Dociągnęliśmy z opisem działań na Bałtyku do zimy 1914 r., czas zatem zająć się operacjami w koloniach. Na pierwszy ogień idzie Afryka Zachodnia :)
Siły morskie Niemiec w Kamerunie były co najwyżej
symboliczne. W dodatku jeden z dwóch stacjonujących tu pancerników obrony
wybrzeża – Odin był akurat unieruchomiony awarią układu napędowego i nie mógł
wziąć udziału w walce. Aby zabezpieczyć się przed atakiem na Dualę, Niemcy
zatopili u wejścia do estuarium Wouri kilka statków, a ponadto postawili miny,
na których zatonęła francuska kanonierka La Surprise. Bez
zneutralizowania tych min niemożliwe okazało się przeprowadzenie
lądowania. Do trałowania ad hoc postanowiono przystosować 3 polskie i 2
francuskie torpedowce. Akcja tych okręcików, przeprowadzona 17 września
wywabiła z portu niemiecki pancernik obrony wybrzeża Agir i stary krążownik
Irene. Agir zdołał ciężko uszkodzić pociskiem kal. 240 mm torpedowiec Hardy,
szybko jednak ściągnął na siebie ogień ubezpieczających trałowce polskich
pancerników obrony wybrzeża Władysław Jagiełło i Kazimierz Jagiellończyk. Ich w
sumie 8 dział kal. 254 mm
szybko obróciło niemiecką jednostkę w niesterowny i płonący wrak, który wkrótce przewrócił się na burte i zatonął. Widząc co się dzieje,
dowódca Irene nie zastanawiając się długo postanowił czmychnąć z powrotem do
portu. Mimo to jego okręt otrzymał 2 trafienia pociskami kal. 254 mm i kilka mniejszymi,
które rozbiły kilka dział i podziurawiły przewody parowe. To w zasadzie
zredukowało wartość bojową okrętu do zera. Po tej klęsce, wobec podjęcia
stałej blokady przez sprzymierzonych, Niemcy zaprzestali jakichkolwiek akcji na
morzu. Miny zostały już bez przeszkód wytrałowane i 20 września obydwa polskie
pancerniki w towarzystwie brytyjskich krążowników Cumberland i Challenger oraz
francuskiego Bruix weszły na wody estuarium Wouri i zażądały kapitulacji
garnizonu Duali. Żądanie zostało odrzucone, wobec czego port został
zbombardowany. W wyniku ostrzału zatopiony został krążownik Irene i kanonierki
Bussard i Eber, a uszkodzenia odniósł pancernik obrony wybrzeża Odin. Niemcy
nie podjęli większego oporu i wycofali się w głąb kolonii, dzięki czemu siły
lądowe sprzymierzonych (1.000 żołnierzy francuskich wojsk kolonialnych i 1.000
polskich) wyładowały się na ląd bez przeszkód, jak również bez strat
opanowały miasto. Na tym operacje morskie na wodach Kamerunu zakończyły się.
Wątpliwej wartości zdobyczą wojsk polskich okazał się pancernik obrony wybrzeża
Odin, którego przez zaniechanie Niemcy nie zatopili.
Wspaniały, rzekłbym spektakularny, sukces. Niemieckie siły morskie w Kamerunie zostały całkowicie unicestwione. Zdobyczą polską został pancernik "Odin". To bardzo wymowne, że nie zatopiłeś go i mam nadzieję, że zostanie (po fajnej modernizacji np. w stoczniach brytyjskich!) wcielony do naszej floty. Nie był taki stary (18 lat w służbie) i miał już (wraz z zatopionym bliźniakiem) pancerz ze stali Kruppa. A tak nawiasem, zwłaszcza po przeprowadzonej w początku XX wieku przebudowie, te małe pancerniki (zwane w Niemczech "świnkami morskimi") uchodziły za bardzo udane. A może i kanonierki nadają się również do podniesienia i remontu? :) Bo krążownik "Irene" to już kompletny szmelc, nadający się jedynie do złomowania!
OdpowiedzUsuńŁK
Przyłączam się do opinii...
UsuńPiotr
Dziękuję za wsparcie, ale czy opinia Kolegi dotyczy również propozycji dalszych losów "Odina"? Coś czuję, że dV będzie dziś w tej kwestii "oporny"! :)
UsuńŁK
Oczywiście, że tak.
UsuńJak pisałem wcześniej, praca mnie niestety pochłonęła ostatnio całkowicie. Więc pozwoliłem sobie na odniesienie do kolego ŁK. Całkowicie się z nim zgadzam.
