środa, 11 stycznia 2017

Działania na wodach Afryki wschodniej w listopadzie 1914 r.



2 listopada dokonano wreszcie lądowania w Niemieckiej Afryce Wschodniej. Desant nastąpił w rejonie Tangi i wziął w nim udział liczący 8000 żołnierzy korpus ekspedycyjny sformowany w Indiach oraz 4000 żołnierzy polskich wojsk kolonialnych z Madagaskaru, przewiezionych na pokładach transportowców Mazowsze, Madagaskar i Generał Weyssenhoff. Lądowanie odbyło się przy silnym wsparciu artylerii okrętowej – w tym polskiego pancernika Zygmunt Stary, brytyjskiego Goliath i kilku brytyjskich krążowników. Wobec uprzedniego ogołocenia kolonii z okrętów niemieckich (część wyszła na ocean, część zatopiono, Konigsberg był zablokowany a jedyny pozostały większy okręt – krążownik Prinzess Wilhelm rozbrojono jako nieprzydatny do prowadzenia działań) samo lądowanie nastąpiło bez większych przeszkód. Już na lądzie napotkano niespodziewanie silny opór obrony niemieckiej. Walki przeciągnęły się aż do 1916 r. i pociągnęły konieczność zaangażowania dodatkowych oddziałów alianckich, w tym Polskich i francuskich wojsk kolonialnych z Madagsakaru.
Jedyne przeciwdziałanie inwazji podjął bodaj ostatni z okrętów niemieckiej floty – kanonierka Leopard, która usiłowała ostrzelać statki z desantem, ale została odgoniona ogniem samych transportowców. Pościg na niemieckim okrętem podjęły niszczyciele – polski Arkebuzer i brytyjskie Virago i Locust. Niemiecki dowódca nie widząc szans na ucieczkę jak i skuteczną walkę skierował kanonierkę ku brzegowi i tam ją zatopił.
7 listopada niszczyciel Rajtar przechwycił w rejonie Seszeli niemiecki jacht, który usiłował przedrzeć się z zaatakowanej kolonii. Po obsadzeniu załogą  pryzową zdobycz odprowadzono do portu w Diego-Suarez.
W pierwszej połowie listopada kilka nieudanych prób Konigsberga podjęli Brytyjczycy. Użyli  samolotów marynarki, a nawet skorzystali z usług cywilnego lotnika, ale wszystkie te działania spełzły na niczym. W końcu postanowiono sięgnąć po okręty. Ostrzał z pancernika Goliath, okazał się również nie skuteczny – głęboko zanurzony okręt nie mógł podejść odpowiednio blisko, by dosięgnąć celu. Potrzeba było okrętu, który mógłby pożeglować w górę rzeki, czyli o małym zanurzeniu. Strona polska zaproponowała ściągnięcie z Togo monitora Herakles, ale to musiało trochę potrwać. Natomiast spośród jednostek które były na miejscu, wymarzoną do tego celu wydawała się kanonierka Syrena, mająca zanurzenie rzędu 3,6 m i nieduże rozmiary. Akcję przeprowadzono 20 listopada. Niestety, małe zanurzenie nie na wiele się to zdało, bowiem przy jednym z zakoli rzeki okręt zbytnio oddalił się od środka toru wodnego i  wszedł na mieliznę.  Mimo usilnych starań nie udawało się go z niej ściągnąć. Nie pomogła także pomoc brytyjskiego kontrtorpedowca Griffon, który okazał się za słaby by ściągnąć prawie 1.700 tonowy kadłub kanonierki. Wkrótce dostała się ona pod ogień niemieckich dział polowych rozmieszczonych wzdłuż nurtu rzeki, a w dodatku groziło, że może zostać zajęta przez podchodzące oddziały wroga. W tej sytuacji dowódca postanowił wysadzić okręt w powietrze. 

