czwartek, 6 listopada 2014

Rajdy krążowników pomocniczych cz. II



Na skutek ucieczki Kumano Maru, japońskie dowództwo w pierwszej dekadzie lipca 1904 r. miało już informację, że na wodach Morza Wschodniochińskiego grasuje polski krążownik pomocniczy. Korzystając z bezczynności w tym czasie eskadry portarturskiej, do jego poszukiwań oddelegowano IV dywizjon kadm. Uriu, w składzie krążowników: Naniwa (flagowy), Takachiho, Akashi i Niitaka, z których indywidualnie każdy był silniejszy i szybszy od polskiej jednostki. Aby zwiększyć prawdopodobieństwo napotkania korsarza, okręty miały działać samodzielnie na spodziewanym obszarze jego działania. Do tego ostatniego tymczasem jeszcze raz uśmiechnęło się szczęście, bowiem 10 lipca natknął się na wiozący ładunek węgla parowiec Sakai Maru (2209 BRT), który obsadzono załogą pryzową i dołączono do zespołu, by w stosownym momencie dokonać przeładunku. Na razie było to niemożliwe, bowiem na horyzoncie akurat pojawił się dym. Tak się złożyło, iż był to neutralny frachtowiec, który poddano kontroli i puszczono wolno wobec braku ładunku który można by uznać za kontrabandę. Następnego dnia odniesiono kolejny sukces – na nasz zespół wpadł na transportowiec Saikyo Maru (2913 BRT) o bardzo ciekawej historii, bowiem jednostka ta służyła aktywnie podczas wojny japońsko-chińskiej jako krążownik pomocniczy i brała nawet udział w bitwie u ujścia Yalu. Po wojnie jednostkę zdemobilizowano i wróciła do swej podstawowej roli – statku handlowego, zaś po wybuchu wojny z Rosją i Królestwem Polskim -  została zarekwirowana dla celów transportu wojskowego. Tym razem nasze okręty przechwyciły wrogi transportowiec w drodze powrotnej z Tajwanu, gdzie dostarczył oddziały wojska i materiały wojenne. Japoński transportowiec próbował się odgryzać ze swoich działek i nawet parę razy drasnął obie nasze jednostki na szczęście niegroźnie. Dzięki temu artylerzyści Madagaskaru mieli okazję zrehabilitować się za wypuszczenie z rąk Kumano Maru i trzeba powiedzieć że to im się udało. Po kilkunastu minutach i zainkasowaniu licznych trafień w rejon maszynowni Saikyo Maru utracił prędkość i musiał się poddać. Po ewakuacji załogi statek dobito torpedą.
Tymczasem wyczerpywały się z wolna zapasy węgla w zasobniach krążownika, postanowiono więc poszukać okazji do zabunkrowania jego zapasów z pokładu kłopotliwego pryzu. Ponieważ na akwenie na którym działano nie było dogodnego miejsca do przeprowadzenia tej operacji, konieczny był przeładunek na pełnym morzu. Żeby było to w miarę bezpieczne, postanowiono oddalić się od dotychczasowego rejonu działania w kierunku pełnego oceanu – na południe od Okinawy, a także dokonać przeładunku w trakcie