piątek, 17 czerwca 2016

Zagłada krążownika Magdeburg



Z początkiem września niemieckie dowództwo postanowiło przeprowadzić akcję ofensywnego minowania na środkowym Bałtyku, czym zamierzano utrudnić ruchy floty polskiej. Do przeprowadzenia akcji wyznaczono krążowniki Magdeburg, Augsburg i Dortmund, które łącznie miały postawić pod osłoną nocy 300 min. Na datę akcji wybrano 9 września, kiedy przypadał nów.
W ciemną bezksiężycową noc krążownikom udało się uniknąć wykrycia przez polskie dozorowce, jednakże  niemieccy nawigatorzy popełnili błąd, wskutek czego zespół zanadto zbliżył się do brzegu. Idący jako pierwszy w szyku Magdeburg wpakował się na mieliznę obok przylądka Steinort (między Lipawą w Windawą) i mimo usilnych prób nie udało się go ściągnąć na głębszą wodę.  W tej sytuacji pozostałe krążowniki odeszły na południe, by uniknąć odcięcia przez główne siły polskie z Lipawy. Jednocześnie powiadomiono o zaistniałej sytuacji dowództwo, które na ratunek wysłało z Gdańska 4 krążowniki pancerne 3 grupy rozpoznawczej – bardziej jednak dla fasonu niż rzeczywistej potrzeby, bowiem w obliczu głównych sił polskich okręty te co najwyżej mogły powiększyć bilans strat. Rozsądnie więc napotkawszy o poranku uchodzące krążowniki Augsburg i Dortmund, krążowniki pancerne zawróciły z powrotem, ostrzeliwując jeszcze po drodze bez specjalnego efektu brzeg polski na południe od Połągi. Ostrzału samej Połągi nie zaryzykowano, słusznie spodziewając się zaminowania bezpośredniego sąsiedztwa tej bazy.  Ruchy niemieckich okrętów koło przylądka Steinort zaalarmowały tymczasem lokalne posterunki, które natychmiast zameldowały dowództwu floty o obecności podejrzanych okrętów. Z Lipawy wyszły dyżurujące krążowniki Obertyn i Grunwald, a parę zaczęły podnosić krążowniki 1 dywizjonu oraz drednoty. Nad ranem dwóm polskim krążownikom udało się odnaleźć unieruchomionego Magdeburga, którego dowódca w tej sytuacji postanowił wysadzić okręt w powietrze. Nie dokonano tego jednak dość dokładnie, skutkiem czego zniszczeniu uległy tylko dziobowa część okrętu. Rufa, w tym kabina dowódcy ocalały, a w niej arcycenne znalezisko – tajne dokumenty i książki kodów stosowanych przez flotę niemiecką. W pośpiechu zniszczono egzemplarze znajdujące się na mostku, w pomieszczeniu map i w radiostacji, a zapomniano o sejfie w kabinie dowódcy, skrywającym czwarty egzemplarz.  Wagi tego znaleziska na przebieg całej wojny nie sposób było przecenić…
Mniej cenną zdobyczą okazało się 8 armat kal. 105 mm L/45, które udało się odzyskać z wraku, wraz z ok. 1200 szt. amunicji. Być może zostaną wykorzystane jako uzbrojenie improwizowanych okrętów wojennych bądź w artylerii nadbrzeżnej.

25 komentarzy:

  1. A więc "Magdeburg", choć w innym niż w realu miejscu i czasie, nie uniknął jednak swego losu. Zdobyte armaty proponuję jednak przeznaczyć dla artylerii nadbrzeżnej, a po wyczerpaniu zapasu amunicji - "przekoszulkować" na standardowy kaliber 102 mm (L/46). Niemieckie armaty nie miały przeforsowanej balistyki, ale dzięki temu posiadały bardzo dobrą szybkostrzelność i znaczną żywotność luf.
    ŁK

    OdpowiedzUsuń
  2. Zastanawia mnie jeszcze dalszy los wraku "Magdeburga". Czy przy użyciu okrętu ratowniczego i silnych holowników nie udałoby się go przyholować do portu? Kadłub, po zdemontowaniu płyt pancernych, można przecież przeznaczyć "na żyletki". Tenże kadłub kryje jeszcze w swoim wnętrzu maszynownię turbinową i kotłownię. Zapewne część kotłów nadawałaby się do ponownego użycia (a było ich w sumie przecież aż 16 sztuk!). A w jakim stanie znajdowały się turbiny krążownika?
    ŁK

