czwartek, 25 stycznia 2018

Akcje miniaturowych okrętów podwodnych



Pierwszą akcje przy użyciu miniaturowego okrętu podwodnego zamierzano przeprowadzić zaraz po zbudowaniu pierwszej tego typu jednostki, we wrześniu 1915 r. Do transportu wykorzystano okręt podwodny Rekin (typu Skrzydlica). Niestety akcja nie powiodła się – gdy miało dojść do rozdzielenia, zawiódł system zwalniania miniaturowego okrętu podwodnego z mocowania do okrętu-matki, wskutek czego nie udało się jednostek rozdzielić w położeniu podwodnym, a i ręczne próby na powierzchni niewiele dały. Wskutek tego niepowodzenia przekonstruowano wadliwe elementy i dokonano stosownych prób na morzu, dzięki czemu podobna sytuacja w przyszłości nie miała się prawa zdarzyć.  
22 października 1915 r. postanowiono przeprowadzić kolejny atak miniaturowych okrętów podwodnych na bazę w Gdańsku. Tym razem do akcji wyznaczono wszystkie cztery zbudowane jednostki (od P-1 do P-4), każdy przenoszony przez okręt podwodny typu Skrzydlica. Plan zakładał nocne skryte podejście w rejon Gdańska, zanurzenie w odległości uniemożliwiającej dostrzeżenie jednostek z lądu i uwolnienie miniaturowych okrętów podwodnych w położeniu podwodnym. Następnie miały się one skierować ku portowi i zaatakować znajdujące się tam okręty, a następnie w miarę możliwości – próbować wydostać się na pełne morze i udać w kierunku własnych portów. Jednocześnie wydano w morze praktycznie wszystkie dostępne siły lekkie, licząc na to, iż może udać się napotkać jednostki wracające z akcji i ewentualnie wziąć je na hol.
Do czasu wypuszczenia miniaturowych okrętów podwodnych akcja szła gładko i zgodnie z planem. Potem jednak zaczęły się komplikacje. Na P-4 doszło do awarii włazu który zaczął przeciekać i uniemożliwiał rejs w zanurzeniu. Atak w położeniu nawodnym nie rokował żadnych szans powodzenia, w związku z czym załoga zawróciła ku własnym bazom. Szczęśliwie udało im się uniknąć wrogich okrętów i dopłynąć do Połągi. Druga jednostka (P-1) w ciemnościach nie zdołała odnaleźć wejścia do portu i po krótkotrwałym jego poszukiwaniu musiała się wynurzyć i spróbować powrotu do własnych baz. Nie miała jednak tyle szczęścia co P-4, gdyż wkrótce natknęła się na wrogi patrolowiec, który zatopił ją ogniem artyleryjskim z najbliższej odległości. Ostatecznie do portu zdołały wedrzeć się dwie jednostki (P-2 i P-3). W porcie przebywały w tym czasie 5 predrednotów, 3 krążowniki pancerne i liczne mniejsze jednostki.
P-2 wziął na cel potężny kadłub krążownika pancernego Prinz Adalbert, który świeżo co został wyremontowany po uszkodzeniach zadanych przez okręt podwodny Rekin.   Celnie wymierzona torpeda spowodowała eksplozję komór amunicyjnych krążownika i jego błyskawiczną destrukcję. Jednocześnie, z racji minimalnego dystansu strzału, okazała się zabójcza także dla atakującego. Fala uderzeniowa wybuchu rozchodząca się pod wodą spowodowała rozszczelnienie kruchego kadłuba P-2 i w efekcie szybkie jego zatonięcie. Niejako przy okazji, potężny wybuch komór amunicyjnych Prinz Adalberta spowodował poważne szkody w urządzeniach portowych.
Więcej szczęścia od P-2 (choć mniej skuteczności) miała załoga P-3, która w tym samym czasie na cel wzięła pancernik Elsass. Torpeda z tej jednostki najprawdopodobniej ugodziła atakowany okręt, ale z niewiadomych przyczyn nie wybuchła i nikt na pokładzie nawet nie zauważył ataku. W tym samym mniej więcej czasie na dno poszedł Prinz Adalbert. Niemcy skoncentrowali się na akcji ratunkowej, nie przypuszczając nawet, jaka była prawdziwa przyczyna zagłady okrętu. To dało szansę załodze P-3 na niepostrzeżone wydostanie się z portu. Szczęście nie opuściło ich także później, gdy zmuszeni do wynurzenia na skutek wyczerpania się akumulatorów nieopodal wyjścia z portu płynęli ku własnym brzegom. Udało im się uniknąć wrogich dozorowców, a potem natknęli się na własne niszczyciele, z których jeden wziął P-3 na hol i bezpiecznie doprowadził do Lipawy.   
Podsumowując, akcja miniaturowych okrętów podwodnych zakończyła si spektakularnym sukcesem. Za cenę utraty dwóch jednostek i 4 członków załóg, udało się zniszczyć duży (choć nie najnowocześniejszy ) okręt przeciwnika i pośrednio wyrządzić spore szkody w infrastrukturze bazy.