Piotr
Odina możemy odholować np. do Togo czy Nowej Kurlandii i po ewentualnej naprawie napędu może wzmocnić tamtejszą obronę wybrzeża. Ale raczej nic więcej z nim nie zamierzam robić. W 1914 r. jest to jednostka już zdecydowanie przestarzała, czego żadną przebudową nie uda się zmienić. Nawiasem mówiąc, niemieckie przebudowy uważam za mocno kontrowersyjne. Kosztowały bowiem sporo, były skomplikowane (rozcinanie kadłuba w połowie! - było niedawno zdjęcie na FOW), a nie zwiększyły prawie w ogóle potencjału jednostek. Dalej były to POW z takim samym uzbrojeniem jak dotychczas, chyba jedyną wymierną korzyścią był zwiększony zasięg.
OdpowiedzUsuńCo do kanonierek - prawdę mówiąc nie rozważałem ich podniesienia, ale raczej wydaje się to wątpliwe, gdyż raczej nie posiadany odpowiedniego zaplecza technicznego na miejscu, by tego dokonać (niezależnie od stanu wraków).
aha, jeszcze jedna kwestia - w mojej rzeczywistości Odin (oraz zatopiony Agir), który służył w koloniach, nie był zmodernizowany tak jak jego pół-bliźniacy którzy byli na wodach europejskich. Stąd m.in. fatalny stan urządzeń napędowych okrętu, co przełożyło się na jego unieruchomienie w krytycznym momencie.
OdpowiedzUsuńTo trochę dziwne, że starszych pół-braci zmodernizowano, a dwa najnowsze, z pancerzem kruppowskim, pozostawiono bez zmian. Wg powszechnej opinii te pancerniczki były bardzo udane i w realu Niemcy używali ich, na Bałtyku, do końca PWS. Część okrętów została przebudowana po PWS na frachtowce do przewozu ciężkiej drobnicy i dotrwały w służbie do lat 30-tych. Zdobycz można wysłać do Anglii i dać nowe kotły, a działa przekoszulkować na 234 mm i wysłać do ostrzału wybrzeży Flandrii (w ramach sojuszniczego współdziałania)! :)
UsuńŁK
To by się Niemiaszki zdziwili, że ich własny okręt do nich strzela. Muszę powiedzieć, że to całkiem ciekawe :)
UsuńNa razie okręt przeholuję do naszych kolonii i tam go wykorzystam jako pływającą baterię. A co do przebudów POW na monitory - precedens w postaci HMS Glatton i Gorgon był, więc nie było by to aż tak bardzo ekstrawaganckie. Hmmm.... ;)
Nie do wiary! A myślałem, że ostro zaoponujesz!
UsuńŁK
PS. Te działa, choć dość wiekowe, miały dobrą szybkostrzelność (do 2 strz./min.) i elewację do + 25 st. Gdyby ją (tj. elewację) dociągnąć do + 35 st., to udałoby się uzyskać zapewne donośność dochodzącą do 16 - 17 km. Stare armaty 88 mm można przy okazji zdemontować i dołożyć 2 - 4 armaty 120 - 152 mm (a w przyszłości tj. 1915/1916 roku dodatkowo ze dwa automaty plot.).
UsuńŁK
A tu niespodzianka - pomysł zaczyna mi się coraz bardziej podobać :) Oczywiście trochę trzeba będzie pokombinować z tymi jednostkami, ale już zaczynam je widzieć oczyma wyobraźni w nowej roli, a co to zwiastuje - nie muszę wyjaśniać ;)
OdpowiedzUsuńco do dział - te 16-17 km to i tak chyba za mało, być może działa te trzeba będzie usunąć i wsadzić nowoczesne brytyjskie 234-ki L/50 (albo 190-tki?). Te działa mają dużo dłuższe lufy niż niemieckie 240 L/35, i przy mniejszych kątach podniesienia osiągają porównywalne zasięgi, więc do osiągania większych odległości nadają się dużo lepiej.
OdpowiedzUsuńOj tam, oj tam! Nie wybrzydzaj! :) Małe monitory brytyjskie miały stare działa 9.2" L/31.5, które dociągały zaledwie do 15 km.
UsuńŁK
No cóż, muszę to napisać wyraźnie: generalnie na moje sugestie jesteś mniej oporny od JKS, a obaj jesteście wszak Krakauerami! :) Już się cieszę, że zobaczymy tę "świnkę morską" pod polską banderą!