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zawsze, niezawodny ŁK :) Blog zaczyna przypominać nasze własne kółko dyskusyjne, a liczyłem na nieco więcej. Niestety, chyba ograniczę znacznie tę moją pisaninę, skoro nie wywołuje specjalnego zainteresowania. Następne posty najprawdopodobniej zredukuję do kalendarium faktów, zamiast dotychczasowej opisówki.
      Natomiast co do meritum - armaty zapewne zostaną wykorzystane w taki sposób jak piszesz. Myślałem, że może wrzucę je na jakieś jednostki improwizowane, które na ogół dostają działa o generację starsze (mimo iż większe - 6-calowe), ale w bateriach nadbrzeżnych, których poza bazami nie mamy za wiele, działa te bardziej się przydadzą. Wstępnie wytypowałem dwie lokalizacje dla 4-działowych baterii - przyl. Steinort i przyl. Luzerort.
      Natomiast co do wraku Magdeburga. Jest on znacznie zniszczony eksplozją dziobowych komór amunicyjnych, więc ściągnięcie z mielizny (nawiasem mówiąc, w warunkach wojennych mocno ryzykowne samo w sobie) z pewnością zakończyło by się zatonięciem. Co do wyposażenia - nieuszkodzone jest w zasadzi wszytsko od drugiego komina do rufy, a więc zapewne 12 z 16 kotłów i cała maszynownia. Ale z powodów jw., uważam ich odzyskanie za praktycznie niemożliwe. Zresztą, w rzeczywistości z wraku Magdeburga Rosjanie chyba nic poważniejszego nie wydobyli, a był on położony w miejscu mniej narażonym na działania Niemców.
      W czasie wojny prawdopodobne wydaje mi się odzyskanie z wraku jedynie uzbrojenia, amunicji, drobnego wyposażenia, metali kolorowych itp. Złomowanie całości wraku będzie można przeprowadzić zapewne dopiero po wojnie.

      Usuń
    2. To, co piszesz o skali uszkodzeń, rzeczywiście wyklucza (w warunkach wojennych) ściągnięcie wraku z mielizny i doholowanie do własnego portu. Szczególnie szkoda tych kotłów, które można by przeznaczyć dla "rewitalizacji" 1 - 2 starszych jednostek naszej floty. Co do zaniechania narracji na rzecz kalendarium zdarzeń - usilnie proszę o powstrzymanie się z wykonaniem groźby! Masz pewną lekkość pióra i Twoje opisy czyta się z dużą przyjemnością. Jestem przekonany, że jest to opinia, którą podzielają osoby odwiedzające Twojego bloga. :)
      ŁK

      Usuń
    3. Ależ proszę zachowaj opisową część działań militarnych!
      Nawet więcej - to właśnie szczegóły w opisie działań bojowych, manewrów w czasie bitwy, decyzji dowódców stają się polem do dyskusji. Bo dyskusje wywołują postawione przez Admiralicję wnioski z bitew oraz ocena działań poszczególnych dowódców.
      A wpadnięcie wroga na mieliznę może ewentualnie spowodować tylko trzykrotne „hurra!” na cześć dzielnej mielizny.

      Tutaj powodem katastrofy był błąd nawigacyjny. O ile pamiętam w rzeczywistości powodem była nadmierna wiara w „zdobycze nowoczesnej techniki”. Mianowicie niemiecki zespół miał w nocy, wśród skał i wysepek, manewrować „bez widoczności ziemi” tylko na podstawie zliczania kursów, prędkości, czasu marszu i na dodatek sygnały do zwrotów z flagowca były przekazywane zaszyfrowane przez radio. Tyle miejsc do błędów pomiaru aż prosiło się o problem.
      Co do ewentualnego wykorzystania wraku – sądzę, że Niemcy już organizują akcję ostrzelania wraku, w celu całkowitej destrukcji – a to może być wstępem do kolejnego starcia.

      Czy szlak wodny Cieśnina Piławska – Zatoka Gdańska jest intensywnie wykorzystywany? W końcu to szlak wodny Królewiec + (Elbląg) z Gdańskiem i innymi portami Niemiec. Nasza bliska obecność tego akwenu aż się prosi o wypady sił lekkich.