marszu. W tym celu jednostki złączono cumami i przy minimalnej prędkości z pomocą bomów transportowca przeładowano węgiel do lądowni krążownika. Niebezpieczna operacja trwała pełne 2 dni, do 15 lipca. Zapobiegliwość kapitana okazała się zbawienna, bowiem kiedy pod koniec bunkrowania na horyzoncie pojawił się dym, który jak się okazało należał do pomocniczego krążownika Daichu Maru (3319 BRT, 16 w., 2x120QF) pełniącego służbę patrolową w rejonie archipelagu wysp Riukiu, okręt był pod parą i mógł stosunkowo szybko zwiększyć prędkość.
Ponieważ jednostka japońska była wyglądem zbliżona do typowego statku handlowego (w czasach pokoju po prostu nią była) dowódca polskiego krążownika sądził że ma do czynienia ze zwykłym frachtowcem i nie zamierzał uchylać się od spotkania, a wręcz do niego dążył. Szybko dokonano rozdzielenia z Sakai Maru i okręt obrał kurs na zbliżenie z Japończykiem. Jeszcze nie zdążono zażądać zatrzymania się, kiedy rozległy się pierwsze strzały. Starcia nie dało się już uniknąć. Siły przeciwników były zbliżone – polski rajder miał co prawda 4 działa 120 mm ale na burtę mogły strzelać tylko 3. Węglowiec Łuck, z racji zapchania zapasami nie zużytego jeszcze węgla trzymał się na uboczu starcia. Ponieważ japoński okręt całe swoje uzbrojenia miał zgrupowane na dziobie, jego dowódca obrał kurs na zbliżenie, usiłując uzyskać jak najwięcej trafień w trakcie zbliżania. Nie bez powodzenia, bowiem w tej fazie bitwy trafił co najmniej trzykrotnie. Polski okręt starał się utrzymywać dystans, co w zasadzie udało się, z tym że w takiej sytuacji dało się używać już tylko dwóch dział. Znać tu jednak dało o sobie lepsze wyszkolenie polskich artylerzystów, którzy nie byli pospiesznie przeszkolonymi rezerwistami jak na japońskiej jednostce, ale marynarzami regularnej floty. W niedługim czasie osiągnęli oni szereg trafień, rozbijając jedno z dział przeciwnika, uszkadzając komin i dziurawiąc kilkukrotnie kadłub w okolicach linii wodnej. Japoński okręt był ciężko uszkodzony, ale na oderwanie się od przeciwnika nie było już szans. Jak przystało na samurajów – japońska jednostka broniła się do samego końca, ponosząc ciężkie straty, ale tez trafiając Madagaskar jeszcze kilkukrotnie. Jeden z pocisków felernie ugodził w rejon rufy, uszkadzając wał napędowy. Krążownik został pozbawiony napędu na środku oceanu. W związku z niemożnością jego naprawy Łuck wziął na hol uszkodzony rajder i doprowadził go 28 lipca do portu Legazpi na wschodnim wybrzeżu Filipin, gdzie został internowany. Następnie, wobec spodziewanej blokady Hajnanu nasz węglowiec udał się przez Morze Celebes, Cieśninę Makassar i Morze Jawajskie na Madagaskar, który osiągnął w dniu 26 sierpnia.