UsuńŁK
Ano zgadza się, ale jakby się dało uzyskać więcej, to może warto by skorzystać? (o ile stosowne działa były by dostępne, bo tego w tym momencie jeszcze nie wiem) Oczywiście będę jeszcze nad tym rozmyślał. Istotne dla ostatecznego efektu może być też to, czy istniejące stanowiska da się przystosować do większej elewacji. Z drugiej strony - to są tylko lekko opancerzone kopuły, zawsze można je usunąć i "opakować" działo nową osłoną lub wieżą - w takim przypadku zwiększenie kąta podniesienia powinno być łatwiejsze.
OdpowiedzUsuńps. jeżeli jakiś pomysł jest dobry i mieści się w granicach prawdopodobieństwa, to chętnie go wykorzystuję. Uważam, że taki współudział czytelników bloga w jego tworzeniu może się odbić tylko pozytywnie na jego jakości ;) Dlatego zawsze takie oddolne inicjatywy są przeze mnie mile widziane, nawet jeśli nie zawsze wcielam je w życie :)
Ta donośność na brytyjskiej amunicji 234 mm mogła być jednak znacząco większa. Ładunek miotający był tu prawie 2 razy większy niż w niemieckiej amunicji 238 mm!
UsuńŁK
PS. Można też ograniczyć się jedynie do wymiany luf np. na te, które były używane na krążowniku HMS "Powerful", czyli naszym obecnym warsztatowcu "Mikołaj Kopernik" (L/40). :)
UsuńŁK
Ale ten większy ładunek miotający można zastosować z pozytywnym skutkiem wtedy, kiedy mamy dłuższą lufę - ciśnienie gazów powstających z jego spalania działa wtedy na pocisk dłużej, co skutkuje większym zasięgiem. Jeśli mamy lufę krótką (L/35, po przekalibrowaniu L/36) to pocisk zapewne opuści lufę zanim całość ładunku miotającego ulegnie spaleniu i "para pójdzie w gwizdek" (przynajmniej częściowo).
UsuńDziała 234 mm z Powerfula to ciekawy pomysł, godny rozważenia. Przy 15 stopniach mamy zasięg 12 km, jeśli zwiększymy kąt do 30 stopni, można spodziewać się 18-19 km. A jakby się udało je podnieść jeszcze wyżej, to kto wie...
Te działa długolufowe s jednak znacząco więcej ważą. Różnica wynosi około 3,5 t / 1 działo. Trochę zaoszczędzisz na nowoczesnej kotłowni, zdjęciu wyrzutni torped i armat 88 mm. Ale, czy to wystarczy?
UsuńLK
Oczywiście, trzeba to będzie szczegółowo policzyć, ale zakładam, że zyskamy dodatkową wyporność dzięki bąblom. POnadto, rozważam zastąpienie dziobowej pary pojedynczym działem, co przyniesie oszczędności wagowe. Zaoszczędzimy też pewnie na siłowni, która będzie mogła być słaba i dzięki temu lekka - bo nić ponad 10 w. nie będzie monitorowi potrzebne.
UsuńRedukcja mocy siłowni i zamontowanie "bąbli" powinno wystarczyć. Tą dziobową parę armat pozostawiłbym w spokoju. Umożliwia ona prowadzenie ognia z dwóch dział, przy ustawieniu się prostopadle do celu (a więc ograniczeniu do minimum powierzchni własnej, narażonej na nieprzyjacielski ostrzał). Przy tak niewielkich wymaganiach prędkościowych można zastosować siłownię dieslowską około 3000 KM (a więc podwojoną w stosunku do monitorów "Marshal Soult" z 1915 r.)
UsuńŁK
Właśnir ustawieinie siędziobem do celu trochę budzi moje wątpliwości - w takim przypadku bowiem albo okręt stoi w miejscu i co mimo wszystko w warunkach bojowych jest niepożądane, albo się do niego zbliża, co z kolei utrudnia mu wstrzelanie się. Najbardziej pożądane było by chyba jednak poruszanie się równolegle do celu i strzelanie przez burtę. Może więc pomyśleć o jakimś stanowisku podwójnym na dziobie, które mogło by się całe obracać i strzelać na burtę. Np coś w rodzaju tego z chińskich krążowników typu Chih Yuan?
UsuńZmiana dwóch stanowisk (barbet?) burtowych na dziobie na jedną umieszczoną centralnie to jednak ogromna i kosztowna przebudowa wnętrza okrętu. To może zostawić dwa stanowiska, ale umieścić tam działa „stromotorowe”, które mogły by strzelać jedno ponad drugim, czyli oba na jedną burtę. W czasie PWS Austriacy chyba ciężki moździerz zabudowali na jednym starszym pancerniku, więc był przykład.