      H_Babbock

      Usuń
  3. Ależ to nie groźba tylko realna ocena sytuacji i próba wyjścia naprzeciw oczekiwaniom:) myślę, że opisy różnych akcji robią się po pewnym czasie nużące, a i ja sam nie jestem do końca z nich zadowolony. spróbuję więc nowej formuły i zobaczymy, jak się przyjmie. Zawsze przecież będzie można wrócić do tego co było.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ostrzelanie wraku, cieśnina piławska - bardzo ciekawe tematy, coś w tej kwestii pomyślimy :) Kwestia wraku jest intrygująca - bo z jednej strony Niemcy muszą zaangażować spore siły, żeby nie skończyło się jakąś totalną klapą (samych KPZ nie wyślą, bo to dla nich pewna śmierć). Trzeba by pewnie minimum Hippera, ale czy to się w sumie opłaca? Realnego Magdeburga nie usiłowali dobić (fakt, było jeszcze dalej..)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie daje mi spokoju ten wrak! Odległości od Lipawy i Windawy są na prawdę niewielkie, a poziom technicznego "uzbrojenia" floty polskiej wydaje się adekwatny do podjęcia próby uszczelnienia i odholowania wraku do jednej z baz. Jeśli to działanie zakończyłoby się sukcesem, to można nawet podjąć próbę odbudowy okrętu. Zniszczona radykalnie jest tylko część dziobowa - sprawne pozostają maszynownia i 3/4 kotłowni. Kontrakcję floty niemieckiej, mającą na celu "dobicie" okrętu, raczej wykluczyłbym. Musiałaby mieć przecież miejsce w bezpośredniej bliskości obydwu umocnionych (artyleria i pola minowe) baz i liczyć się ze zdecydowaną kontrakcją ze strony floty polskiej. Ewentualna odbudowa "Magdeburga" dostarczyłaby bardzo wartościową jednostkę dla floty i umożliwiła zapoznanie się z (prawie) najnowszym produktem niemieckiego przemysłu okrętowego (w zakresie krążowników lekkich).
    ŁK

    OdpowiedzUsuń
  6. widze, że bardzo chciałbyś nowy krążownik w naszej flocie:) zapewniam, że takowy będzie, i to funkielnówka prosto z fabryki, a nie niemiecki powypadkowy wyklepany;)
    A na serio - w opłacalność takiej operacji to ja za bardzo nie wierzę. Zakładając że uszkodzenia są jak w realu (foto: http://www.steelnavy.com/images/Combrig%20Pallada%20II/Pallada5040Magdeburg.JPG ) to trzeba by odciąć pół okrętu i to zniszczone pół dobudować. Chyba nikt nigdy czegoś takiego nie zrobił? Anglicy zrobili Zubiana, ale mieli dwie połówki gotowe do połączenia. Tu trzeba by dziób zbudować od podstaw. Czysto teoretycznie jest to możliwe, ale czy opłacalne? Prawdę mówiąc, trudno mi sobie wyobrazić, by w rzeczywistości podjęto taką decyzję.
    Natomiast nie wykluczam jednego - że jakiś bliźniak Magdeburga znajdzie się pod naszą banderą po wojnie;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że nie lubisz go! :) Można przecież założyć, że uszkodzenia są jednak mniejsze. W realu wszedł on na skały (tu: tylko mielizna) i był poddany intensywnemu ostrzałowi z armat 6" przez krążowniki rosyjskie. Gdyby to był jakiś niemiecki "dziadek", typu np. "Gazelle", to daleki byłbym od "kruszenia kopii". Ale tu mamy nowoczesny okręt, mający za sobą zaledwie 2 lata służby! Nie upieram się przy odbudowie, ale zawartość kadłuba jest, sama w sobie, cenną gratką (turbiny, kotły, płyty pancerne). Oczywiście, ostatecznie los okrętu zależy od Ciebie. Zakładam jednak, że i my poniesiemy straty w klasie krążowników, przez co perspektywa odbudowy "Magdeburga" nie wydaje się tak bardzo absurdalna.
      ŁK

      Usuń
  7. To nie to że go nie lubię. PO prostu po takich uszkodzeniach gra nie wydaje mi się warta świeczki. Skoro dziobowe komory amunicyjne zostały wysadzone, to uszkodzenia muszą być analogiczne jak w realu, fakt wejścia na mieliznę wiele tu nie zmienia, bo część dziobowa jest zdemolowana w wyniku wybuchu. Reszta niby nietknięta, ale trudności techniczne w ściągnięciu jej do bazy i dobudowaniu dziobu wydają mi się spore. Nie wiem, może jeszcze ktoś by się wypowiedział?

