Polska akcja desantowa na Mierzei
Wiślanej wywołała ogromne poruszenie w dowództwie niemieckiej floty i od razu
zaczęło ono zabiegać u cesarza o zezwolenie na użycie ciężkich okrętów do
przeciwdziałania. Wilhelm II był temu stanowczo przeciwny, uważając że desant
nie jest na tyle groźny, by uzasadniał użycie sił Hochseeflotte. W końcu
admirałom udało się wytargować zgodę na użycie 6 eskadry pancerników, która
mogła wyjść w składzie 4 okrętów typu Helgoland oraz stacjonujących w Kilonii 2
grupy rozpoznawczej (2 okręty typu Von der Tann i 2 krążowniki pancerne typu
Blucher) oraz 7 eskadry pancerników (6 przestarzałych predrednotów) w otoczeniu
stosownej eskorty w liczbie 22 niszczycieli. Zgoda cesarska obwarowana
była jednak stanowczym zastrzeżeniem, że
należy unikać zbędnego ryzyka i wystawiania okrętów na uszkodzenia.
Ostatecznie okręty z
Wilhelmshaven ruszyły 28 sierpnia wieczorem, zaś następnego dnia o godz. 10:00
rano dołączyła do nich 2 grupa rozpoznawcza, która dysponując większą
prędkością została wysłana przodem.
Przewidując zagrożenie ze strony
Hochseeflotte, polska flota wysłała już wcześniej 6 okrętów podwodnych typu
Skrzydlica by zaczaiły się na trasie spodziewanego przemarszu floty
niemieckiej. Intuicja dowództwa nie zawiodła i niemieckie siły główne (6
eskadra) zostały wykryte najpierw przez okręt podwodny Włócznik na północ od
Rugii a wkrótce potem przez okręt podwodny Rekin na południe od Bornholmu.
Niemcy szli z duża prędkością ponad 18 w., wskutek czego tylko Rekinowi udało
się zając pozycję do ataku i celnie ulokować torpedę, która trafiła w pancernik
Oldenburg. Poważnie uszkodzona jednostka z 800 tonami wody w kadłubie została
odesłana do Kilonii w eskorcie 2 niszczycieli, a całe wydarzenie w dużej mierze
odebrało animusz niemieckiemu dowódcy, wiceadm. von Lansowi, który oczyma
wyobraźni już widział gromy ciskane nań przez Jego Cesarską Wysokość za
uszkodzenia odniesione przez jeden z jego ukochanych okrętów.
Na razie jednak zespoły
niemieckie kontynuowały swój rejs, osiągając 30 sierpnia ok. godz 3:00 rejon
Rozewia. Idąca przodem 2 grupa rozpoznawcza natknęła się w panujących
ciemnościach na zespół 4 polskich
szybkich drednotów. Doszło do starcia artyleryjskiego, które w tych warunkach
było dość chaotyczne i nie dało rozstrzygnięcia. Obydwie strony uzyskały po
kilka trafień, z których tylko 2
otrzymane przez krążownik liniowy Von der Tann
od pancernika Stefan Batory były poważne. Jeden z pocisków kal. 320 mm trafił w kadłub,
przebił pancerz burtowy i zdemolował jedną z kotłowni wskutek czego spadła
prędkość trafionego okrętu. Drugi
spowodował zakleszczenie jednej z jego wież, wytrącając ją tym samym z
akcji. Niemiecki dowódca dał sygnał do odwrotu, spodziewając się wciągnąć
zespół polski pod lufy pancerników adm. von Lansa. Polski zespół początkowo
podjął pościg za wrogiem, w jego trakcie uszkadzając jeszcze idący jako ostatni
krążownik pancerny Stosch, na którym
wybuchł pożar. Ale gdy tylko polski dowódca zorientował się, iż jest wciągany w
zasadzkę nakazał zawrócenie. Najważniejsza była bowiem ochrona ewakuacja
desantu, a nie pobicie Niemców, którzy nie dość że zyskali już liczebną
przewagę, to jeszcze toczyli bój na przysłowiowym własnym podwórku. Dodatkowo,
choć polska strona o tym nie wiedziała, mieli jeszcze w odwodzie eskadrę
starszych pancerników. Z kolei niemiecki admirał mając w pamięci cesarskie
instrukcje i uwzględniając poniesione dotychczas straty, również nie
kontynuował pościgu za zespołem polskim. W sumie więc bitwa skończyła się
taktycznym sukcesem strony polskiej, która zadała przeciwnikowi istotne straty i osłoniła ewakuację własnych
sił lądowych.
