sobota, 15 listopada 2014

Rejs eskadry bałtyckiej



W Polsce praktycznie od początku wojny zdawano sobie sprawę z nienajlepszego położenia obrońców Hajnanu. Siły lądowe na wyspie, nawet po sprowadzeniu posiłków z kolonii w Afryce, nie przedstawiały się imponująco i liczyły zaledwie 8000 żołnierzy. Powoli w dowództwie dojrzewała myśl o konieczności wysłania na wyspę posiłków. Wobec spodziewanej prędzej czy później inwazji japońskiej na polską część Hajnanu za priorytetowe uznano wzmocnienie sił lądowych w kolonii, przy czym realnie jedynym sposobem dostarczenia ich na miejsce była droga morska. Ze względu na ograniczone możliwości postanowiono wysłać jedną pełną dywizję piechoty wzmocnioną oddziałem kawalerii (łącznie 16000 żołnierzy), które załadowano na pokłady 10 wyczarterowanych na tę okazję statków cywilnych, z których jeden w razie konieczności miał posłużyć także za jednostkę szpitalną. Dodatkowo do statków tych dołączono 2 węglowce oraz transportowiec Marynarki Wojennej Polesie który miał być w tym rejsie jednostką warsztatową. Oczywiście, taki konwój musiał otrzymać stosowną eskortę. Tę stanowiła większość okrętów które znajdowały się akurat w czynnej służbie i miały najpełniej ukompletowane załogi. W skład zespołu weszły: pancerniki Konstanty II i Bolesław Krzywousty, krążowniki pancerne Piast, Siemowit i Mikołaj Powała, krążownik pancernopokładowy Leander, krążownik szkolny Gryf, stawiacz min Bałtyk (wiozący pełny zapas 400 min, ponadto na inne okręty załadowano kolejne 300 sztuk), niszczyciele Halny, Monsun, Pasat, Purga, Zefir, torpedowce: Czujny, Zwinny, Bystry, Gniewny oraz okręt balonowy Dedal. Dowództwo zespołu objął niedawno awansowany do stopnia wiceadm. Piotr Wojewódzki (1855-1906), który swą flagę podniósł na Konstantym II.
Zespół wyszedł z Lipawy 23 maja 1904 r., po inspekcji przeprowadzonej przez samego monarchę. Początek rejsu upłynął spokojnie. Pierwsze uzupełnienie zapasów węgla przewidziano w Breście, gdzie zespół dotarł 30 maja. By nie drażnić Brytyjczyków nie zabawiono w nim dłużej niż przepisowe 24h (zespół otrzymał zresztą „eskortę” ze strony Royal Navy w postaci 3 krążowników ze składu Channel Fleet, które trzymały się stale w zasięgu wzroku eskadry, począwszy od cieśniny kaletańskiej).
Pierwsze zakłócenie rejsu nastąpiło podczas przejścia przez Zatokę Biskajską. W ciemną, bezksiężycową i mglistą noc z 2 na 3 czerwca w nocy doszło bowiem do poważnego incydentu. Polskie jednostki szły zaciemnione, chcąc oderwać się od przykrego towarzystwa jednostek Royal Navy. Brytyjczycy natomiast mieli w zwyczaju pływać prowokująco blisko polskich jednostki (być może liczono na zdecydowane przeciwdziałanie strony polskiej, co dało by pretekst do wmieszania się w konflikt z Japonią) W takich warunkach doszło do kolizji brytyjskiego krążownika Pelorus z naszym Gryfem. Jednostka polska zaczęła nabierać wody i nawet groziło jej zatopienie. Całe szczęście, że niedaleko był brzeg hiszpański i ciężko uszkodzony krążownik zdołał dowlec się do portu w Gijon, gdzie został internowany. Oczywiście, o spowodowanie kolizji oskarżały się wzajemnie obydwie strony, ale wina była w zasadzie nie do udowodnienia. Incydent spowodował dalsze pogorszenie i tak nienajlepszych stosunków pomiędzy oboma krajami i chwilowe zatrzymanie polskiej ekspedycji. Całe zajście miało jeszcze ten skutek, że brytyjski zespół odtąd znacznie ostrożniej pilnował polskiego konwoju, a po minięciu przezeń Gibraltaru w ogóle zawrócił na północ.