20 komentarzy:

  1. Ekscytujący jest ten zdobyty jacht. Kiedy wszedł do służby i jaka jest jego wyporność? Czy jest to jednostka stricte żaglowa, czy też żaglowo-parowa? A może jest to, po prostu, jacht parowy ze szczątkowym, "dekoracyjnym" ożaglowaniem? Bardzo bolesna jest utrata "Syreny". Trzeba jednak było zaczekać na ściągnięcie monitora i (koniecznie!) dokonać rozpoznania hydrograficznego rzeki. Może to być bardzo trudne z uwagi na obecność niemieckich baterii armat polowych.
    ŁK

    OdpowiedzUsuń
  2. Jacht jest parowy, wprawdzie umiarkowanie szybki ale całkiem spory i - jak mi się wydaje - zgrabny. Więcej szczegółów wkrótce :)
    Co do Syreny - oczywiście okrętu szkoda, ale też aż tak bardzo za nią nie rozpaczam. Okręt był już nienajmłodszy, a i koncepcyjnie dość przestarzały (działa 203 mm z których każde mogło strzelać tylko na jedną burtę, a obydwa tylko w kierunku dziobu). Ale faktem jest, że w nastęonej akcji trzeba będzie lepiej rozeznać rzekę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A gdzie opis boju artyleryjskiego Syreny? Kiedy "dostała się ona pod ogień niemieckich dział polowych", zapewne podjęła walkę. Tych dział Niemcy mieli w okolicy niewiele, a Syrena była silnie uzbrojona i opancerzona, podejrzewam, że dopiero zbliżająca się piechota zmusiła załogę do wysadzenia okrętu.

      Usuń
    2. Jacht scharakteryzowałeś dość ogólnikowo, jest to więc bezsprzecznie jednostka ciekawa! Posiada napęd mechaniczny (pewnie z 15 węzłów jednak osiąga!), będzie mogła zatem służyć, po uzbrojeniu, jako pomocnicza kanonierka lub stawiacz min, albo i "coś" innego. :)
      ŁK

      Usuń
    3. Jednostkę zaprezentuję już niebawem, proszę jeszcze o trochę cierpliwości :) na razie zdradzę tylko, że utrafiłeś w punkt z prędkością ;)

      Usuń
    4. Czyli, jak na jednostkę o niewojennym rodowodzie, jest całkiem "żwawy" (że użyję ulubionego słówka Kolegi Kpt. G!).:)
      ŁK

      Usuń
  3. No cóż widać załoga spanikowała lub maskowanie baterii polowej było lepsze.. (nie wspominając już o tym iż w unieruchomiony okręt jest o wiele łatwiej się wstrzelać). Pytanie: w jakim stanie obecnie jest Syrena? Być może będzie z niej jeszcze użytek (w sensie załoga z ochotników wraca na jednostkę i w razie czego daje "ogień osłonowy" dla Heraklesa)..
    Kpt.G

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcale nie musiała wybuchać panika. Jeśli pozbawiona możliwości manewru "Syrena" stała celem np. półbaterii haubic 149 mm (strzelających ogniem stromotorowym z zakrytych stanowisk ogniowych), to jej sytuacja była nie do pozazdroszczenia. Sądzę, że przed opuszczeniem okrętu załoga zadbała przede wszystkim o pełną destrukcję artylerii, radiostacji i cennego wyposażenia nawigacyjnego. Sam okręt, jako ewentualny pryz, nie miał dla broniących się Niemców większej wartości.
      ŁK

      Usuń
    2. Też myślę, że nie musiało dojść do paniki. Okręt był unieruchomiony i w ten sposób był idealnym celem. Z drugiej strony, nawet niewiele dział niemieckich skrytych w gęstych zaroślach mogło być dużym zagrożeniem - naszym ciężko je było zlokalizować, a sami byli idealnym, odsłoniętym i nieruchomym celem. W zaistniałej sytuacji samozniszczenie okrętu było chyba jedynym sposobem by nie wpadł w ręce wroga a jednocześnie by nie ponosić niepotrzebnych strat.

