piątek, 3 czerwca 2016

Naloty sterowców




Wobec umiarkowanego sukcesu ataków przy pomocy branderów, dowództwo floty postanowiło zaatakować Gdańsk w zupełnie inny sposób, a mianowicie przy pomocy sterowców. Do akcji wyznaczono dwa największe posiadane aerostaty, Lewiatan i Behemot, z których każdy mógł zabrać po 4 bomby 100 kg. W pierwszym nalocie przeprowadzonym 14 sierpnia z powodu niskiego pułapu chmur w ogóle nie udało się odnaleźć celu którym był port i okręty w nim cumujące i bomby trzeba było zrzucić do morza. W drugim nalocie 2 dni później, przeprowadzonym również z zamiarem zbombardowania portu co prawda udało się odnaleźć cel, ale żadna z bomb nie była celna. Okazało się, że trafienie bombą z pokładu sterowca w punktowy cel jakim jest okręt bądź statek, nawet nieruchomy, przestawia nie lada kłopot. Nie dość że sterowiec był mało zwrotny i powoli reagował na stery, to jeszcze był podatny na ruchy powietrza, które mogły wpływać na kurs aerostatu. Wszystko to powodowało olbrzymie trudności w precyzyjnym celowaniu.  Stąd też uznano, że bardziej sensowne i rokujące sukces jest atakowanie rozległych celów powierzchniowych położonych na lądzie. W kolejnym nalocie przeprowadzonym 19 sierpnia celem był kompleks zabudowań fabryki karabinów przy Weidengasse. Cel ten co prawda udało się odnaleźć, ale tylko jedna z bomb trafiła w zabudowania fabryczne, powodując umiarkowane szkody. Pozostałe spadły niestety na pobliskie zabudowania. Kolejny z serii nalotów przeprowadzono 23 sierpnia, tym razem na składy amunicji na Westerplatte. Jak poprzednio, rozrzut bomb okazał się ogromny, od basenu portowego aż po zakręt pięciu gwizdków, i nalot byłby kolejnym fiaskiem, gdyby nie łut szczęścia – jedna z bomb trafiła w cumujący przy północnym nabrzeżu basenu amunicyjnego statek z ładunkiem pocisków artyleryjskich i ładunków miotających. Trafienie 100 kg bombą spowodowało reakcję łańcuchową – doszło do eksplozji której siłę oszacowano na ekwiwalent 500 ton trotylu. Statek amunicyjny został rozerwany na strzępy, zdemolowana została cała infrastruktura w sąsiedztwie basenu, w tym stanowiska dział kal. 150 mm w znajdującej się na Westerplatte baterii No. 8., baraki artylerzystów, magazyny amunicyjne
Uszkodzenia odniosły też okręty znajdujące się w basenie portowym – najcięższe krążownik Theseus zacumowany najbliżej ujścia Martwej Wisły (kanału portowego), na którym wskutek deformacji poszycia powstały liczne przecieki, ledwo opanowane przez załogę, zniesione zostały maszty i kominy, oraz wyrwana została z lawet część artylerii. Lżejsze uszkodzenia odniosły stojące za nim krążowniki Dortmund, Thetis i awizo Hela.   
Miary zniszczeń dopełniły statek handlowy o pojemności 1000 BRT i holownik, które stały w kanale portowym i tam zatonęły oraz ciężko uszkodzone latarnia morska i budynek kapitanatu portu.

18 komentarzy:

  1. Sterowce dobrze nadają się do atakowania dużych powierzchniowo celów. Lucky hit, w postaci trafienia transportowca amunicji, zadecydował o sukcesie rajdu z 23 sierpnia. No cóż... wojenne szczęście jest też bardzo potrzebne.
    ŁK

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale mimo wszystko to był fuks i nie jestem przekonany czy rajdy będą kontynuowane - być może "latające cygara" powrócą do służby patrolowej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A samoloty? Zamiast kilku dużych bomb spróbujmy zrzucić 100 małych.

      Usuń
    2. dV - jestem tego samego zdania, chyba że bombardowania odwetowe miast niemieckich, przed którymi się wzbraniasz!
      ŁK

      Usuń
    3. Pardon, a już Niemcy dokonali jakichś nalotów na bezbronne miasta, że opinia bądź sztab żądają odwetu?

      Usuń
    4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    5. Nalotów to nie, ale w sierpniu zdemolowali Kalisz, za który opinia publiczna zapewne domaga się podjęcia działań odwetowych.

      Usuń
  3. No nie. Za wcześnie na samoloty.

    Piotr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już dwa lata wcześniej włoskie samoloty przeprowadzały ataki bombowe.