Ostatnim epizodem całej akcji był
atak okrętu podwodnego Langusta na powracającą do Kilonii 7 eskadrę, która nie
mogąc uzyskać prędkości większej niż 15 w. została w tyle i w ogóle nie zdołała
wejść do walki. Polski okręt wystrzelił w linię idących niespiesznie na zachód
pancerników niemieckich wachlarz 8 torped, z których 2 trafiły w pancernik
Sedan. Trafienia okazały się zabójcze dla predrednota nie dysponującego
poważniejszą ochroną podwodnej części kadłuba. Wielki okręt w ciągu 5 minut
przewrócił się do góry stępką, po czym został rozerwany straszliwą eksplozją
komór amunicyjnych. Towarzyszące eskadrze niszczyciele zdołały wyratować ledwie
kilkudziesięciu członków jego załogi.
Długofalowym efektem opisanych
wydarzeń było podjęcie przez Niemców decyzji o przesunięciu na stałe większych
sił morskich do bazy w Gdańsku. Odtąd stacjonować będzie w niej 3 grupa
rozpoznawcza w składzie 4 krążowników pancernych, a możliwe że zostaną jeszcze
podjęte decyzje o dalszych wzmocnieniach.
Brawo! Jeden okręt wroga zatopiony i dwa uszkodzone przy minimalnych stratach własnych (kilka pocisków kaliber 280 mm to dla naszych drednotów żaden problem). To jest znaczące zwycięstwo już w pierwszych tygodniach wojny.
OdpowiedzUsuńPodzielam zdanie Kolegi Stonk. Istotny sukces taktyczny, przede wszystkim należy zaliczyć na koncie polskich okrętów podwodnych. Konsekwentne rozwijanie tej klasy jednostek zaczyna przynosić wymierne efekty. Zmiana dyslokacji 3 grupy rozpoznawczej jest naturalnym następstwem poniesionych przez Niemców strat. Odciążamy przy tym nieco naszych zachodnich sojuszników. Oczywiście, dla nas oznacza to zwiększenie prawdopodobieństwa kolejnych starć. Oby dalej dopisywała nam wojenna fortuna!
OdpowiedzUsuńŁK
Zacnie, moim zdaniem jest to dość duży sukces, zastanawiam się czy Niemcy nie przesuną w końcu w ten rejon flotylli predrednotów. Sukces okrętów podwodnych bardzo mnie cieszy liczę iż dowódcy i załogi zostaną stosownie wyróżnieni, to zachęci naszych podwodniaków do śmielszych akcji oraz stworzy pewną tradycję podwodniaków.
OdpowiedzUsuńZaprawdę powiadam wam! Po wojnie musimy stworzyć "Polską rodzinę" okrętów podwodnych w 3 "kategoriach dystansów" (Oceaniczny w miarę uniwersalny; pełnomorskie i przybrzeżne Bałtyckie)+jednostki (kilka) unikalne (eksperymentalne, transportowo-zaopatrzeniowe, minowce i w końcu krążownik podwodny).
Postuluję jeszcze by, w miarę możliwości, zintensyfikować działania naszych sił podwodnych, tak by chociaż 1-3 op był w pobliżu baz/torów wodnych Przeciwnika.
