Z początkiem grudnia 1904 r., po przybyciu posiłków z
Bałtyku oraz niedobitków z Morza Żółtego siły morskie sprzymierzonych na
Hajnanie liczyły 4 pancerniki, 3 krążowniki pancerne, 4 krążowniki
pancernopokładowe, 1 stawiacz min i liczne mniejsze jednostki. Były to siły
znaczne, które na razie zabezpieczały wyspę przed groźbą japońskiej inwazji. Akcji
ofensywnych na większą skalę, do czasu nadpłynięcia głównych sił rosyjskiej floty
bałtyckiej nie przewidywano. Niemniej działania na mniejszą skalę podjęto bez
zbędnej zwłoki. Już pod koniec listopada stawiacz min Bałtyk postawił nowe pola
minowe, zabezpieczające podejścia do bazy w Haikou, w tym głównie od słabo do
tej pory chronionego minami kierunku zachodniego, ale także jedno od wschodu.
Przystąpiono też do improwizowanego przekształcenia okrętu
balonowego Dedal w krążownik pomocniczy. Na tę okoliczność otrzymał on 2
ocalałe z krążownika Cedynia działa szybkostrzelne kal. 120 mm, a także tory minowe
z zapasem 80 min (rysunek jednostki w tej konfiguracji prezentuję poniżej). Okręt w swój korsarski rejs wyruszył 12 grudnia 1904 r. Niemal
równocześnie postanowiono wyekspediować w morze w roli rajderów transportowiec Nowa
Kurlandia oraz stawiacz min Bałtyk, (z towarzyszącym mu, z racji niespecjalnego
zasięgu węglowcem Łuck). Bałtyk miał za zadanie postawić na szlakach komunikacyjnych
wokół wysp japońskich ofensywne pola minowe, a następnie przystąpić, w miarę
możliwości, do zwalczania żeglugi nieprzyjaciela. Okręty wkrótce po wyjściu z
bazy rozdzieliły się i każdy podążył osobno (Bałtyk razem z węglowcem) w swój
rejon działania.
Tymczasem wojnę minową podjęli również Japończycy.
Dostrzegali oni potencjalne zagrożenie jakie stwarzało skoncentrowanie
znacznych sił morskich na Hajnanie, a że gros ich sił był ciągle zajęty pod
Port Arturem, szukali innych metod zaszkodzenia przeciwnikowi. Po niepowodzeniu
nocnego ataku z 11 sierpnia 1904 r. postanowili podjąć własne działania minowe.
Akcję minową zaplanowano na 15 grudnia. W tym celu załadowano ile się tylko
dało min na pomocnicze stawiacze min Taichu Maru i Taihoku Maru, których
eskortę miały stanowić stary pancernik Chin Yen, krążowniki Itsukushima,
Hashidate, Takasago, Yahagi i Suma (świeżo wyremontowany po uszkodzeniach z 16 lutego) oraz 5 niszczycieli. Zespół
wyruszył z Tajwanu 10 grudnia. 13 grudnia na wysokości Hong Kongu doszło do
przypadkowego spotkania z polskim krążownikiem pomocniczym Dedal który
zorientowawszy się, że ma przed sobą znaczne siły usiłował zmienić kurs.
Niewiele to dało, bowiem była to dość powolna jednostka, rozwijająca raptem 15
w., a w składzie eskadry japońskiej były szybkie krążowniki, nie mówiąc już o
niszczycielach. Pogoda była tego dnia dobra, nie dająca żadnej szansy na
uniknięcie kontaktu z nieprzyjacielem. Po krótkiej, prowadzonej tylko pro
forma, wymianie ognia z krążownikami Takasago i Yahagi dowódca Dedala nakazał
zatopić okręt…
15 grudnia pod wieczór zespół japoński znalazł się nieopodal
brzegów Hajnanu i rozpoczęto minowanie. Postawiono w sumie 400 min w dwóch
polach minowych zamykających wschodnie wyjście z cieśniny Qiongzhou, w miejscu
przez które, jak się spodziewano, prędzej czy później musiała przechodzić flota
polska. By to przyspieszyć, postanowiono
przeprowadzić demonstracyjny rajd krążowników Takasago, Yahagi i Suma wzdłuż
brzegów wyspy (oczywiście już po zakończonym stawianiu min). To zakończyło się
zupełną porażką, bowiem Japończycy nie mieli dobrze rozpoznanych defensywnych
pól wokół Haikou. Po ostrzelaniu posterunków obserwacyjnych na brzegu, na
wysokości zatoki Puqian krążownik Takasago został poderwany na minie postawionej
całkiem niedawno przez stawiacz min Bałtyk. Cios okazał się dla okrętu
śmiertelny – jednostka zaczęła szybko nabierać przechyłu na burtę i po
kilkunastu minutach przewróciła się do góry stępką, zginęła połowa z liczącej
ponad 400 osób załogi. Resztę wyratowały pozostałe krążowniki, a po ich
odpłynięciu kilku rozbitków podjęła patrolująca ten akwen kanonierka Perun. Od
jeńców powzięto wiadomość o celu rajdu, jednakże nie wiedzieli oni nic na temat
lokalizacji postawionych pól minowych (bądź tego nie ujawnili). Skutkiem tego
działania polskiego zespołu w najbliższym czasie musiały być ostrożniejsze, do
czasu rozpoznania wrogich pól i ich ewentualnego wytrałowania.