Tymczasem, jak pamiętamy z poprzedniego odcinka, 18 lipca w dalsze łowy z pełnym zapasem paliwa ruszył drugi z naszych rajderów – Hajnan.
Przez następny miesiąc nasz okręt krążył po Oceanie Spokojnym. Początkowo na wschód od Filipin, potem przeniósł się nieco bardziej na północ, w kierunku Japonii i wysp Riukiu.
Zagarnął i zatopił w tym czasie kilka statków: 26 lipca Otowa Maru (1471 BRT), 30 lipca Himeno Maru (834 BRT), a 3 sierpnia duży statek Ataka Maru (3650 BRT) z ładowniami pełnymi węgla, czego nie omieszkano wykorzystać, uzupełniając posiadane zapasy.
Kolejną zdobyczą stał się 6 sierpnia parowiec Fukuoka Maru (2538 BRT), po którym nastąpił dłuższy okres posuchy. Dopiero 15 sierpnia opodal wysp japońskich napotkano  brytyjski frachtowiec Chorley (3828 BRT), który jak się okazało – wiózł kontrabandę, więc został puszczony na dno. Następnie postanowiono pozbyć się posiadanego na pokładzie zapasu min, które w razie spotkania jakiegoś przeciwnika mogły być zagrożeniem dla okrętu. Pole minowe postawiono ok. 50 mil na południe od Kobe. W następnych tygodniach na postawionych minach zatonął frachtowiec Kumamoto Maru (1993 BRT) i pomocnicza kanonierka Kagawa Maru (612 BRT).
Tuż po postawieniu min, już w zapadającym zmroku natknięto się na japoński krążownik pomocniczy Shinano Maru (6387 BRT, 2x120, 15 w.), który podjął pościg. Kapitan rajdera powziął jednak, ze względu na zachowanie japońskiej jednostki podejrzenia iż nie jest to zwykły frachtowiec i postanowił się uchylić od starcia. Korzystając z zapadających ciemności udało się zgubić pościg japońskiego krążownika pomocniczego. Jasne się stało, że dalsze pozostawanie an wodach japońskich jest zbyt niebezpieczne.
Przez kolejne dni krążownik bezowocnie krążył po oceanie, nie napotykając ani japońskich frachtowców, ani nawet żądnych innych wiozących kontrabandę. Skontrolowane 2 neutralne transportowce nie wiozły, jak się okazało, żadnego niedozwolonego ładunku, zatem zostały puszczone wolno.  
30 sierpnia na południowy wschód od Okinawy Hajnan natknął się na krążownik Akashi z IV dywizjonu kadm. Uriu, który po stwierdzeniu internowania krążownika Madagaskar, został oddelegowany do poszukiwania drugiego z naszych korsarzy. Spotkanie nastąpiło pod wieczór i w mglistej pogodzie, stąd obydwie jednostki zauważyły się z niedużej odległości, wykluczającej dla naszego okrętu skuteczną ucieczkę.
Japończycy wezwali napotkaną jednostkę do podania swoich danych, jedyne co można było w tej sytuacji, to grać na czas. Hajnan podał się za neutralny frachtowiec, wobec czego został wezwany do zatrzymania i wpuszczenia oddziału dla skontrolowania tożsamości jednostki. Teraz pozostało już tylko walczyć.. Szczęśliwie, japoński krążownik zbliżył się na bliską odległość i nie spodziewał się w sumie że ma do czynienia z korsarzem. Dlatego otworzenie ognia zaskoczyło wrogich artylerzystów, którzy przez pierwsze minuty nie byli w stanie skutecznie odpowiedzieć ogniem. W tym czasie Hajnan trafił wielokrotnie w japoński krążownik, poważnie go uszkadzając, . Na dłuższą metę pojedynku z ‘rasowym” okrętem wojennym nie dało się wygrać i zaczął on zyskiwać przewagę w walce. Po półgodzinnej kanonadzie Hajnan był już płonącym wrakiem, do tego z wolna tonącym. Ostatkiem sił jednostce udało się wykonać zwrot w kierunku wrogiej jednostki, być może z zamiarem staranowania – tego już nigdy się nie dowiemy. W każdym razie tonący Hajnan zdołał jeszcze wystrzelić torpedę z dziobowej wyrzutni, która z małej odległości nie miała szansy nie trafić..  Uderzenie w niemal jednej chwili położyło niezbyt duży okręt (2756 ton wyporności) na burtę. Hajnan zatonął niewiele później..
I tak zakończyła się epopeja polskich krążowników pomocniczych na Dalekim Wschodzie..
W sumie, ich działalność zakończyła się umiarkowanym sukcesem. Madagaskar zatopił w sumie 9 jednostek o łącznym tonażu 16027 BRT, natomiast Hajnan – 8 jednostek o tonażu 20057 BRT i jeden krążownik. Jak na zaangażowane siły, nie są to może złe rezultaty, udało się ponadto odciągnąć z głównego teatry działań trochę jednostek wojennych (zespół krążowników kadm. Uriu oraz 1 zespół okrętów specjalnych liczący m.in. 3 krążowniki pomocnicze). Na wynik wojny działania te jednak wpłynąć w sposób decydujący nie mogły..