Kpt.G
A kto ich tam wie, może i drednoty zawitają do Gdańska. Pożyjemy, zobaczymy :)
OdpowiedzUsuńCieszę się że akcja Wam się spodobała. Po wojnie z pewnością będziemy rozwijać OP, ale o szczególach trudno w tej chwili przesądzać - poczekajmy najpierw na wynik wojny, stan floty po niej i inne uwarunkowania;)
A OP na szlakach komunikacyjnych Niemców (czyli na płd. Bałtyku są obecne, tylko nie opisuję tego szczegółowo. gdybym chciał się zajmowac każdym patrolem poszczególnych OP, to wojna by sie skończyła pewnie ok 2030 r. czasu naszego ;)
Nie muszą być szczegółowe wystarczy wzmianka typu:
UsuńNa patrol w rejon XXXX wyruszyły 4 op, z tego samego rejonu powróciły 3 bez uszkodzeń i jeden z awarią silnika.
OP Rekin podjął nieudaną próbę ataku na niszczyciel, jego atak pozostał niezauważony, okręt wyczerpał zapas torped i powrócił do bazy.
OP Dorsz zatopił torpedami i artylerią niewielki parowiec ~1100 BRT.
Pamiętajmy że niektóre patrole wyglądają tak iż na horyzoncie tylko woooda i statki.. neutralne..
Czyli jeśli napiszemy że na patrolu są (w sumie) 24 op to nie trzeba opisywać wszystkich, wystarczy krótka wzmianka jak powyższe przykładowe (można nawet jeszcze krótsze).
Takie wzmianki mogą być nawet na koniec posta "okrętowego", to może znacząco pomóc ocenić akcje naszej floty podwodnej. :)
Kpt.G
Na statki neutralne też należy zwracać uwagę, podwodniacy i lotnicy powinni o nich szczegółowo meldować. Wiedząc, kto handluje z naszymi wrogami, możemy naciskać (grozić, przekupić itp "dyplomatyczne metody") na te państwa, żeby wypięły de... na Niemcy albo je wykorzystać, np: przez spółki handlowe państw neutralnych wprowadzić swoich szpiegów.
UsuńWitam
UsuńCO do bitwy to perełka....
Co do statków neutralnych to w 95% na Bałtyku to są szwedzkie, duńskie albo holenderskie czyli de facto sprzyjające II Rzeszy i wspierające jej wysiłek wojenny .
Szwedzi w dalszym ciągu są obrażeni na Petersburg za przejęcie Finlandii i robią kokosy na łamaniu blokady.
Podobnie Duńczycy a zwłaszcza Holendrzy którzy przez cały czas konfliktu robili złoty interes na łamaniu blokady i handlu z Rzeszą.
Jak niechcąco pare statków neutralnych wpakuje się na miny czy zostanie przejęte za kontrabandę to w znacznym stopniu to skomplikuje kwestie materiałów strategicznych państw centralnych.
Pawel76
Może tak teraz, dla równowagi, jakiś wypad niemieckiej floty na wybrzeże polskie? Marzy mi się scenariusz z wykorzystaniem, rozbudowanej przecież, polskiej artylerii obrony wybrzeża! :)
OdpowiedzUsuńŁK
Czy w tej artylerii są działa kaliber 14" wyprodukowane dla pancerników, których budowę przerwała wojna?
UsuńChyba nie, bo nawet gdyby same armaty zostały pozyskane wcześniej, to bardzo czasochłonne (i kosztowne) jest przygotowanie do nich stanowisk nadbrzeżnych. W realu działa z kasowanych okrętów trafiały do obrony wybrzeża często po więcej niż 10 latach! Jest jednak na wybrzeżu sporo starszej, ale zmodernizowanej, artylerii najcięższej. Donośność praktyczna, na poziomie 15 km, jest w latach PWS zupełnie zadowalająca.
UsuńŁK
A użycie ich na lawetach kolejowych? Tak też bywało i przygotowania nie trwały 10 lat.
UsuńBudowa takich lawet to też nie lada problem. Chociaż my mamy już taką konstrukcję opracowaną, więc tu nie powinno być większych trudności. W realu rozbudowaną, najcięższą artylerię kolejową (w czasie PWS) miały tylko Francja i Niemcy (+ Brytyjczycy i Amerykanie, ale bardziej na poziomie eksperymentalnym).