13 komentarzy:

  1. Sukces jest duży ale czy zatopienie P-1 nie ujawnia naszej nowej broni? I przy okazji pytanie, gdzie cumował Prinz Adalbert http://starenowemapy.pl/2017/06/11/port-w-gdansku-1929/ Może uda sie ustalic jakie szkody w porcie powstały?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prinz Adalbert stał w basenie zachodnim, przy południowym jego nabrzeżu, tuż obok miejsca gdzie basen łączy się z kanałem portowym. To jedno z niewielu miejsc, gdzie okręt był narażony na atak torpedą - w samym basenie, ze względu na jego rozmiary, atak torpedowy nie byłby możliwy.
      Oczywiście, istnieje też ryzyko ujawnienia naszych naszych miniaturowych OP. Jak Niemcy dojdą do wniosku, że okręt sam z siebie raczej nie wyleciał w powietrze, to mogą zacząć przeczesywać dno. A mogą rychło dojść do takiego wniosku, gdy własny patrolowiec zamelduje o zatopieniu jakiegoś dziwnego małego okręciku na pełnym morzu i pokojarzą fakty...

      Usuń
    2. "W nocy wszystkie koty szare", może zameldują że "...wykryli, zaatakowali i zatopili OP w trakcie zanurzania lub w półzanurzeniu płynący..." i podejrzanymi o atak zostaną np. nasze Hollandy...

      Usuń
    3. Miejmy taką nadzieję :)

      Usuń
  2. Bezwzględnie ta akcja zakończyła się dużym sukcesem. Jednocześnie pozwoliła na zebranie niezbędnych doświadczeń na przyszłość. Moim zdaniem ujawnienie naszej nowej broni ma również swoje pozytywne aspekty. Wprowadzi stan permanentnego alarmu w siłach dozorowych, zabezpieczających niemieckie bazy. A to z kolei przełoży się, po pewnym czasie, na obniżenie psychicznej odporności załóg, zarówno sił zagrodowych, jak i stacjonujących w bazach dużych jednostek floty. Innymi słowy, taką akcję należy, co rychlej, powtórzyć!
    ŁK

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Problemem jest tylko to, że na chwilę obecną mamy tylko 2 jednostki zdolne do akcji. Kolejne 2 wejdą do służby w początku 1916 r. Ale zawsze możemy spróbować akcji mniejszymi siłami. problem będzie wtedy, gdy Niemcy cofną okręty w głąb basenów portowych, gdzie mocno kłopotliwe będzie zaatakowanie ich torpedami. Ale może coś w tym temacie wymyślimy, pewien pomysł mam :)

      Usuń
    2. Jeśli wykorzystamy doświadczenia z pierwszej akcji, to i dwie jednostki mogą okazać się nadzwyczaj efektywne.
      ŁK

      Usuń
  3. Pytanie: na ile dowództwo jest świadome sukcesu i problemów? Załogi, które zginęły raczej nie opowiedziały swoich doświadczeń, chyba że na seansie spirytystycznmym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świadomość sukcesu dowództwo posiada, załoga P-3 z pewnością odnotowała dużą eksplozję w porcie, co jednoznacznie wskazuje na sukces odniesiony przez P-2. Natomiast co do problemów - zakładam, że też nie są one mu obce. Kwestie włazów czy systemu zwalniania jednostek zostały zameldowane, podobnie jak fakt iż torpeda P-3 nie zadziałała. Niewyjaśniony może ewentualnie pozostać fakt utraty P-2, choć i tu nie wykluczam, iż powiązane zostaną fakty eksplozji amunicji na zaatakowanej jednostce niemieckiej z małym dystansem ataku i naturalnie małą odpornością jednostki atakującej na działanie fali uderzeniowej.

      Usuń
  4. Jak dla mnie wynik dobry, wypadałoby jeszcze posprawdzać ocalałe lilipucie okręty i usunąć wady na tyle na ile to możliwe, przebywające zaś w budowie okręty można po prostu wzmocnić konstrukcyjnie, choćby "spoiwa" kadłubów.
    Warto pomyśleć nad stawianiem min z tych jednostek.
    https://pl.wikipedia.org/wiki/Brytyjskie_okr%C4%99ty_podwodne_typu_X
    kto wie.. może dorobimy się w przyszłości seehundów.. :)
    Kpt.G

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teoretycznie min można by spróbować, ale w takim przypadku widziałbym akcję w ten sposób, że miniaturowe OP weszły by na kanał portowy i tam zostawiły miny, licząc że jakaś jednostka wchodząc bądź wychodząc z portu wpadnie na nie. Umieszczenie min w pobliżu zacumowanych okrętów wydaje mi się ekstremalnie trudne. Wadą zaproponowanego rozwiązania jest to, że nie mamy specjalnie wpływu na wybór celu - na minę może wpaść równie dobrze pancernik jak i jakiś pomocniczy dozorowiec.

      Usuń
    2. Być może.. ale akwen na pewien czas zostanie zamknięty=Dezorganizacja żeglugi =opóźnienia/utrudnienia=wróg ma trudniej =bliżej do zwycięstwa.
      Kpt.G

      Usuń
    3. Kanał portowy czyli Wisła w tym przypadku ma 10-11 metrów głębokości. Na minę ustawioną na 5-6 metrów zanurzenia nie wejdzie żaden dozorowiec ani niszczyciel tylko spory handlowiec lub co najmniej krążownik. Tylko zaraz potem wejście do portu przegrodzi sieć i można minować farwater przed falochronami i redę. Podobnej akcji można spróbować w Pilawie, bo Kilonia zbyt daleko, chyba że zasięg podwodny w miniaturkach podwoimy.

      Usuń