzyć. Myślę na razie o takim wariancie, że płyniemy do Hajnanu, by go utrzymać, parę miesięcy za nami ruszają Rosjanie, po drodze dowiadują się, że Port Artur. W tym momencie ich celem staje się Hajnan. Do cuszimy dochodzi, ale gdzieś w rejonie morza południowochińskiego. Niedobitki docierają do Hajnanu. Z grubsza wynik wojny jest podobny do rzeczywistego, tylko detale pozostają do obmyślenia.
    Co do Szwecji - przyznaje, że mam ciut za mało danych, by realistycznie "przeprowadzić" konflikt z nią:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam
      Szwecja nie uderzyła na Rosję w czasie wojny krymskiej to tym bardziej teraz też nie uderzy nawet mając wsparcie polityczne Londynu.
      Pawel76

      Usuń
  21. W Haikou gorącogłowi oficerowie rozmawiają o inwazji na Formozę.

    OdpowiedzUsuń
  22. No to faktycznie są gorącogłowi:) Myslę, że realnie to możemy ostrzelać Formoze i postawić jakieś pola minowe, jak już wysępimy miny od Francuzów (albo z kraju nam dowiozą, ale to nie wcześniej niż pod koniec roku).

    OdpowiedzUsuń