UsuńŁK
Co do zwalczania kontrabandy uprawianej przez statki państw neutralnych, to do jej zwalczania można skierować również wprowadzone do służby krążowniki pomocnicze. Może trafi się okazja do zdobycia jakiegoś wartościowego pryza?
OdpowiedzUsuńŁK
14calówek w art. nadbrzeżnej nie mamy. Jest sporo 12calówek, a także 2 działa 320 mm L/45 w Windawie, o zasięgu 26 km. Największy kaliber mają natomiast 4 działa broniące Cieśniny Irbeńskiej - 432 mm!
OdpowiedzUsuńFlota niemiecka zapewne podejmie za niedługo jakieś działania bardziej ofensywne, zobaczymy co z tego wyjdzie;)
Co do pryzów - zdobycia przez któryś z krązowników pomocniczych raczej się nie spodziewam - bo trzeba by się zapuścić na płd. Bałtyk tam gdzie są szlaki żeglugowe między Szwecją a Rzeszą, a to dla tych jednostek było by zbyt niebezpieczne. Ale zawsze taki statek z kontrabandą może zdobyć OP, albo jakaś szybka jednostka nawodna, obsadzić załogą pryzową i odesłać do własnej bazy.
Krążowniki pomocnicze (ex jednostki marynarki handlowej) można jednak dobrze zamaskować. Szybką jednostkę nawodną, stricte wojenną, (niszczyciel - mały krążownik) już znacznie trudniej. Okrętowi podwodnemu, z natury rzeczy, trudno doprowadzić pryza do własnego portu!
UsuńŁK
oczywiście, raczej myślałem o obsadzeniu jej załogą pryzową (nieduży statek może poprowadzić ekipa kilku osób, jeśli "oryginalną" załogę wpakujemy do łodzi). Oczywiście, tych parę osób też jest potrzebne na pokładzie OP, ale jeśli jednostka akurat kończy patrol i będzie wracać do bazy, to czemu nie zaryzykować?
OdpowiedzUsuńKrążownik pomocniczy można oczywiście zamaskować, tak więc i nad tym pomyślę;)
Wspaniały opis działań, gratulacje. Ja nieśmiało poprosiłbym o jeszcze kilka zdań o pierwszej fazie nocnego starcia. Czy eskadry szły kontrkursami? Chyba pierw wpadły na siebie siły lekkie – wówczas przewaga siły ognia naszych okrętów była druzgocąca (krążowniki 152mm kontra 105mm, niszczyciele 102mm kontra 88mm), czy strzelno torpedy?
OdpowiedzUsuńTak ogólnie to nagromadzenie tutaj różnych „po raz pierwszy” jest znaczące.
Chyba po raz pierwszy zastosowano przesłonę z okrętów podwodnych.
Po raz pierwszy strzelano torpedy wachlarzem. Przy okazji pytanie z ciekawości – czy ówczesny okręt podwodny, żeby strzelać wachlarzem, musiał wykonywać w czasie strzelania zwrot?
Tu dwukrotnie udało się trafiać pancerniki idące w kolumnie torowej przez okręt podwodny. Wydaje mi się, że trakcie całej PWS udało się to tylko raz (w 1918 angielski okręt typu J).
Pierwsze i jedyne w PWS użycie pancerników (lub w ogóle ciężkich okrętów artyleryjskich) do walki w nocy.
H_Babbock
Ponoć strzelanie torpedami z odchyleniem żyroskopowym było możliwe już w czasie PWS (tak wyczytałem na FOW), przy czym ustawienie tego było możliwe raczej tylko w odniesieniu do torped strzelanych z wyrzutni wewnątrz kadłuba. Nasz okręt ma 4 wyrzutnie zewnętrzne, których kursu raczej nie da się skorygować. One więc idą kursem zgodnym z kursem OP w chwili odpalenia, pozostałe tworzą klasyczny „wachlarz”. Myślę, że możemy założyć, że dobrze wymierzone okazały się torpedy wystrzelone z wyrzutni zewnętrznych i przy odrobinie szczęścia trafiły dwie z nich. Faktycznie, jest to chyba po raz pierwszy w historii (w ogóle jest to pierwszy pancernik zatopiony przez OP).