12 komentarzy:

  1. Świetna, nie pozbawiona dramatyzmu, narracja. Bardzo dobre osadzenie w realiach epoki. Gratuluję!
    ŁK

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam
    Walka z Hajnanu z Akashi znacząco przypomina walkę Kormorana z Sydney.

    Co do zakończenia naszych rajdów korsarskich to przecież mamy jeszcze jedną jednostkę floty do dyspozycji , o zdobytych japończykach nie wspominając.
    Mamy tez trochę dział z kanonierek, może już nie pierwszej młodości ale na handlarzy starczy.
    Więc proponuję jednak Samurajów dalej nękać.....

    Pawel76

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popieram, gnębić samurajów dalej! Do tego jeszcze zorganizowac wypad przeciw eskadrze blokującej, bo nam sie naprzykrza za bardzo!

      Usuń
  3. Cieszę się że się podoba:) Co do finałowej walki - inspiracji się nie wypieram, tylko w bardzo specyficznych okolicznościach krążownik pomocniczy może pokonać silniej uzbrojony prawdziwy okręt tej klasy. A co do dalszych rajdów - kto, wie, może coś jeszcze zmajstrujemy;)
    dV

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam
      Nawet będzie trzeba wysłać może nawet eskadrę korsarską wspartą krążownikiem pancernym.
      Proszę pamiętać że przez cały okres wojny rosyjsko-japońskiej trwał wzmożony transport z Wielkiej Brytanii szeroko rozumianej chemii i materiałów wybuchowych których produkcję Japończycy nie rozwinęli w wystarczającym stopniu.
      I tak naprawdę tu się rozpoczyna ciekawa sprawa jest to niedaleko od nas więc może warto się pokusić o takie działanie gdzieś bliżej metropolii???

      Pawel76

      Usuń
  4. To prawda, ale na razie szykuję operację minowania podejść do bazy, żeby nas Japończycy nie zaskoczyli jakimś niespodziewanym atakiem. Coś czuję, że może to się skończyć sporą bitwą;)

    OdpowiedzUsuń
  5. A co z posiłkami z kraju? Płyna juz?

    OdpowiedzUsuń
  6. Przygotoanie takiej ekspedycji chwile musi potrwać - parę miesięcy to minimum, bo w czasie pokoju nie wszyskie jednostki są w gotowości do wyjścia w morze, wiele jest odstawionycvh do rezerwy. Teoretycznie moglibyśmy wyjść pewnie gdzies koło lipca-sierpnia, ale można poczekać na eskadrę Rożestwieńskiego i popłynąć w jednym czasie. Niestety Rosjanie przed październikiem się nie wyrobią, bo czekają na Borodina.. Tak czy siak - kampanię 1904 r. trzeba będzie przeprowadzić tym, co jest pod ręką.. A czekanie na nich mkoże się skończyć tym, że po upadku Port Artura Japończycy uderzą i zdobędą Hajnan..
    dV

    OdpowiedzUsuń
  7. Wyruszyć bez Rosjan, dopłynąć do Madagaskaru i, w zależnie od sytuacji, działać albo czekać na tych maruderów.

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam
    Jesteśmy w stanie wysłać na daleki wschód góra 1dp wraz ze wsparciem ( artyleria 24x75mm,kawaleria-wzmocniony dywizjon (3-4 kompanie kawalerii,strzelców konnych),saperzy -batalion ,batalion karabinów maszynowych - 24 sztuki, jednostkę medyczną, - a to wszystko oznacza przynajmniej 6-7 statków transportowych, a trzeba dołożyć jakiś statek zaadaptowany na jednostkę szpitalną plus jakieś węglowce i wychodzi tylko jednostek cywilnych 12 sztuk.A trzeba dołożyć jakąś eskortę przynajmniej 3-4 jednostki.
    Wysłanie większej ilości jednostek lądowych przekracza nasze zdolności logistyczne,a tu nie wiadomo czy się nie obejdzie bez pomocy francuskiej .Tym bardziej że Japończycy jak się zepną mogą z Tajwanu i z Macierzy rzucić i 50 tyś. żołnierzy.

    Pawel76

    OdpowiedzUsuń
  9. Dywizja piechoty + to co już mamy na wyspie to będzie dobrze ponad 20 tys ludzi, może nawet bliżej 30 tys. Z takimi siłami będzie już można myśleć o obronie. A i tak najpierw Japończycy muszą zneutralizować naszą eskadrę, a jak się niedługo okaże, to nie będzie takie proste;)
    dV

    OdpowiedzUsuń
  10. Mozna jeszcze Chińczyków w kosy uzbroić, mielibyśmy kosynierów kolonialnych, tylko pytanie czy raczej nie zwrócili by się przeciw nam?

    OdpowiedzUsuń