      Usuń
  4. Samolotów które by mogły przeprowadzać bombardowania na razie nie mamy (przynajmniej we flocie, na której koncentruje sie mój blog). nie wiem, może w armii mają jakieś Muromce, to może by mogli coś podziałać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Początkowo bombardowania przeprowadzały samoloty nieprzystosowane do tego. Obserwator ręcznie brał pocisk moździerzowy (albo granat czy coś podobnego), wystawiał na bok i fru. Trafiło albo nie. Możemy wysłać kilkadziesiąt samolotów, niech każdy weźmie choćby 20 kg amunicji. Nalot na nieprzygotowany cel może przynieść efekty i fizyczne i moralno-propagandowe. Nadal uważam, że należy atakować cele wojskowe (koszary, magazyny, szkoły wojskowe), w drugiej kolejności obiekty przemysłowe związane z produkcją wojenną i transport. Miasta zostawić w spokoju, jeśli nie z pobudek humanitarnych, to z chciwości. Zamierzamy wygrać tę wojnę i przejąć sporą część Niemiec. Nie należy więc bombardować naszych przyszłych domów.

      Usuń
  5. Oczywiście, zdaję sobie sprawę jak te bombardowania wyglądały na początku wojny. Ale skuteczność tego była raczej umiarkowana (bomby były małego wagomiaru), więcej w tym było efektu psychologicznego niż realnego. No chyba, że będziemy mieć bombowce z prawdziwego zdarzenia - może by kupić jakieś Muromce dla floty? Trochę to niestandartowe, ale w sumie możliwe - te samoloty mogły przecież być dostępne w 1914 r.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeśli chodzi o Muromce to jestem za, do 500kg bomb przy zastosowaniu mieszanki lekkich i cięższych można co nieco osiągnąć. Do "pary" Muromcom można zakupić jakieś myśliwce które by je eskortowały.
    Widać teraz obrona bazy jest nieco osłabiona, proponuję więc kolejny rajd przeprowadzić za pomocą Okrętów Liniowych, w celu zwiększenia zniszczeń i strat, równocześnie pod Świnoujście i Kilonię posłać nasze op (w tym nasze podwodne minowce).
    Proponuję też jakiś statek posłać by w nocy na wysokości Helu postawił miny. Nie musi być wcale duży, jeśli o mnie chodzi, to może być jakaś jednostka rybacka która regularnie by się tam pojawiała i zrzucała nawet po kilka min.. mina do miny i uzbiera się pole minowe. ;)
    Kpt.G

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyspecjalizowanych myśliwców jeszcze nie ma, a Muromiec jest na te czasy szybki i świetnie uzbrojony, więc klucz ich sam sobie poradzi.
      Okręty liniowe mogą narobić sporo zniszczeń, jeśli nie wpakują się na miny. Mamy rozpoznane niemieckie pola?
      Jeśli chcesz stawiać miny z dala od baz, użyj Muromców. Niewiele na raz przeniosą, ale mogą działać na dużym obszarze i są dużo mniej narażone na przeciwdziałanie floty wroga niż jakiś pomocniczy stawiacz min.

      Usuń
  7. Myśliwców istotnie jeszcze nie ma, bo nie ma potrzeby - ptrzeciwnik nie dysponuje jeszcze żądnym środkiem przeciwdziałania atakowi takich Muromców.
    Akcję pancerników pod wrogim wybrzeżem rozważam, niestety pól mionowych w bzpośredniej bliskości baz wroga raczej nie mamy zbyt dobrze rozpoznanych, dlatego akcję trzeba by przeprowadzić razem z trałowcami - trochę karkołomne, ale może by się dało. Inaczej sobie nie wyobrażam - ryzyko wejścia na minę za duże (w 1917 r. w zcasie operacji moonsundzkiej Baden wszedł na minę mimo trałowania przez liczne jednostki, a to nie było w pobliżu większych baz i silnych baterii nadbrzeżnych).
    Co do stawiania min na raty, po kilka, to jestem sceptyczny. Zbyt duże ryzyko wpakowania się na którąś z poprzednio postawionych! Raczej nie da się tak precyzyjnie nawigować, by stawiać miny w trakcie odrębnych rejsów. Chyba że poszczególne ich linie będą znacznie od siebie oddalone, ale wtedy trudno mówić o jednym polu minowym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tymi samolotami ("Ilia Muromiec") jest jeszcze jeden problem. Do końca 1914 r. zbudowanych zostało bodaj 9 egzemplarzy!
      ŁK

      Usuń
    2. Możemy kupić licencję i produkować sami, np. w Warszawie? ;) W ten sposób do wybuchu wojny mielibyśmy kilka sztuk. Sterowce produkujemy, to może z samolotem na podstawie gotowych planów dalibyśmy sobie radę?

      Usuń
    3. Te samoloty, mimo imponujących charakterystyk (udźwig bomb i uzbrojenie strzeleckie) miały jednak poważną wadę w postaci "kruchości" konstrukcji. Przy gigantycznych wymiarach był to jednak samolot o konstrukcji całkowicie drewnianej i skrzydłach pokrytych płótnem - całkowicie zgodnie z ówczesnymi standardami konstrukcyjnymi! Osobiście skłaniałbym się w kierunku wypracowania konstrukcji mniejszego, bardziej zwartego, samolotu dwusilnikowego.
      ŁK

      Usuń