      Usuń
    3. Primo - Syrena była opancerzona, dla artylerii polowej twardy cel. Secundo - piszecie, że była odsłonięta (najgorszy dla niej scenariusz), a artyleria niemiecka strzelała z zakrytych, zamaskowanych stanowisk (najlepszy dla niej scenariusz). Skąd aż taki pech?

      Usuń
    4. Czy to że unieruchomiony okręt na mieliźnie jest nieosłoniętym celem, to jakiś szczególny pech? albo to, że w tym rejonie na lądzie są gęste tropikalne zarośla, które same w sobie dobrze maskują ukryte między nimi działa? Zresztą, Brytyjczycy realnie próbujący się dobrać do Konigsberga natrafili na analogiczny problem.

      Usuń
    5. Niemiecka artyleria polowa to nie tylko "śmieszne" armaty 77 mm.
      ŁK

      Usuń
    6. A jaką większą artylerię mogli zgromadzić na tym zadupiu i ile do niej amunicji? Dodać należy, że Syrena jest dla artylerii ciężkiej celem niedużym.

      Usuń
    7. Niedużym, ale nieruchomym. Można się więc skutecznie wstrzelać, nawet ogniem stromotorowym. Co do dział polowych, to myślę, że haubica 149 mm nie jest aż takim "dziwem", żeby pojedyncza bateria nie mogła się znaleźć na terenie tej niemieckiej kolonii.
      ŁK

      Usuń
    8. Czy niedużym, to bym się spierał. Na pewno większym i lepiej widocznym, niż dla polskich artylerzystów działa w dżungli na lądzie. W dodatku nieruchomym. Wspomnieć jeszcze należy o ukrytych niemieckich stanowiskach obserwacyjnych które z pewnością pomogły by im uzyskać sporą celność ognia (jak w rzeczywistości - 6 lipca 1915 r. monitory brytyjskie otrzymały parę trafień).
      Wspomnę jeszcze o opancerzeniu kanonierki - pas pancerny miał 25 m długości i 2 m wysokości i chronił w zasadzie tylko maszynownię i kotłownię. Ale to, ze względu na unieruchomienie jednostki nie miało żadnego znaczenia. Reszta kadłuba nie była opancerzona, i mogła być swobodnie demolowana nawet pociskami lżejszych kalibrów.
      W sumie, jakoś nie potrafię sobie wyobrazić sukcesu w takich uwarunkowaniach.

      Usuń
  4. Co do samego okrętu - został zniszczony dokumentnie, tak by nie dać wrogowi cennej zdobyczy (zwłaszcza artylerii, którą mogli by użyć do działań na lądzie). Stąd nie ma najmniejszych szans na jakiekolwiek jego wykorzystanie w przyszłości - obecnie stanowi co najwyżej poskręcaną kupę złomu..

    OdpowiedzUsuń
  5. Właściwym egzekutorem do rozstrzelania Konigsberga byłby Tantal, ale nie ma go w pobliżu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Moim zdaniem szkoda by było ryzykować nowoczesny krążownik, nawet jeśli byłby dostępny. Ryzyko, że utknie gdzieś na rzece jest jednak spore, a wtedy - czeka go los Syreny. Monitor wydaje się być lepszym rozwiązaniem - ma mniejsze rozmiary, mniejsze zanurzenie, cięższe działa i jest silniej opancerzony. Jednostka niemal idealna do tego celi, jeśli tylko akcję przeprowadzi się ostrożnie i z rozwagą ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że masz całkowitą rację. Konieczne będzie jednak gruntowne rozpoznanie hydrograficzne ujścia rzeki i balon obserwacyjny (czy może jakieś inne rozwiązanie?!) do korekty ognia.
      ŁK

      Usuń
  7. Zgadza się, korygowanie ognia będzie konieczne. Być może nawet przez samoloty :)

    OdpowiedzUsuń