Tymczasem polskie rajery (Nowa Kurlandia i Bałtyk wraz z
Łuckiem) obrawszy szczęśliwie inną drogę
niż Dedal i uniknęły spotkania z siłami japońskiej floty. Nowa Kurlandia udała
się bowiem na południe, by na Morzu Jawajskim i Oceanie Indyjskim zwalczać
żeglugę na szlakach łączących Japonię z Europą. Natomiast Bałtyk i Łuck udały
się na południowy wschód, by przez cieśninę Mindoro, Morze Sibuyan i Cieśninę
San Bernardino wyjść na otwarty ocean, a następnie udać się w pobliże wysp
japońskich celem postawienia tam pól minowych. 28 grudnia 1904 r.
przeprowadzono bunkrowanie Bałtyku, na którym zaczęły kończyć się zapasy węgla,
a pomiędzy 31 grudnia 1904 r. a 3 stycznia 1905 r. Bałtyk postawił 2 pola
minowe, każde po ok. 100 min na dalekich podejściach do Nagasaki i Kagoshimy. Tak
śmiała akcja nie mogła ujść uwagi japońskiej obrony wybrzeża, więc by nie kusić
losu, powstrzymano się na razie od dalszych działań u brzegów Japonii i po
spaleniu napotkanego szkunera Hako Maru (238 BRT) postanowiono szukać szczęścia
na otwartym oceanie. Nie było to jednak takie proste, bowiem po poprzednich
sukcesach polskich rajderów Japończycy zorganizowali system łączenia statków
płynących do i z Japonii w konwoje eskortowane zazwyczaj przez krążownik
pomocniczy bądź okręt wojenny. Samotne statki japońskie spotykało się teraz na
morzu zdecydowanie rzadziej. Nic więc dziwnego, że gdy widziano na horyzoncie
więcej dymów, powstrzymywano się od ataku (uszkodzony rajder na środku oceanu
to raczej kiepska perspektywa…). W
zaistniałej sytuacji udało się przechwycić tylko dwa japońskie statki: 10
stycznia Kisshin Maru (1065 BRT) i 25 stycznia Akashi Maru (1599 BRT).
Skontrolowano także kilka neutralnych frachtowców (od załogi jednego z nich
dowiedziano się o upadku Port Artura), ale wobec nie stwierdzenia kontrabandy,
trzeba je było puścić wolno. W międzyczasie (17 stycznia) trzeba było
przeprowadzić kolejne bunkrowanie na pełnym morzu, bowiem zapas węgla jaki
zabierał stawiacz min nie był specjalnie imponujący.. Następne tygodnie okazały
się całkowicie bezproduktywne (pominąwszy kolejne uzupełnienie paliwa na
stawiaczu min) wobec czego postanowiono powrócić pod brzegi Japonii by
spożytkować posiadany jeszcze zapas min. Postawiono dwa nowe pola minowe na
szlakach prowadzących do Kobe i Jokohamy. Okazało się to być przysłowiowym strzałem
w dziesiątkę. Na polu minowym postawionym 10 lutego 50 Mm na południe od Jokohamy
zatonął bowiem wielki liniowiec Awa Maru liczący sobie aż 16309 BRT oraz
frachtowiec Okinawa Maru (2301 BRT). Na tym pierwszym śmierć poniosło ponad
1000 żołnierzy, których ten statek miał zawieźć na Tajwan, celem ewentualnej
późniejszej inwazji na Hajnan. Natomiast
na polu minowym w rejonie Kobe zatonął brytyjski frachtowiec Eleanor (1980 BRT)
i dwa małe szkunery żaglowe.
Wkrótce jednak karta się odwróciła. Pojawiły się bowiem
problemy z napędem na węglowcu, bez którego kontynuowanie oceanicznego rejsu
nie miało najmniejszego sensu (przypomnijmy – Bałtyk dysponował zasięgiem
raptem 3500 Mm).
Kilkakrotnie trzeba było stopować maszyny Łucka na środku oceanu i dokonywać
prowizorycznych napraw, bez żadnej gwarancji ich skuteczności w dłuższym
czasie. W tej sytuacji podjęto jedyną racjonalną decyzję – powrotu na Hajnan.
By jednak uniknąć wysoce niepożądanego teraz spotkania z jakimikolwiek
jednostkami japońskimi obrano okrężną drogę na południe od Filipin, przez Morze
Celebes, Morze Sulu i Cieśninę Balabac. Hajnan udało się osiągnąć dopiero 11
marca 1905 r., szczęśliwie unikając spotkania z siłami blokady.