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja natomiast uważam że warto wybebeszyć kadłub z rzeczy najcenniejszych, bo pod koniec wojny (a dokładniej mówiąc po jej zakończeniu i kilka lat później) to co teraz tkwi na pokładzie nie będzie warte więcej niż złom. Z pewnością po wojnie zaprojektujemy o wiele lepsze i wartościowsze okręty.
    (i nie to nie tak że nie lubię tego okrętu, tu patrzę bardziej praktycznie)
    Jest to wielki sukces, niestety należy do tych którymi za bardzo się chwalić nie można. :)
    Kpt.G

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To, że po wojnie zaprojektujemy lepsze okręty, nie budzi najmniejszej wątpliwości. Nb. już teraz mamy w składzie floty krążowniki lekkie, które nowoczesnością swej koncepcji biją "Magdeburga" na głowę. Odbudowując ten okręt, i to jak najszybciej, uzyskamy jednak wartościową jednostkę tej klasy. Tym cenniejszą, że nie wiadomo, czy sytuacja na frontach pozwoli nam na wprowadzanie do służby, w następnych latach, czegoś więcej niż niszczyciele i okręty podwodne + "drobnoustroje". Jako postulat minimalny pozostaje jednak przeholowanie wraku do stoczni i selektywna rozbiórka z odzyskaniem wszelkich wartościowych elementów wyposażenia.
      ŁK

      Usuń
  9. No dobrze, podejmiemy próbę ściągnięcia wraku (po uprzednim wymontowaniu z niego co się da). Jak się uda, to go doholujemy do bazy ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. tylko jak mam określić efekt akcji, żeby nie być posądzonym o stronniczość? ;-) chyba rzucę monetą :-D
    Orzeł - dopłynął, reszka - zatonął?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okaż mu łaskawość i "spowoduj" dopłynięcie do bazy.
      A i tak dziękuję za "pochylenie się" nad moją petycją!
      :)
      ŁK

      Usuń
    2. PS. Można by go na prawdę fajnie odbudować/przebudować, tak jak rewitalizowałeś "Nowika"/"Suzuyę". W zamian obiecuję nie marudzić jak uśmiercisz któryś z naszych (oby starszych!) krążowników.
      ŁK
      ŁK

      Usuń
  11. Ściągnięcie wraku musi potrwać. Na pewno Niemcy przed opuszczeniem okrętu otworzyli zawory denne oraz drzwi wodoszczelne w grodziach. Czyli jeśli teraz holownik ruszy kadłub, to pójdzie on na dno.
    Pierw nurkowie muszą zamknąć zawory i drzwi, ewentualnie inaczej je uszczelnić. Potem trzeba odpompować wodę z zalanych przedziałów. I dopiero wtedy można odholować wrak. Zważywszy, że nurkowie będą działać na ślepo, w nieznanym okręcie, to zajmie to raczej tygodnie niż dni.
    Zakładając, że wrak jest tak cenny, to Niemcy mogą w tym czasie:
    1. nic nie zrobić;
    2. wysłać okręt podwodny, żeby spróbował storpedować wrak;
    3. wysłać (w nocy?) torpedowce w celu storpedowania wraku;
    4. przeprowadzić wypad krążowników dla ostrzelania wraku z zaskoczenia;
    5. ALBO przeprowadzić poważną operację, w zamyśle totalnego zniszczenia baz i okrętów polskiej floty (kryptonim np.„Thors Hammer” – jeśli to w ogóle jest po niemiecku). Zespół np. co najmniej 12 drednotów w licznej osłonie, poprzedzany przez trałowce, przechodzi (skrycie) do Zatoki Gdańskiej i dalej do Kłajpedy. Wieczorem zaczyna się posuwać wzdłuż wybrzeża na północ od Kłajpedy. Wyliczenie jest takie, żeby o świcie być pod Lipawą i przeprowadzić ciężkie bombardowanie. Przez kolejne godziny przejść w celu zbombardowania Windawy. Po drodze „przy okazji” zniszczyć wrak Magdeburga.
    Z powodu płycizn warianty 2 i 3 są mało realne. Wariant 4 jest ryzykowny i w przypadku sukcesu nie daje niczego spektakularnego. W realu Niemcy próbowali aktywnością „zastraszyć” flotę rosyjską, tak, żeby mieć wolną rękę na Bałtyku i jednocześnie móc trzymać flotę na Morzu Północnym. Tak więc zakładam, że tu także chcą zmusić Polaków (i Rosjan) do defensywy – przez zastraszenie lub zniszczenie. Ponadto wariant 5 wydaje mi się „w stylu niemieckiej wojskowości” – szybkie, odważne, agresywne działanie, niebezpiecznie balansujące na granicy brawury, lekceważenia przeciwnika i myślenia życzeniowego. W istocie plan ma pełno wad i jeśli coś pójdzie nie tak, to sytuacja może stać się dla nich poważna.