OdpowiedzUsuńCo do detali starcia – ani Niemcy ani my nie mieliśmy większych zespołów krążowników, u nas z sił lekkich był krążownik Centaur + 8 niszczycieli, Niemcy szli w osłonie jedynie niszczycieli. Wytłumaczyć to można z naszej strony tym, że eskadra pancerników miała jedynie osłaniać desant, a nie prowadzić operacje ofensywne, z niemieckiej zaś – pośpiechem w jakim organizowano całą kontrakcję. Ponieważ polska eskadra krążyła na wysokości Rozewia, to znalazła się w pozycji „crossing the T” wobec zespołu niemieckiego idącego od zachodu. Ponieważ jednak flota nie ćwiczyła nigdy (jak większość ówczesnych marynarek wojennych) artyleryjskich starć w nocy, to skuteczność ognia była umiarkowana i mimo teoretycznie korzystnej sytuacji taktycznej nie zapadło decydujące rozstrzygnięcie.
Istotnie było to chyba pierwsze starcie nocne pancerników w dziejach, ale trzeba to złożyć na karb przypadku – po prostu w takiej porze Niemcy nadpłynęli. Ale nie była to jedyna akcja pancerników w nocy w czasie całej wojnie – po Jutlandii przecież też sobie trochę postrzelały (co prawda dość przypadkowo i tam to dopiero był chaos…).
Oj.. w czasie PWS kombinowano już z torpedami na kabel, ale instalacja była za duża i ciężka, nie wspominając że ciężko byłoby tym sterować (i kabel się gęsto rwał).
UsuńCzy dogadujemy się jakoś z RN?
Kpt.G
Zmieniając temat i przepraszając, że czynię to w tym miejscu (ale nikt już nie zaglądnie na odsłonę bloga, dotyczącą krążownika minowego, powstałego z reaktywacji "Nowika" - "Suzuyi"!) polecam na rosyjskojęzycznym forum historii alternatywnej - ciekawy artykuł dotyczący rosyjskich, szybkich krążowników pancernopokładowych z początku XX wieku i ich możliwych alternatyw - http://alternathistory.com/kreisera-razvedchiki-ii-ranga-fan. Myślę, że część, nieco starszych Kolegów, zna jeszcze język rosyjski...
UsuńŁK
dzięki za interesującego linka. Myślę, że nawet z ograniczoną znajomością rosyjskiego, można się z nim zapoznać za pośrednictwem translatora:)
UsuńSłowem, Polska-Niemcy 1:0.
OdpowiedzUsuńMiło Kolegę widzieć ponownie, po dłuższej przerwie! Zachęcam również do zaglądnięcia na bloga JKS!
UsuńŁK
Kolega jak zwykle dworny! Czytam z uwagą kolejne wpisy, jednak z komentowaniem gorzej — jak w tym dowcipie o Gierku wizytującym budowę, młyn taki, że nie ma kiedy taczek załadować. Na bloga P.T. JKSa też wpadam, aczkolwiek wizja de Villarsa jest mi po prostu znacznie bliższa.
UsuńMimo wszystko zachęcam do częstszej, aktywnej obecności! :)
UsuńŁK
Oby taki sam wynik buł jutro :)
Usuń@ŁK: Obiecuję podjęcie mocnego postanowienia poprawy :D
Usuń@dV: Touché!
Czy nie należy pomyśleć zawczasu o tzw. Q-ships, okręty pułapki też mogą okazać się przydatne, bo kto zaświadczy że Flota Cesarza nie będzie próbowała tego samego
OdpowiedzUsuńGr. Adm Thrawn
Mała dyskusja o małych okrętach-pułapkach rozwinęła się w następnym poście.
UsuńŁK
Ciekawie opisane. Czekam na jeszcze więcej.
OdpowiedzUsuń