Tymczasem polski zespół dotarł 17 czerwca do Dakaru, gdzie zrealizowano kolejne uzupełnienie węgla. Tu musiano zostać na dłuższy postój, bowiem trzeba było przeprowadzić różne drobne naprawy okrętów po przebytych na północnym Atlantyku sztormach. Po uzupełnieniu węgla i daniu chwili odpoczynku załogom, zespół ruszył w dalszy rejs 1 lipca.
Kolejnym przystankiem było Lome w Togo, które osiągnięto 10 lipca. Niedługo przed osiągnięciem naszej kolonii awarii napędu uległ krążownik pancerny Piast, który był jedną z najstarszych jednostek eskadry (wodowany w 1894 r.), od dawna nie był remontowany i przez to znajdował się w nienajlepszym stanie technicznym. W dodatku zamontowane na nim kotły francuskiego systemu Niclausse cechowały się sporą awaryjnością, co dało znać o sobie w trakcie rejsu – popękały rurki wodne kotłów, powodując upośledzenie działania układu napędowego. Szczęście w nieszczęściu, że potrzebne części zapasowe znajdowały się na okręcie warsztatowym, dzięki czemu w ogóle można było dokonać naprawy. Prowizorycznie przeprowadzony remont kotłów zajął aż 3 tygodnie i o tyle został opóźniony rejs eskadry. Korzystając z okazji, z kolonii zabrano  2 bataliony (razem nieco ponad 1000 żołnierzy) wojsk kolonialnych, które poupychano na poszczególnych statkach i okrętach eskadry. Tym samym przewożony kontyngent wojska wzrósł do 17000 żołnierzy. Togo polski zespół opuścił dopiero 6 sierpnia 1904 r.  19 sierpnia osiągnięto Walvis Bay w Niemieckiej Afryce Południowo-Zachodniej. Tu zabawiono kilka dni, przygotowując jednostki do trudnego przejścia wokół Przylądka Dobrej Nadziei (nieprzypadkowo zwanego kiedyś Przylądkiem Burz), gdzie spodziewano się napotkać trudne warunki pogodowe. Ostatni port przed przejściem na Madagaskar zespół opuścił 25 sierpnia.
Wkrótce po opuszczeniu Walvis Bay natknięto się na japoński statek pasażersko-towarowy Ise Maru (1250 BRT, zbud. 1883 r.), który w swej nieświadomości dosłownie wpłynął w środek szyku naszej eskadry i nie pozostało mu nic innego, jak opuścić banderę. Obsadzona załogą pryzową jednostka została dołączona do konwoju jako kolejny z transportowców.
Zgodnie z przewidywaniami, koło Przylądka Dobrej Nadziei  napotkano wyjątkowo silny sztorm, który okazał się być bardzo groźny dla najmniejszych jednostek eskadry. Pośród huraganowego wiatru, ulewy i kilkumetrowej wysokości fal zderzyły się ze sobą jeden z transportowców wojska (zaadaptowany do tej roli liniowiec pasażerski Warszawa, 7850 BRT) z torpedowcem Czujny. Wskutek kolizji ten ostatni niestety zatonął, a transportowiec odniósł poważne uszkodzenia dziobu, nie zagrażające wprawdzie pływalności dużej przecież jednostki, ale ograniczające jej prędkość. Wiele okrętów odniosło mniej lub bardziej poważne szkody. Spore uszkodzenia kadłuba odniosły niszczyciel Purga i torpedowiec Zwinny. Z kolei balonowiec Dedal utracił cały swój osprzęt balonowy i sens jego dalszego udziału w rejsie stanął pod znakiem zapytania. Ise Maru stracił całe omasztowanie (był to bowiem statek parowo-żaglowy) i odtąd musiał polegać wyłącznie na napędzie mechanicznym. Praktycznie wszystkie jednostki zespołu miały straty w wyposażeniu i osprzęcie pokładowym. Nie obyło się też niestety bez strat w ludziach – w sumie kilkanaście osób zostało zmytych za burtę. Najwięcej ofiar było na Ise Maru, gdzie zwalona stenga przygniotła kilku marynarzy.  
Ostatecznie nieco pokiereszowany zespół osiągnął port Diego-Suarez 11 września 1904 r. Uszkodzona w sztormie Warszawa dowlokła się tam 5 dni później. Biorąc pod uwagę zniszczenia na poszczególnych jednostkach a także konieczność dania odpoczynku załogom jak i przewożonym żołnierzom, przewidywano, że trzeba będzie tu pozostać co najmniej przez kolejny miesiąc, a może i dłużej…    