UsuńPS Zdaje się, że np. Francuzi uważali (pod Dardanelami), że idealna pozycja do ostrzału brzegu to zakotwiczenie jednostki. A jeśli zakotwiczyć to można i dziobem do brzegu.
H_Babbock
Raczej myślałem, żeby zostawić stare barbety, a na górze w osi symetrii zamontowac podwójne stanowisko dział osłonięte maską pancerną. Windy amunicyjne wewnątrz barbet pozostały by na swoim miejscu i byłyby używane w zależności od tego na którą burtę strzelamy - jeśli na prawą, to korzystamy z lewej barbety i na odwrót. Oczywiście, w takim układzie trzeba by połączyć komory amunicyjne w jedno pomieszczenie (o ile w ogóle były oddzielne, bo tego nie wiem).
UsuńCo do artylerii stromotorowej - faktycznie SMS Budapest otrzymał haubicę kal. 380 mm, ale bojowo okrętu w tej konfiguracji nie użyto. Osobiście jestem dość mocno sceptyczny co do skuteczności takiego uzbrojenia na okrętach pełnomorskich. Raz że chyba ciężko w ten sposób w cokolwiek trafić, dwa - że zasięg jest mały (ta haubica 380 mm - zaledwie ok 8 km). A pochodząc zbyt blisko brzegu narażamy się na trafienia lub wpakowanie się na jakąś mieliznę...
Gruba Berta miała zasięg ponad 14 km, więc nie tak słabo. A skoro takimi moździerzami trafiano i rozbijano pojedyncze forty, to z celnością nie było tragicznie.
UsuńH_Babbock
Jeśli podstawowym zadaniem okrętu ma być ostrzał nieprzyjacielskiego wybrzeża, to pomysł Kolegi H_Babbock (najcięższe haubice na stanowiskach dziobowych) wydaje się bardzo ciekawy! W przypadku konieczności uzyskania większej donośności ognia zawsze można wyposażyć je w lekkie (ok. 65% wagi podstawowych) pociski dalekonośne, pod warunkiem, iżk aliber tych haubic (haubico-moździerzów) musiałby osiągać minimum 12".
UsuńŁK
PS. Vickers budował (w czasie PWS) dla Rosji ciężkie haubice 12"(tzw.305-мм гаубица Виккерса), które można by "zmarynizować" dla naszych potrzeb.
UsuńŁK
PPS. Najprościej jednak i najtaniej pozostać przy przekoszulkowanych (na 234 mm) oryginalnych armatach ze zwiększeniem elewacji do + 35 st.! :)
UsuńŁK
w strzelaniu lądowym jest o tyle łatwiej, że pozycja celu i strzelającego są ustalone, i stosunkowo prosto jest się wstrzelić. Na morzu nie mamy tego komfortu, bo zawsze przynajmniej jeden element układanki (strzelający) jest w ruchu, zamierzonym bądź nie (kołysanie, dryf). Stąd trafienie ogniem stromotorowym w cel lądowy już jest trudne, a w inny okręt chyba wręcz graniczące z cudem. Z tych powodów raczej byłbym zwolennikiem dział długolufowych o znacznych kątach podniesienia (oczywiście znacznych jak na ten rodzaj artylerii). Ale nie zamykam sprawy ostatecznie, dyskutujmy ;)
UsuńPozwolę sobie obstawać przy swojej końcowej konkluzji! Armata L/35,5 (tyle wyjdzie realnie po przekoszulkowaniu na 234 mm - właściwy kaliber niemiecki to 238 mm) będzie dostatecznie długa dla prowadzenia celnego ognia armatniego, a unikniemy konieczności bilansowania ciężarów (w przypadku wymiany luf na dłuższe, lub - co gorsze - wymiany całych dział, a więc również lawet i urządzeń opropowrotnych).
UsuńŁK
PS. Przy ustawieniu okrętu prostopadle względem celu, najlepszym rozwiązaniem jest jego zakotwiczenie, o czym wspomniał już Kolega H_Babbock. Okręt stanowi wtedy - optycznie - tak mały cel, że można podjąć ryzyko prowadzenie dłuższego ostrzału wybranych celów lądowych.
UsuńŁK
cały czas jednak niezbyt odpowiada mi mały zasięg tych dział :( Wiele więcej już się nie uda z nich wycisnąć, bo zasięg 13 km jest uzyskiwany przy stosunkowo dużym kącie podniesienia - 25 stopni. Ogranicza to w zasadzie użyteczność okrętów do ostrzału umocnień znajdujących się na samym brzegu.