Tymczasem drugi rajder, Nowa Kurlandia, 22 grudnia 1904 r.
osiągnął rejon wyspy Belitung i przez następne dwa tygodnie krążył po Morzu
Jawajskim. Jedyną zdobyczą w tym czasie okazał się niewielki (445 BRT) statek
japoński Ryuyo Maru, wiozący ładunek żywności. Wobec braku sukcesów
postanowiono przenieść się nieco na północ, w rejon Singapuru i Cieśniny
Malakka. Tu zrewidowano kilka statków neutralnych, ale bez efektu. Wreszcie,
pewnym sukcesem okazało się dopiero spotkanie 15 stycznia 1905 r. z brytyjskim
statkiem Saint Kilda (3518 BRT), który wyraźnie usiłował uniknąć spotkania. To
tylko zwiększyło podejrzenia co do niego, słusznie jak się potem okazało.
Kontrola na jednostce wykazała, iż frachtowiec wiózł na wyspy japońskie ładunek
m.in. karabinów i materiałów wybuchowych, został więc obsadzony załogą pryzową
i odesłany na Madagaskar, po uprzednim przeładowaniu części jego zapasów węgla
na Nową Kurlandię. Tego samego dnia na nasz krążownik wpadł inny brytyjski
frachtowiec, Madeira (1773 BRT), z którym, wobec stwierdzenia przewożenia
kontrabandy, postąpiono identycznie jak z Saint Kilda. Te działania, prowadzone
w dodatku pod samym nosem dowódcy sił
brytyjskich w tym rejonie (rezydującego w Singapurze wiceadm. Noela) wywołało
wielkie oburzenie Brytyjczyków, oskarżenia o piractwo i żądanie ukrócenia tych
działań. Pod naciskiem opinii publicznej adm. Noel oświadczył, że nie będzie
tolerował działalności korsarskiej na podległym sobie obszarze i podejmie
wszelkie działania celem jej powstrzymania. Więcej w tym było zapewne retoryki
niż realnej groźby, niemniej siły Royal Navy wyszły z Singapuru i nie było
pewne co zamierzają. W tej sytuacji dowódca Nowej Kurlandii uznał że droga odwrotu
na Hajnan jest wysoce ryzykowna i pożeglował ku Madagaskarowi. Po drodze, w
rejonie archipelagu Nikobarów, raz jeszcze uśmiechnęło się do niego szczęście,
bowiem napotkano płynący z Wielkiej Brytanii do Kure frachtowiec Hinode Maru
(1098 BRT) z ładunkiem węgla i boksytów. Statek obsadzono załogą pryzową i
zawrócono na Madagaskar. Port w Diego-Suarez obydwie jednostki osiągnęły 6 lutego 1905 r.
Kolejny etap polskich działań korsarsko-minowych należy uznać za bardzo udany. Utraciliśmy, co prawda, krążownik pomocniczy "Dedal" (szkoda, całkiem udana adaptacja!), ale zadaliśmy poważne straty żegludze handlowej (nie tylko zatopienia, ale i pryzy!) i marynarce wojennej Japonii. Szczególnie zatopienia krążownika "Takasago" i liniowca "Awa Maru" są bardzo prestiżowymi sukcesami, które dobitnie podkreślają rosnące znaczenie broni minowej. Należy obawiać się, że również ofensywna zapora japońska przysporzy strat flocie polskiej (a jakie to jednostki używamy w charakterze pomocniczych trałowców?). Tradycyjnie już, narrację należy uznać za bardzo sprawną i ciekawą!
OdpowiedzUsuńŁK
Dziękuję:)
OdpowiedzUsuńW roli trałowców widziałbym torpedowce, których mamy na wyspie 7, ewentualnie także dwie stare i dość małe kanonierki typu flat-iron (oczywiście po usunięciu zbędnej w takiej roli armaty). W ostateczności można pomyśleć o adaptacji patrolowców (3 sztuki) lub zmobilizowanych kutrów rybackich (zakładam, że na wyspie są jacyś rybacy;))
Na rybaków bym nie liczył... Chyba, że dżonki mają znaczenie w tym wariancie...
UsuńPiotr
Dżonki to nie, ale może parę kutrów z napędem parowym by się znalazło? Wydaje mi się, że na początku XX w. stosowano już napęd parowy w rybołówstwie..
UsuńZnalezienie takiego kutra w tych czasach w Chinach czy nawet w samej Japonii graniczyło by z cudem.... :)
UsuńPiotr
Starsze torpedowce i "żelazka" to bardzo dobry pomysł! Te ostatnie mogłyby również posłużyć do postawienia defensywnych pól minowych położonych w zasięgu artylerii nadbrzeżnej.
OdpowiedzUsuńŁK
Takasago dopadło przeznaczenie.. realnie, zatonął na minie w tym samym niemal czasie pod Port Arturem..
OdpowiedzUsuńCzy przewiduje Kolega osobny post dotyczący przygotowań do odparcia spodziewanej inwazji japońskiej na Hajnan? Chętnie dowiedziałbym się więcej o aktualnym rozmieszczeniu sił lądowych oraz artylerii nadbrzeżnej (w tym nowych, zaimprowizowanych baterii). Ogólna sytuacja militarna, po upadku Port Artura, wymaga (chyba) podjęcia szybkich decyzji i działań.
OdpowiedzUsuńŁK
Nic się nie dzieje !
OdpowiedzUsuńCiekawy wpis :D
OdpowiedzUsuń