Na rysunku poniżej prezentuję skład całej naszej eskadry (bez  transportowców):

11 komentarzy:

  1. Kolejny popis kunsztu narratorskiego Autora. Ciekawi mnie finał przedsięwzięcia tj. na ile będzie się różnił od zapisanego w historii biegu wypadków. Okrętowi balonowemu przyjdzie zapewne pełnić funkcję dodatkowej jednostki warsztatowej albo, po dozbrojeniu, krążownika pomocniczego przeznaczonego do samotnego rejsu korsarskiego.
    ŁK


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam
      A dlaczego nie płyniemy przez kanał Sueski,przecież to bardzo poważnie by skróciło drogę?
      W końcu Trzecia Eskadra Pacyfiku pod dowództwem kontradmirała Nikołaja Niebogatowa tak zrobiła w realu?
      Mam propozycję kompromisową,mianowicie transportowce z wojskiem i symboliczną osłoną posłać przez Suez,a pozostałe jednostki dookoła Afryki.
      pawel76

      Usuń
  2. Kanał Sueski należał do Anglii. Eskadra Rożestwienskiego nie dostała zgody na przejście. Należy przypuszczać że nasza również, zwłaszcza po opisanych incydentach. To właśnie brak zgody na przejście przez kanał spotęgowało kłopoty Rosjan i na pewno opóźniło rejs...

    Piotr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co do Niebogatowa, jego eskadra była mniejsza, mieściła się w tzw. limitach (podobnie jak np. w Sundzie - Dania też stosowała limity - Rosjanom jednak się udało uzyskać zgodę na przejście). Trochę tu prawa międzynarodowego, trochę polityki, trochę dobrej woli. W zaistniałej sytuacji na to ostatnie ze strony Anglii bym nie liczył.

      Piotr

      Usuń
  3. Witam
    Dlatego przez Kanał Sueski puszczamy jedynie transportowce z symboliczna osłoną.
    Pawel76

    OdpowiedzUsuń
  4. Myślałem o rejsie przez kanał, ale uznałem, że droga na około dłuższa ale pewniejsza. nie wiadomo było, czy nas przez kanał puszczą, a po tym incydencie to raczej juz bylo pewne, że nie. A szkoda czasu żeby pływać po M. śródziemnym wte i nazad;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam
      U nas doszło do zderzenia i nie ryzykujemy (swoją drogą powinno odbyć się dochodzenie przed Komisją morską celem ustalenia przebiegu i ewentualnie ukarania winnych kolizji), Rosjanie ostrzelali i zabili kilku Herbaciarzy i jednak przeszli przez Suez.
      pawel76
      Pawel76

      Usuń
  5. Piękne! Gdyby zebrać razem wszystkie już opublikowane i spodziewane w przyszłości "odcinki" opisu zmagań, mogłaby z tego powstać niezła powieść marynistyczna.

    JKS

    OdpowiedzUsuń
  6. fajnie, że się podoba:) Przyznam, że nawet o czymś takim myślałem. Było by to coś na kształt dłuższego opowiadanka, trzeba by trochę doszlifować styl i jakoś to zgrabnie połączyć i może by wyszła zgrabna całośc;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Tym razem eskadra jest w barwach wojennych:)

    OdpowiedzUsuń