    PS czy flota rosyjska cokolwiek zrobiła od początku wojny?

    H_Babbock

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Zespół np. co najmniej 12 drednotów w licznej osłonie, poprzedzany przez trałowce, przechodzi (skrycie)..."
      Wątpię, że Niemcy zdołaliby skrycie zebrać taki zespół, a co dopiero zaskoczyć nas nagłym pojawieniem się pod Lipawą.

      Usuń
    2. Podzielam powyższą opinię. I jeszcze słówko o autodestrukcji okrętu: została ona wykonana w pośpiechu i niestarannie - detonacja dotyczyła jedynie dziobowej części kadłuba, zapomniano o zniszczeniu dodatkowego egzemplarza książki szyfrów , więc i do otwarcia zaworów dennych dojść nie musiało. Ergo, sprawnie poprowadzona akcja ratownicza nie powinna zająć więcej niż 2 tygodnie.
      ŁK

      Usuń
  12. Magdeburg – zgadzam się, warianty 2 i 3 są mało realne. 4 teoretycznie możliwy, ale ryzyko spore – linie dozoru są zorganizowane i trudno się będzie im przecisnąć niepostrzeżenie, a więc ryzyko odcięcia przez przeważające siły polskie jest bardzo wysokie. Akcja dużej eskadry pancerników wydaje się możliwa , w końcu w rzeczywistości robili takie wypady w celach czysto demonstracyjnych.. Więc i tu by mogli;)
    Flota rosyjska – coś tam pewnie działa, ale na własnym podwórku, czyli na Bałtyku północnym. Mamy z nimi podzielone strefy odpowiedzialności, które się nie zazębiają. Stąd w moich opisach dotąd brak było akcji okrętów rosyjskich. Ale incydentalne współdziałanie wcale nie jest wykluczone.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że gorące niemieckie głowy zostały "ostudzone" casusem pancernika "Sedan", który doświadczył skuteczności działań polskich okrętów podwodnych! :)
      ŁK

      Usuń
    2. Skuteczność polskich okrętów podwodnych jest dla Niemców kubłem zimnej wody, ale (moim zdaniem, nie jestem niemieckim admirałem) ważniejsze jest to, że niemiecka 2. (dV nie zapominaj o kropce po liczebniku porządkowym) Grupa Rozpoznawcza, która chciała nas zaskoczyć, sama została zaskoczona przez gotowe do walki polskie drednoty. Duża akcja jest dla Niemców możliwa, ale nie z zaskoczenia. Muszą iść NA SIŁĘ, zgromadzić wszystkie dostępne okręty, zwłaszcza pancerniki typów Kaiser i König są w wysoce odporne na ogień polskich dział i nieźle uzbrojone.
      Z drugiej strony, nieźle nam idzie, co może polskie i rosyjskie dowództwo ośmielić do wspólnej dużej akcji. Razem możemy wystawić 8 drednotów, kilka predrednotów i sporą grupę nowoczesnych mniejszych okrętów.

      Usuń
    3. Drobna uwaga - wydawało mi się, że rosyjskie drednoty wchodziły do służby po listopadzie 1914.
      Czyli na dziś są 4 drednoty + predrednoty.
      H_Babbock

      Usuń
  13. Zgadza się, 2 pierwsze w listopadzie, kolejne w grudniu i styczniu 1915 r. Inna sprawa, że rosyjskie dowództwo bardzo bojaźliwie ich używało. No, ale może towarzystwo naszych drednotów by ich nieco ośmieliło ;)

    OdpowiedzUsuń