UsuńNadmiernej zabawy z ciężarami można natomiast uniknąć montując lżejsze działa np. 190 L/45, 190 L/50. Dodatkowo można by im podnieść znacząco elewację, i zasięg mógłby być naprawdę przyzwoity.
ps2. te małe monitory brytyjskie miały zanurzenie rzędu 2 m, więc mogły podejść blisko brzegu. Nasz POW ma zanurzenie 5,6 m, realnie możemy je zredukować bąblami do jakichś 5 m (tyle mniej więcej co na Glattonie). W takiej sytuacji wydaje się, że jednak pożądana była by bardziej dalekonośna artyleria.
OdpowiedzUsuńSerdeczne dzięki za kolejną odsłonę działań bojowych – bardzo mi się spodobała.
OdpowiedzUsuńAkcja trwała kilka dni - czy w tym czasie siły morskie pozostawały na linii blokady? Jeśli tak, to było sporo szczęścia, że Niemcy nie mieli w porcie torpedowców. Ich nocny wypad mógłby mieć tragiczne konsekwencje dla sił blokadowych.
H_Babbock
Zgadza się, ale na szczęście ich nie mieli, tylko POW-y, krążownik i kanonierki. Wygląda na to, że zaniedbali siły lekkie w koloniach :)
OdpowiedzUsuńOk, mam konkretną propozycję uzbrojenia, którą faworyzuję na chwilę obecną :) Jest to działo 190 mm L/45, w które były uzbrojone krążowniki typu Devonshire (6 jednostek po 4 działa, razem 24) Działo to przy kącie podniesienia lufy 15 stopnia strzela na prawie 13 km, zatem jest zupełnie realne uzyskanie zasięgu ponad 20 km. Do tego jest dość szybkostrzelne i nie waży zbyt dużo (14 ton, oryginalne 240 mm - 21,5 tony). Dział tych wyprodukowano 33 szt., w tym 3 prototypy, więc dostępnych jest zapewne 6 szt. (nie liczę prototypów).
OdpowiedzUsuńPropozycja z pewnością godna zastanowienia. Już przy elewacji do + 30 st. można osiągnąć donośność około 19 km. Duża różnica w ciężarze dział (w sumie jest to 22,5 t!) pozwalałaby na dodatkowe dozbrojenie okrętu, bez konieczności redukowania np. mocy siłowni. Jakaś propozycja w tym zakresie?
UsuńŁK
Z tym może być problem ze względu na brak miejsca - jednostki są dość ciasne i może być trudno pomieścić coś dodatkowego (bo z wypornością, dzięki bąblom, nie powinno być żadnego problemu). Niemniej jeszcze nad tym pomyślę, albo jeszcze lepiej - wspólnie się zastanowimy, bowiem wkrótce opublikuję osobny post prezentujący naszą zdobycz wojenną wraz z rysunkiem, który mam nadzieję ułatwi i uprzyjemni nam rozważania :)
OdpowiedzUsuńGdyby Brytyjczycy używali dwudziałowych wież 7,5", to myślę, że nie byłoby problemu z zamontowaniem ich na istniejących barbetach. Demontaż armat 88 mm, wyrzutni torped, wymiana kotłów (koniecznie!) i zamontowanie "bąbli" rozwiązałoby problem niewielkiej nadwyżki ciężaru nowego uzbrojenia. Od biedy wieże dwudziałowe można zamówić we Francji. te od armat 194 mm nadawałyby się w zupełności. A może całą operację przebudowy dokonać we Francji i użyć armat 194 mm, jakiego nieco starszego modelu (np. L/40 wz. 1893 r.)? Francja jest przecież naszym dawniejszym i bliższym sojusznikiem, a w naszej flocie szeroko używane są francuskie działa Caneta. Na pewno ówczesne francuskie armaty nie ustępują (całościową charakterystyką) tym brytyjskim.
UsuńŁK
Fakt, o tej opcji nie pomyślałem, a na pewno jest godna rozważenia!
OdpowiedzUsuńCo do bąbli - one nam istotnie zwiększą wyporność, więc teoretycznie moglibyśmy zainstalować nawet znacznie cięższe uzbrojenie. Niestety - problemem pozostaje miejsce. Na dziobie i rufie jest go bardzo mało i nic o większych gabarytach raczej się nie zmieści :(
Nie znam średnicy oryginalnej niemieckiej barbety, ani tej, którą posiadały podwójne wieże francuskie 194 mm. Ale wydaje mi się, że te wymiary są bardzo bliskie. Wnioskuję przez analogię: barbeta pojedynczej wieży 10" mieściła podwójną wieżę 8".
UsuńŁK